- Sąd oddalił pozew Bezpartyjnych Samorządowców przeciwko liderowi KO Donaldowi Tuskowi, który nazwał BS "przystawką PiS-u" i "pomocnikami Kaczyńskiego". Chwilę po wyroku szefowa sztabu KO w mediach społecznościowych napisała, że można tak mówić o BS.
- Jak widać niektórym można w tym kraju więcej. Nie zgadzamy się z tym wyrokiem. Nie jesteśmy przystawką PiS-u. Takie oskarżenia są wynikiem tego, że jesteśmy w koalicji z PiS-em w województwie dolnośląskim.
- I jest to prawda.
- Tak, ale w województwie lubuskim Bezpartyjni Samorządowcy tworzą w sejmiku województwa koalicję z Koalicją Obywatelską, tyle że w obecnej sytuacji politycznej, w czasie kampanii wyborczej, naszym przeciwnikom na rękę jest budować narrację polityczną, która stawia BS w pozycji "przystawki PiS-u". Podejrzewam, że gdyby dzisiaj w kraju rządziła Koalicja Obywatelska, zarzucano by nam, że jesteśmy przystawką KO. W tym momencie najłatwiej jest atakować, próbując zdyskredytować przeciwnika. A że nie jesteśmy dużą organizacją, to jesteśmy łatwo wystawieni na strzał. To, że w nas strzelają, dowodzi jednak, że się nas boją i nie bez powodu. Jeden z ostatnich sondaży pokazuje, że poparcie dla naszej partii rośnie, a to oznacza, że komuś te głosy zabieramy, więc komuś ich zabraknie, by wygrać i dlatego przeciwnicy próbują nas zdyskredytować. Robi to zarówno KO jak i PiS. Tymczasem po wyborach Bezpartyjni Samorządowcy dzięki zdobytym mandatom będą potrzebni do utworzenia rządu, niezależnie od tego, kto te wybory wygra. Według mnie zarówno KO jak i PiS będą musiały rozmawiać z Bezpartyjnymi Samorządowcami. Czy te ataki na naszą partię są więc dzisiaj potrzebne? Nie wiem.
- Komu odbieracie głosy?
- Zarówno Koalicji Obywatelskiej jak i PiS-owi, ale też Trzeciej Drodze. Tylko, że my nie startujemy po to, żeby komuś zabierać głosy. W sondażach mówiących o partii drugiego wyboru Bezpartyjni mają 7 procent, czyli od kiedy się zarejestrowaliśmy coraz więcej. Gdy się rejestrowaliśmy, nikt nam nie dawał szans. Nie wierzył, że zarejestrujemy listy w całym kraju. Dzięki skutecznej kampanii, jesteśmy jednak coraz bardziej rozpoznawalni. Ludzie zaczynają nas słuchać, interesować się. Prawie 9 % wyborców wciąż jest niezdecydowanych, bo szuka czegoś nowego, a my możemy im to zaoferować.
- Dlaczego wy?
- Na naszych listach jest wielu samorządowców, bo z wieloma współpracujemy, w tym prezydenci miast, np. Kalisza czy Sieradza. To ludzie, którzy są blisko mieszkańców danych regionów, więc znają ich oraz ich problemy. Mamy też bardzo konkretny program i stawiamy na proste rzeczy, na które mimo to nikt do tej pory nie zwracał uwagi jak bezpłatna komunikacja, która już funkcjonuje w kilku regionach, czy pit zero, który daje realnie szanse na wyższe pensje.
- Powiedział pan, że dzisiaj zarzuca się BS współpracę z PiS-em, ale gdyby rządziła KO, to mówiono by się to samo, tylko dotyczyłoby KO. Czy to znaczy, że po wyborach dogadacie z każdym, niezależnie od tego kto wygra?
- Mamy dużą zdolność koalicyjną. Wiemy, że po wyborach BS nie będą duża siłą, ale istotną. Idziemy z konkretnym programem, będziemy więc rozmawiać z każdym, kto pomoże nam ten program zrealizować. Dla nas najważniejsza jest realizacja programu. Dzisiaj zarzuca nam się koalicję z PiS-em, ale ona powstała, bo PiS zgodził się na nasze warunki. w umowie koalicyjnej jasno określiliśmy nasze cele, czyli co chcemy, by zostało zrobione, i PiS się na to zgodził. Zawierając wtedy koalicję z KO nie udałoby się tego zrealizować. Koalicja z PiS-em była więc korzystniejsza nie dla nas, Bezpartyjnych Samorządowców, tylko dla mieszkańców Dolnego Śląska, naszego regionu.
- Ale taka umowa działa w dwie strony, wy też musieliście się zgodzić na warunki PiS.
- Oczywiście.
- I co, jesteście zadowoleni z tej współpracy?
- Nie jest to łatwa współpraca, chociażby ze względów ideologicznych. Dla mnie osobiście jest kilka tematów, w których się nie zgadzamy, jak np. in vitro. Ja jestem "za". Nie jestem radnym sejmiku i nie musiałem głosować w tej sprawie, ale wiem, że wielu moich kolegów radnych stało przed dylematem. W naszej organizacji nie ma dyscypliny partyjnej, ale koalicja, ta czy inna, zobowiązuje i czasem trzeba zagłosować wbrew sobie, bo dzięki temu inne rzeczy ważne dla regionu są realizowane, a jak wspomniałem to jest dla nas najważniejsze i myślę, że będzie decydujące przy zawieraniu nowej koalicji, tym razem w Sejmie, chociaż to będzie dużo trudniejsze niż w sejmiku. Jaka więc ona będzie, z kim, nie wiem. Mam nadzieję, że będzie dobra dla naszych wyborców.
- Pan jest kandydatem BS do Senatu, izby wyższej parlamentu, często nazywanej izbą refleksji i zadumy. Wielu kojarzy się ona z osobami z dużym doświadczeniem życiowym i zawodowym. Pan ma zaledwie 34 lata, a więc nie tak dawno nabrał praw do kandydowania na senatora. Skąd taka decyzja?
- Może czas odmienić optykę Senatu. Nie wiem, dlaczego utarło się, że do Senatu kandydują głównie starsze osoby... Może dlatego, że nie znajdują już miejsca na listach sejmowych albo nie pasują do układanki lub są mniej aktywne, jeżeli chodzi o Sejm? Ja kandyduję do Senatu, bo taką propozycję otrzymałem i ją przyjąłem. Bo lubię wyzwania, a start do Senatu jest trudniejszy niż do Sejmu. W wyborach, w których dotychczas brałem udział - na wójta czy na sołtysa Bystrzycy - zawsze stawałem przeciwko trudnym przeciwnikom. I tu jest podobnie. Walczę o mandat z obecnym wojewodą z PiS-u i byłym ministrem także z tej partii. Na pewno jest to duże wyzwanie, ale uważam, że trzeba próbować. Zawsze byłem tym najmłodszym - czy we wspomnianych wyborach, czy w gronie kolegów, i często traktowano mnie na zasadzie "taki młody, gdzie się pcha", ale ja się tym nie zrażam.
- Jak ocenia Pan tym razem swoje szanse?
- Na pewno jestem tym trzecim i dużo osób mnie przekreśla, ale ja staram się robić swoje. Walczę o jak najlepszy wynik. Robię kampanię, spotykam się z ludźmi i przedstawiam nasz program. Jestem najmłodszym kandydatem w okręgu, ale uważam, że to akurat może być plusem. Poza tym jako jedyny nie jestem związany z PiS-em i nigdy nie byłem związany z tą partią.
- Jednak Pana partia tworzy koalicję z PiS w sejmiku.
- Partia, nie ja. Poza tym w tej kadencji tworzy z PiS-em, a w poprzedniej tworzyliśmy z KO i trzeba o tym pamiętać. Moim atutem jest też to, że ja nie kandyduję do Senatu, by iść na odpoczynek i zadumę, tylko po to, by prężnie działać i być gwarantem naszego programu wyborczego.
- Czy start w tych wyborach nie jest jednak prekampanią przed wyborami samorządowymi? Jeżeli nie otrzyma pan mandatu senatora, będzie startował na radnego Sejmiku Dolnośląskiego?
- Dużo na to wskazuje. O ile w powiecie oławskim moje nazwisko jest już rozpoznawane to to, że w ramach obecnej kampanii pokażę się w innych powiatach, na pewno pomoże mi w wyborach samorządowych. Dzięki temu moje nazwisko będzie już znane szerszemu gronu. Nie będę tym, który przyjeżdża tuż przed wyborami i mówi "cześć, jestem Michał, głosujcie na mnie". Jestem przeciwnikiem takiego podejścia do sprawy, dlatego też od lat się angażuję w różne sprawy.
- Na listach Bezpartyjnych Samorządowców w różnych regionach Polski jest wielu spadochroniarzy z Dolnego Śląska. Np. Karol Mendocha z Oławy startuje na posła... na Podkarpaciu. Jaki to ma sens?
- Nasze struktury nie są rozbudowane. Dopiero w tym roku zacieśniliśmy współpracę z Mazowiecką Wspólnotą Samorządową, która jest jednym z członków BS i zaczęli się do nas zgłaszać prezydenci różnych części kraju, ale wciąż nie są to tak duże struktury, by zapełnić listy we wszystkich okręgach wyborczych. Chcąc to zrobić musieliśmy się posiłkować osobami stąd. Owszem, są to wypełniacze list, ale nie tylko my tak zrobiliśmy. W innych partiach też można znaleźć takie osoby. Inne partie też to praktykują. Jarosław Kaczyński czy Zbigniew Ziobro też nie startują u siebie...
*
Cała rozmowa w "Gazecie Powiatowej - do kupienia na terenie powiatu oławskiego lub TU:
Napisz komentarz
Komentarze