Obecnie to się zmienia, a rugowana dawniej niemieckość Ziem Odzyskanych, staje się atutem w przyciąganiu turystów zza zachodniej granicy i pozyskiwaniu środków zewnętrznych na różne przedsięwzięcia. Kolejne już pokolenie Polaków urodzonych na tych ziemiach buduje swoją własną tożsamość w oparciu o miejsca i budynki odziedziczone po Niemcach. Sprzyja temu naturalny dystans do doświadczeń z okresu II wojny światowej, które przez lata odciskały się piętnem na relacjach polsko-niemieckich.
Pasjonaci historii gromadzą pamiątki po dawnej niemieckiej Oławie, istnieje izba muzealna w oławskim ratuszu, którego ściany ozdobione są reprodukcjami dawnych pocztówek z niemieckiej Ohlau. To tam powinny trafić pamiątki po "brązowych huzarach", których garnizon tak mocno przyczynił się do rozwoju miasta. Na razie nie ma ich prawie wcale. Można je spotkać w niemieckim Iserlohn, gdzie wraz z coraz starszymi mieszkańcami dawnej Ohlau, dogorywa jedyne na świecie muzeum Oławy. Nie wiadomo co stanie się z tamtejszymi eksponatami po śmierci opiekunów (oby żyli jak najdłużej), bo na miejscu chętnych do kontynuowania tradycji iserlohnskiego muzeum nie ma.
Huzarską tradycję miasta - świadomie czy nie - próbował wskrzesić przed laty pierwszy komendant Straży Miejskiej w Oławie Stanisław Kwiatkowski, za którego czasów strażnicy przez pewien czas jeździli konno. Niestety, nic z tego na dłuższą metę nie wyszło.
Nie wykorzystano też w pełni możliwości, jakie dawał niedawny remont stajni na 3 Maja, gdzie można było zatrudnić kreatywnego architekta, który zaadaptowałby pomieszczenia na biura, nie odbierając im jednocześnie uroków dawnych stajni. Może będzie lepiej z drugą częścią kompleksu, gdzie dodatkowo do uratowania jest ceglana ściana z wyrytymi napisami po dawnych pruskich huzarach, żołnierzach reichswery, LWP, armii radzieckiej i wojakach Wspólnoty Niepodległych Państw, którzy kolejno stacjonowali w Oławie.
Całe szczęście są chęci do odtworzenia dawnych dziejów. Lada dzień, z inicjatywy Piotrka Turka, w dawnym kościele garnizonowym "brązowych huzarów" na ul. Jankowskiego ma być odsłonięta tablica nagrobna generała porucznika Westphala von Bergenera - komendanta garnizonu huzarów w latach 1834-1843 (?), która całe lata przeleżała w skupie złomu. Może to dobra okazja, żeby urozmaicić muralami przedstawiającymi huzarów von Schilla (wśród których byli przecież i zasłużeni Polacy) szpetne ściany budynków wzdłuż ulicy Młyńskiej. To tamtędy maszerowali huzarzy na defilady do Rynku. Dodatkowo - wzorem obecnego utworu granego o zmierzchu z wieży ratuszowej - można byłoby poszerzyć repertuar i w każde południe, jak hejnał, puszczać melodię nawiązującą do oławskich huzarów (zachował się zapis nutowy marszu "brązowych huzarów"). Warto pomyśleć o wskrzeszeniu konnych patroli Straży Miejskiej, jeśli formacja ta nadal ma funkcjonować w Oławie. Konie wjadą wszędzie i są szybkie - niezastąpione podczas patrolowania parku i terenów nad rzekami. Oczywiście powinny być srokate, a mundury straży brązowe z żółtymi wstawkami. Dzięki temu konni strażnicy będą mogli dodatkowo pełnić funkcje reprezentacyjne w mieście i poza nim.
opr. Kryspin Matusewicz
tłum. z Deutsche Kavallerie-Zeitung (rocznik 13, nr 12/1940, str. 171) - Jakub Możejko, fot. arch. - Volpert, Kuhn
Komendant Kwiatkowski na koniu (z kroniki w oławskiej straży miejskiej)
W maju 1998 r. z inicjatywy pierwszego komendanta Straży Miejskiej w Oławie Stanisława Kwiatkowskiego powołano patrole konne. Strażnicy dosiadali czterech koni - trzy rasy wielkopolskiej i jednego śląskiej. Stadu przewodził wałach Bursztyn, z którym konkurował pięcioletni wówczas Hamlet. Był jeszcze młodziutki Magnat, którego dosiadał komendant i Anton - jedyny "ślązak". Konie mieszkały w stadninie pod Winną Górą w drodze na Siedlce. Jan Sienkiewicz, w którego szkółce trenowali Strażacy, mówił o koniach, że były bardzo dobrze ułożone do nauki jazdy. Strażnicy, zaczynający od lonży, robili szybkie postępy. Trener przewidywał, że do jesieni 1998 r. patrole konne powinny być przygotowane do służby w terenie. Nie mylił się. Już w sierpniu oławianie mogli podziwiać konnicę oławskiej Straży Miejskiej podczas przemarszu po Rynku w czasie "Dnia Koguta", a potem oglądać patrole na terenie miasta. Szkolenie jeźdźców nie obciążało budżetu miejskiego. W zamian za naukę strażnicy, w czasie wolnym po pracy, czyścili konie, porządkowali stajnie i przeprowadzali drobne prace konserwatorskie w obiekcie. Niestety, już po roku, z niewiadomych powodów, Straż Miejska zrezygnowała z koni.
Napisz komentarz
Komentarze