O sprawie po raz pierwszy pisaliśmy ponad rok temu w materiale pt. "Z miłości do zwierząt, czyli o jeden krok za daleko. Gdzie jest pies?". Chodzi o Peruna. 1 lutego 2022 pies zniknął z posesji w Ratowicach. Właściciel psa Tomasz Salamaga uznał, że to była kradzież i zgłosił sprawę zgłosił policji.
W marcu 2022 prokurator postawiła Karolinie P. pochodzącej z Jelcza-Laskowic trzy zarzuty. Chodzi o kradzież psa (art. 278 par.1 kodeksu karnego), o czyny z art. 193 kk, czyli naruszenie miru domowego (wdarła się na cudzą posesję, zdemontowała ogrodzenie), oraz z art. 35 ust.1a Ustawy o ochronie zwierząt - znęcanie się nad psem, w tym przypadku poprzez bezprawny transport zwierzęcia, przewożenie go z miejsca na miejsce, bez ustalonego miejsca stałego pobytu i bez możliwości zaadoptowania się przez psa do nowych warunków. Akt oskarżenia dotyczy też Magdaleny Ł., która wraz z Karoliną P. weszła na teren posesji w Ratowicach, skąd zabrały doga.
"Był w naprawdę w dobrej kondycji"
Proces trwa już od miesięcy. Sąd wysłuchał wyjaśnień oskarżonych i przesłuchał wielu świadków. Kilku z nich podczas ostatniej rozprawy. 31-letni Maciej jest znajomym Tomasza Salamagi, który czasami opiekował się Perunem. Przed sądem mówił: - Tomek oddawał mi psa, gdy gdzieś wyjeżdżał. Znamy się bardzo długo. Ostatni raz widziałem Peruna może z tydzień lub dwa przed kradzieżą. Był bardzo zadbany. Jak jego właściciele wyjeżdżali na trzy dni, to zostawiali nam zapas karmy na każdy dzień i wszystkie potrzebne rzeczy do opieki. (...) Pamiętam, że coś mu się stało, zanim został zabrany. Tomek z dziewczyną wozili go do weterynarza. Gdy ich odwiedziliśmy, Perun miał opatrunek. Siedzieliśmy wtedy na ogródku i pies latał sobie wolno. Podobno były jakieś zalecenia od lekarza, by go przypinali, ale akurat wtedy pozwolili mu biegać bez smyczy. Dziwna sytuacja z tą kradzieżą wyszła. Moim zdaniem pies był w bardzo dobrej formie, a właściciele o niego dbali. To był jeszcze szczeniak, miał kilka miesięcy...
47-letnia Agata hoduje m.in. dogi niemieckie. Po interwencji Karoliny P. i Magdaleny Ł. Perun trafił m.in. w jej ręce: - Zostałam poproszona przez panią ze stowarzyszenia Dogi Adopcje o przetransportowanie psa, co się czasem zdarza. Niejednokrotnie pomagałam w takich sytuacjach. Miałam go przewieźć z miejscowości pod Wrocławiem do Lubania. Wsadziłam go do bagażnika forda transita, nie znając jego pełnej historii. Trochę się zdziwiłam, bo dostałam informację, że został zabrany z interwencji, bo przebywał w bardzo trudnych warunkach. Ale on wyglądał dobrze, na moje oko to był normalny, zdrowy pies. W odpowiedniej wadze, w standardowym wyglądzie. Dobrze się zachowywał, był bezproblemowy.
- Czy widziała Pani zdjęcia tego wykonane podczas interwencji? - dopytywała sędzia, prowadząca rozprawę.
- Tak, ale moim zdaniem on w rzeczywistości wyglądał inaczej niż na zdjęciach - odpowiadała pani Agata. - Pewnie zostały obrobione Photoshopem. Ten pies naprawdę był w dobrej kondycji. Jestem właścicielką kilku dogów i wiem, jak powinny wyglądać. Współpracując ze stowarzyszeniem Dogi Adopcje zakładam jednak, że organizacja działała w dobrej wierze, więc nie zagłębiałam się w tę sprawę.
Obrońcy chcieli wiedzieć, czy świadek widziała rany lub odleżyny. W odpowiedzi słyszeli: - Nie obejrzałam go bardzo dokładnie. Widziałam go tylko, kiedy wsiadał i wysiadał z samochodu. Nie zauważyłam żadnych urazów fizycznych. To była szybka akcja. Przywitałam się z nim, zaprosiłam do samochodu i przewiozłam we wskazane miejsce. Z tego co pamiętam to było dzień po interwencji wolontariuszek, które go odebrały.
Kolejne pytanie dotyczyło stanu zwierzęcia. Skoro był dobry, to może należało kogoś o tym poinformować? Zwłaszcza że oskarżone opisywały to zupełnie inaczej.
- Rozmawiałam o tym z panią Kasią ze stowarzyszenia Dogi Adopcje - tłumaczyła zeznająca. - Obie zgodziłyśmy się co do tego, że wygląda dobrze, natomiast nie planowałam nigdzie zgłaszać ewentualnych uwag. Ufam dziewczynom ze stowarzyszenia, więc po prostu zrobiłam to, o co mnie poproszono. Poza tym to, że pies wygląda dobrze, nie oznacza od razu, że jest w dobrej formie. Nie mi to oceniać. Nie wiem, dlaczego został odebrany. Nie rozmawiałam z osobami, które to zrobiły. Kontaktowałam się tylko ze stowarzyszeniem Dogi Adopcje, które przekazało mi, że zwierzę zostało uratowane przez inną organizację. Nie dyskutowaliśmy o szczegółach. Byłam tylko kierowcą. Nie działam w stowarzyszeniu aktywnie, czasem pomagam, jeśli ktoś mnie poprosi. Moją rolą nie jest więc zgłaszanie zastrzeżeń.
Napisz komentarz
Komentarze