Oskarżony Wiesław miał wtedy 59-lat, jego współlokatorka 55-lat. Znali się od 15 lat. Nie byli małżeństwem. Nie mieli wspólnych dzieci, a od kilku lat nie byli już nawet parą, choć ciągle razem mieszkali w murowanej altance z poddaszem na działce ogrodowej w jednej z miejscowości gminy Domaniów. Dlaczego? Argumentowali to różnie, każde rościło sobie prawa do altanki i chociaż często ostro się kłócili, a nawet bili - co skończyło się tym, że policja założyła mu niebieską kartę - to wciąż tkwili w tym związku. Poza tym - jak zeznała w sądzie kobieta - była przekonana, że jak on dostanie niebieską kartę, to nie będzie się jej czepiał i będzie spokój. No i 0 jak mówiła - kiedyś taki nie był. Stał się agresywny dopiero wtedy, kiedy zaczął pić, czyli jakieś 6-7 lat temu. Najgorzej było, gdy wypił za dużo.
Tak było tego wieczoru, gdy do niej strzelił. Policja zatrzymała go pod zarzutem podejrzenia o usiłowanie zabójstwa przy użyciu karabinka pneumatycznego. Poszkodowana od początku twierdziła, że Wiesław chciał ją zabić i gdyby nie zeszła z góry tak szybko, a on miał więcej czasu, już by nie żyła. Tymczasem "nie zdążył przymierzyć i strzelił trzymając wiatrówkę na wysokości biodra". Oskarżony kilka razy w postępowaniu przygotowawczym zapewniał, że nie oddał strzału w kierunku współlokatorki.
24 kwietnia na pierwszej rozprawie przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu pytany o to, czy przyznaje się do zarzucanego mu czynu, tj. usiłowania zabójstwa, powiedział: - Nie przyznaję się do tego, że chciałem zabić tylko, że przypadkowo ją postrzeliłem.
*
Przebieg rozprawy relacjonowaliśmy na łamach naszej gazety. Świadków zdarzenia nie było. Wersje przedstawione przez oskarżonego i poszkodowaną się różniły. Oboje przyznają, że Wiesław od rana pił alkohol z kolegą, który przychodził do niego codziennie. Przez jakiś czas nawet z nimi mieszkał. Zwykle pili we dwóch. Ona z nimi nie piła, bo nie lubiła alkoholu, ale czasem im go kupowała. Nic nie zapowiadało, że ten dzień skończy się awanturą. Przeciwnie, od rana było spokojnie. Wiesław pił, ale zachowywał się normalnie, nawet razem ukisili kapustę. Późnym popołudniem wygonił kolegę mówiąc mu, że idą już spać. Od tego momentu zeznania się różnią.
Ona twierdzi, że gdy sąsiad wyszedł, zgasiła światło - "żeby się nie wrócił". Wtedy Wiesław się zdenerwował i "dostał jakiegoś amoku". Rzucił latarką o ziemię, co skomentowała "o, zaraz się zacznie", bo zawsze gdy wypił za dużo alkoholu, wpadał w szał, szarpał ją, przyduszał, wyzywał. By tego uniknąć, wzięła laptop pod pachę i poszła na górę. Miała nadzieję, że Wiesław się uspokoi. Nie uspokoił się. Kłótnia z wyzwiskami przerodziła się w szarpaninę i ostrą bijatykę. On twierdzi, że to ona zaczęła. Ona - że to on. Dusił ją, szarpał za włosy, ona najpierw go drapała, ale gdy to nie pomogło, uderzyła stojącym w zasięgu ręki odświeżaczem powietrza, aż ten się połamał. Polała się krew. Po chwili usłyszała: "Czekaj, kur..o, mam wiatrówkę i zaraz cię załatwię!" Mężczyzna zszedł na dół. Myślała, że żartuje, ale usłyszała, jak przeładowuje broń. Złapała telefon i szybko zaczęła schodzić na dół. Tyłem, bo to takie schody, jak przy wejściach na strych. Gdy już była na dole, zdążyła założyć kapcie. Obróciła się i w tym momencie usłyszała strzał. Poczuła ból w brzuchu pod żebrami z prawej strony. Nie krzyknęła, ale się skuliła, a on krzycząc "czekaj, kur...o, zaraz cię zabiję", ponownie przełamał wiatrówkę. Uciekła przez dobudówkę na dwór. Najpierw schowała się za stojący obok domu samochód. Słyszała, jak za nią krzyczy, "szmato, gdzie jesteś?". Bojąc się, że ją znajdzie, pobiegła ścieżką między działkami i dalej za posesję sąsiadki. Zadzwoniła na 112. Kazali jej czekać koło domu. Uznała, że nie może, bo nie wiedziała, co on zrobi. Położyła się więc w rowie przy działkach i modliła, żeby nie stracić przytomności, bo mocno krwawiła.
Gdy trafiła do szpitala, przeszła operację. Myślała, że wyciągną jej śrut, który w wyniku strzału utkwił w jelicie. Po operacji dowiedziała się, że śruta jednak nie wyjęto, a kolejnej operacji na razie nie będzie. Lekarze uznali, że będą interweniować, jeżeli zacznie się coś dziać. Jest jednak duże prawdopodobieństwo, że śrut obrośnie cystą i można będzie z tym żyć. I na razie kobieta żyje. Fizycznie czuje się coraz lepiej. Gorzej jest z psychiką, bo sama nie czuje się bezpiecznie.
Wiesław przyznał, że schodząc z góry na nią "psioczył", że ją załatwi. Krew leciała mu po twarzy. Wyniósł miskę z wodą na dwór. Umył się. Nie pamięta, kiedy wyniósł wiatrówkę, która zwykle leżała w domu. Nie pamięta też, kiedy kobieta wyszła na podwórko. Twierdzi, że zapalił papierosa i ukląkł około 3 metrów od kobiety. Wiatrówkę, która była oparta o krzak, położył sobie na udach. Dlaczego? Nie wie. Gdy próbował się podnieść, wiatrówka zaczęła mu się ześlizgiwać z kolan. Chciał ją złapać i... w tym momencie wystrzeliła. Popatrzył na kobietę, ona na niego, po czym weszła do domu. Oparł wiatrówkę o krzak koło wejścia do domu i znów poszedł się umyć. Wyszedł ponownie, by nakarmić królika. Kiedy wrócił po około 15 minutach, kobiety już w domu nie było. Usiadł w fotelu i pił alkohol. Później przyjechała policja. Dopytywany przez sędziego, jak to się stało, że próbując złapać zsuwającą się z kolan wiatrówkę nacisnął akurat na spust, stwierdził, że "tak wyszło". Nie zauważył, w którym kierunku padł strzał. Myślał, że nic się nie stało, bo poszkodowana po prostu weszła do domu. Odpowiadając na pytania sądu przyznał, że jest dobrym strzelcem. Z odległości dwóch, trzech metrów mógłby "trafić w igłę". Gdyby więc chciał celować w pokrzywdzoną i zabić ją, to celowałby wyżej niż w brzuch, np. w szyję. Nie przypominał obie sytuacji, żeby wcześniej kogoś straszył wiatrówką.
Co innego podczas postępowania zeznał jego kolega - ten, z którym tak często pił. Powiedział, że kiedyś się posprzeczali i oskarżony, nie zgadzając się z tym, co mówi, stwierdził "idę po wiatrówkę" i faktycznie po nią poszedł. Świadek przestraszył się, bo - jak twierdził - oskarżony "od dziecka jest wariat" i zaczął uciekać przez działki. W pewnym momencie zobaczył, że oskarżony wychodzi z altanki i rzeczywiście trzyma w ręku wiatrówkę. Zauważył, że celuje w jego stronę. Padł więc na ziemię i schował się w przydrożnym rowie. Nie pamięta, czy ten strzelił, bo wiatrówka jest cicha i nic nie słychać. Po chwili wstał, krzyknął: "Coś pan, czub!?" i poszedł z swoją stronę.
Sąd przesłuchał też w sprawie innych świadków, którzy mówili m.in. o relacjach, jakie łączyły oskarżonego i pokrzywdzoną, a także biegłych, w tym z zakresu balistyki.
Oskarżając Wiesława o usiłowanie zabójstwa przy użyciu karabinka pneumatycznego a także spowodowanie rany postrzałowej brzucha, zagrażającej życiu kobiety, prokurator Prokuratury Rejonowej w Oławie oczekiwała dla oskarżonego kary 10 lat pozbawienia wolności.
Wyrok w sprawie zapadł we wrześniu. Sąd Okręgowy uznał oskarżonego Wiesława za winnego.
- 1 listopada 2022 r. działając z zamiarem bezpośrednim spowodował ciężki uszczerbek na zdrowiu poszkodowanej w postaci długotrwałej choroby realnie zagrażającej życiu w ten sposób, że przy użyciu karabinka pneumatycznego marki Hatsan kal. 4,5 oddał strzał śrutem w okolicę jamy brzusznej pokrzywdzonej, powodując ranę postrzałową brzucha z perforacją i krwiakiem jelita grubego w obrębie prawej części poprzecznicy z następstwami w postaci pozostawienia ołowianej śruciny w jamie brzusznej - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Za to przestępstwo wymierzył oskarżonemu karę 4 lata pozbawienia wolności. Na poczet orzeczonej kary zaliczył mu okres zatrzymania od 1 listopada 2022 i tymczasowego aresztu.
Prowadząca strawę prokurator Renata Procyk-Jończyk nie zgadza się z decyzją sądu. Zaskarżyła wyrok i oczekuje na rozstrzygnięcie w tej sprawie. Chce dla winnego 10 lat pozbawienia wolności.
Napisz komentarz
Komentarze