Sytuacja miała miejsce w styczniu 2022 roku. Mirosław Górski pochodzi z Oławy, ale od wielu lat pracuje w Niemczech. Tam działał także w branży nagrobkowej, więc - jak sam twierdzi - zna się na rzeczy. Formalności pogrzebowe załatwiała ciocia pana Mirosława, on dojechał już na samą ceremonię. Jego mama miała zostać "dochowana" do innych osób, spoczywających pod istniejącym już pomnikiem.
- Z tego, co mi ciocia powiedziała, zakład pogrzebowy poinformował, że wykopią dół z boku, po lewej stronie nagrobka, i w ten sposób dołożą urnę z mamą - opowiada Mirosław Górski. - Teoretycznie da się to zrobić, ale od razu zapytałem, dlaczego po prostu nie podniosą płyty? Pracowałem w branży pogrzebowej i wiem, że to zdecydowanie lepsze rozwiązanie. Ciocia usłyszała jednak, że oni to robią inaczej i tyle. Nie wtrącałem się. Przyjechałem na pogrzeb, po ceremonii urna stała na stojaku, wszyscy się rozeszliśmy, a firma miała to dokończyć. Przyszedłem kolejnego dnia i zobaczyłem, że coś było kopane tuż za nagrobkiem. Od razu wiedziałem, że to niemożliwe, by w ten sposób wkopali urnę pod grób. Ślad po wbijanej łopacie był zbyt mały. Żeby się dokopać pod nagrobek, musieliby to zrobić inaczej. Poza tym nie tak się przecież umawialiśmy, zrobili to po swojemu... Poszliśmy więc do zakładu pogrzebowego, by powiedzieć im, że mi się to nie podoba i uważam, że urna mamy jest poza grobem, na ścieżce, po której każdy może chodzić i deptać. Oni jednak przekonywali, że wszystko jest dobrze, ale zaproponowali, że jeśli chcę, to za 1000 zł odkopią urnę i mi wszystko pokażą. W tamtym momencie odpuściłem, choć czułem, że coś jest nie tak. Żeby zakopać urnę na głębokość 90 centymetrów, trzeba wykopać naprawdę konkretną dziurę. A tu był niewielki obrys po wbijanych łopatach. Wiedziałem, że coś tam nie gra, ale sprawę zostawiłem.
Oławianin wrócił do Niemiec, ale po kilku miesiącach znów przyjechał do Polski. Było to w lipcu, gdy rodzina załatwiała temat szlifowania nagrobka, żeby dopisać tam nazwisko zmarłej. Wykonać miał to ten zakład pogrzebowy.
- Uzgodniliśmy cenę i wtedy powiedziałem, że cały czas nie podoba mi się sprawa tej urny, więc zgodzę się zapłacić 1000 zł, żeby mieć pewność, że wszystko jest w porządku - mówi Górski. - I tak mieli robić ten napis, więc przy okazji mogli mi pokazać, że urnę z mamą umieścili tak jak trzeba. Przyjechali z samego rana, odkopali i... wyszło na moje. Okazało się, że połowa urny jest poza grobowcem. I nagle nie było problemu, żeby podnieść płytę i wykonać robotę poprawnie. Ostatecznie, mimo że cenę ustaliliśmy, nie zrobiono tego napisu. Po tym, jak wytknąłem im błąd i okazało się, że mam rację, usłyszałem, że mamy sobie szukać innej firmy. Pracownik powiedział, że skoro ich nagrywałem, to on zrywa umowę i napisu już nie zrobią. Szczerze mówiąc nie wierzę, że można pochować człowieka w taki sposób. Sam zrobiłbym to lepiej. Chciałem tylko, żeby moja mama została pochowana tak, jak należy, z szacunkiem dla zmarłej. Niestety, po tym jak przeszedłem się po alejkach i zobaczyłem okolice innych grobów, to mam mocne podejrzenia, że takich przypadków jest więcej. Ludzie jednak nie znają się na tym, więc nie mają pojęcia, że mogą deptać po urnach z prochami bliskich im osób.
Na koniec dodaje: - W Niemczech i na całym świecie jest tak, że gdy bliscy przychodzą na pogrzeb, dół na urnę jest już wykopany. Po modlitwie i pożegnaniu firma spuszcza urnę lub trumnę, którą wcześniej poświęci ksiądz. Gdy ludzie się rozchodzą, trwa już proces zakopywania i układania wieńców. U mojej mamy powinno być podobnie. Niestety, tak nie było...
***
Co o całej procedurze mówi prawo?
W Dzienniku Ustaw znajdziemy wymagania, jakie muszą spełniać cmentarze, groby i inne miejsca pochówku zwłok i szczątków. Czytamy tam, że groby ziemne, pojedyncze, w których składa się urnę, powinny mieć długość 0,5 metra, szerokość 0,5 metra i głębokość 0,7 metra.
Kilkukrotnie próbowaliśmy się skontaktować z firmą, która obsługiwała opisywany pogrzeb. Zadaliśmy pytania mailem, po czym skierowano nas do prezesa. Zadzwoniliśmy do niego, zgodził się na spotkanie, ale gdy przyjechaliśmy do niego, usłyszeliśmy, że odpowiedzi na nasze pytania w ciągu 2-3 dni odeśle prawnik. Przed publikacją artykułu na łamach Gazety, żadnego kontaktu ze strony firmy już nie było. Już po publikacji otrzymaliśmy maila od Roberta Jaśnikowskiego: - Działając jako prezes zarządu spółki Dolnośląski Zakład Pogrzebowy Firma Jaśnikowski z siedzibą w Oławie, w związku z otrzymaniem w dniu 11 października 2023 roku pańskiego zapytania w przedmiocie ceremonii pochówku zmarłej (tu padło nazwisko, jednak anonimizujemy je, gdyż w artykule podaliśmy tylko dane naszego rozmówcy - Mirosława Górskiego - przyp. red.), na wstępie wskazuję, że przedmiotowy pochówek został wykonany przez przedsiębiorstwo Zakład Usług Pogrzebowych Stanisław Jaśnikowski, które to przedsiębiorstwo z dniem 4 września 2023 roku wobec zmian struktur właścicielskich zostało nieformalnie zaabsorbowane przez spółkę. Wobec tego, że spółka kontynuuje rodzinne przedsiębiorstwo, prowadzone uprzednio w formie jednoosobowej działalności gospodarczej, w celu dochowania najwyższych standardów prowadzonej działalności, władze spółki postanowiły zająć w przedstawionej sprawie stanowisko, pomimo braku jej odpowiedzialności za wykonanie przedmiotowego pochówku. Na wstępnie spółka pragnie podkreślić oraz sprostować podkreślaną okoliczność, jakoby dochowanie urny wraz z prochami zmarłej poza obrębem nagrobka nastąpiło z przyczyn uzależnionych od zakładu pogrzebowego oraz z niedochowaniem należytej staranności przy wykonywaniu działań, związanych z profesjonalnym charakterem prowadzonej działalności. Dochowanie urny poza obrębem nagrobka nastąpiło wskutek braku zgody rodziny zmarłej na otwarcie poprzez ściągnięcie płyty wierzchniej. Wobec braku zgody, pracownicy zakładu pogrzebowego, po uprzednim skonsultowaniu sposobu dochowania urny z rodziną zmarłej, dochowali urnę bezpośrednio za płytą nagrobka. Taki sposób pochówku w przedmiotowym stanie faktycznym, ograniczał maksymalnie możliwość przemieszczania się odwiedzających cmentarz nad zakopaną urną. Spółka wskazuje niezależnie, że w zaistniałym stanie faktycznym (przy braku zgody na ściągnięcie wierzchniej płyty nagrobka) brak było faktycznej możliwości dochowania urny w taki sposób, aby nie wystawała ona poza obręb nagrobka. Prowadzenie procedury dochowania w taki sposób mogłoby doprowadzić do naruszenia konstrukcji nagrobka, a w konsekwencji do jego uszkodzenia. Z powyższych względów odstąpiono od takiego sposobu dochowania urny. Kolejno wskazać należy, że rodzina zmarłej, pomimo wyrażenia zgody na dochowanie urny wraz z prochami zmarłej bezpośrednio za nagrobkiem, kilka miesięcy po dokonaniu czynności dochowania zwróciła się do zakładu pogrzebowego, wykonującego usługę, wraz ze wskazaniem, że nie jest zadowolona z miejsca dochowania urny. Rodzina wniosła o to, aby wykopać urnę oraz za jej zgodą ściągnąć płytę wierzchnią nagrobka i dochować urnę pod nią. Zakład pogrzebowy zgodnie z prośbą rodziny wykonał procedurę dochowania urny pod płytą wierzchnią nagrobka, nie obciążając przy tym rodziny dodatkowymi kosztami wykonania takiej usługi. Konkludując - w przedmiotowym stanie faktycznym brak jest jakichkolwiek podstaw do tego, aby stwierdzić, że zakład pogrzebowy nie dochował należytej staranności przy wykonaniu usługi uwzględniającej profesjonalny charakter prowadzonej działalności. Zarzucana wadliwość wykonania usługi pochówku wynika wyłącznie z działania rodziny zmarłej, która nie wyraziła początkowo zgody na to, aby odkryć wierzchnią płytę nagrobka, a sam zakład pogrzebowy nie mógł arbitralnie zdecydować o jej ściągnięciu, gdyż to rodzina zmarłej jest wyłącznym dysponentem jej nagrobka. Z uwagi na brak stwierdzonych naruszeń standardów wykonywania usług pogrzebowych spółka nie dostrzega konieczności zadośćuczynienia w jakiejkolwiek formie ewentualnym roszczeniom rodziny zmarłej, tym bardziej, że jak wskazano powyżej, zakład pogrzebowy, wykonujący usługę poprawił wykonanie dochowania, nie obciążając przy tym rodziny zmarłej dodatkowymi kosztami.
Napisz komentarz
Komentarze