- Mieszka pani sobie spokojnie w Niemilu, pracuje w Oławie, aż tu nagle...
- Dokładnie tak było. Nagle dostaję wiadomość przez Instagram, gdzie zamieszczam różne swoje zdjęcia z podróży. Otóż napisała do mnie jakaś pani z Włoch i szukała kontaktu. Uznałam, że to fake, że ktoś w ten sposób chce wyłudzić ode mnie moje dane. Nie uwierzyłam w zaproszenie do kontaktu, w możliwość, że akurat ktoś mnie z Niemila chce do konkursu miss w Neapolu. Owszem, przez głowę przebiegła mi myśl, że może to moja szansa, ale nie odpisałam. Za 2 miesiące ta sama pani znów do mnie napisała. Stwierdzam, że skoro drugi raz pisze, to coś jednak musi być. Kurcze, Pamela, może to jest naprawdę jakaś przygoda, a ty nie odpisujesz? No i odpisałam. Zaczęła mi opisywać, jak to wszystko ma wyglądać, jakie są kwalifikacje do konkursu, co trzeba wysłać, jakie zdjęcia, na jakie pytania odpowiedzieć, co opowiedzieć o sobie po angielsku. Postanowiłam z nią porozmawiać. Zadzwoniłam. Okazała się łowczynią talentów, taką "talent scout" Potem mój chłopak z nią rozmawiał po włosku, bo akurat zna ten język. I tak powoli uwierzyłam w to wszystko, co mówiła. Miałam jako jedyna osoba z Polski wziąć udział w międzynarodowym konkursie Miss Europe Continental 2023 w Neapolu. Okazało się, że organizatorzy szukają w internecie dziewczyn, które im pasują. Gala wyborów była rejestrowana i będzie do zobaczenia na Amazon Prime w 2024 roku, być może też na platformie Netflix. Na razie nie wiem dokładnie kiedy. Potem było podpisywanie kontraktów, ale niczego groźnego w nich nie zauważyłam. Jasne było, że dziewczyna, która zdobędzie koronę, ma już podpisany kontrakt i musi współpracować jako Miss Europa Continental z odpowiednią agencją, musi się z niego wywiązać, np. pojechać na festiwal w Cannes. Wtedy nie miałem tej świadomości, że jako jedyna reprezentuję Polskę. Spakowałam wielką ogromną torbę, bo nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać. Oczywiście dostałam listę obowiązkowych rzeczy, jakie mam ze sobą zabrać, to m.in. jedna sukienka wieczorowa, jedna koktajlowa, jedna obcisła, białe buty, dwie pary butów na obcasie.
- Korony pani nie zdobyła, ale...
- To chyba dobrze, bo nawet tak się zastanawiałam na scenie, czy nie oddałabym korony innej, przecież tu już mam wszystko poukładane, całe życie, pracę i nagle gdzieś wyjechać...Ostatecznie z 52 dziewczyn reprezentujących tyle samo państw trafiłam do finałowej piątki.
- Pojechała pani do Neapolu sama?
- Nie, z narzeczonym, bo jednak trochę się bałam. Miałam wszystko na miejscu opłacone, pojechaliśmy dzień wcześniej, aby sobie coś pozwiedzać. Nie stresowałam się specjalnie. To był ostatni weekend listopada. Wstaliśmy z samego rana. Dawid odwiózł mnie pod hotel, bo on sobie swój zarezerwował niedaleko "w razie W". Jak by coś było nie tak, dzwoń, przyjadę - mówił. Podchodzimy do drzwi, a tam już na wstępie kilka kamer skierowanych w moją stronę, snopy świateł, fotografowie pracują. Skąd pani jest? - pytają. Podchodzi do mnie moja "talent scout" i od razu kieruje pod ściankę.
- Czyli na głęboką wodę?
- O tak. Dopiero wtedy do mnie dotarło, gdzie trafiłam. O matko, już tutaj jestem! Ale od razu powiedziałam, sobie, że się nie stresuję. Zrobię to najlepiej, jak potrafię, skoro już tu jestem. Show must go on! Weszłam, uśmiechnęłam się i jakoś poszło. Potem przebrałam się w sukienkę wieczorową, wysokie obcasy i na dół. W lobby mieli przygotowane studio fotograficzne, byli tam też jurorzy, którzy na obserwowali od samego początku i oceniali. Zdjęcia z tej sesji wyszły przepiękne. Nie mam ich jeszcze, ale w przyszłym roku dostanę. Podczas gali wszystko było super, nie było zaskakujących pytań. Osoby, które nas pilnowały poza sceną, to były kobiety, więc czułam się bezpiecznie, byłam pod opieką. W ten sam dzień miałam jeszcze sesję w bikini. Sesje zdjęciowa miałyśmy także przy głównych atrakcjach turystycznych Neapolu, tam też było nagrywanie filmików. Było mi przeraźliwie zimno, a nie mogłam mieć kurtki, ale i tak było super. W tych atrakcjach turystycznych, gdzie miałyśmy sesje, nagle to my stawałyśmy się głównymi atrakcjami. Wielu turystów nam kibicowało. To jednak Włosi, więc były okrzyki w naszą stronę... Nie ukrywali podziwu. O bella, bella!
- A jak było na scenie podczas gali?
- To było w teatrze, muzyka na żywo, światła... Okazało się, że wszystkie dziewczyny były w jakimś sensie doświadczone w takich występach, byłam chyba jedyną, która pierwszy raz mierzyła z występem na scenie. Nie miałam wcześniej żadnego doświadczenia w modelingu, pomyślałam więc, że będę obserwować inne i robiłam tak jak one. To była profesjonalna produkcja, wcześniej spotkanie z choreografem, z prezenterami, z wszystkimi ludźmi z branży. Przez cały czas czułam też, że ktoś nas obserwuje, ocenia - to byli członkowie jury.
- Kto wygrał?
- Dziewczyna z Armenii
- Nagrody były?
- Nagroda, kontakt i diamentowa korona były tylko dla najlepszej. Ja dostałam jedynie ciuchy i bikini w prezencie. Dla mnie nagrodą było to, że miałam niesamowitą przygodę. Rozmawiałam z dziewczynami z wielu krajów, a każda miała do opowiedzenia inną historię. Zawarłam dużo znajomości, część utrzymuję, piszemy ze sobą na FB, zapraszają mnie do siebie do Kalifornii, do Szwajcarii, do Nowego Jorku. Ani przez chwilę nie żałowałam, że się na to zdecydowałam. Nigdy wcześniej nie brałam udziału w żadnej sesji fotograficznej, nie próbowałam sił w modelingu, nie startowałam, w żadnym konkursie miss. To był pierwszy raz i od razu Neapol. I do razu pierwsza piątka!
- I co dalej?
- Mam teraz takie nieśmiałe przemyślenia, aby pójść w tym kierunku, coś zrobić... Mam takie głosy gdzieś z tyłu głowy, ale brakuje mi tego, aby ktoś mnie dostrzegł, zauważył. Wtedy byłoby łatwiej.
- A co na to narzeczony?
- Cały czas mnie wspierał. Bez niego bym nie pojechała. Nigdy mnie nie blokował w niczym, a ja dzięki niemu jestem bardzo otwarta. Mam w nim wielkie wsparcie. Chcesz to zrobić, to rób - mówi. Chcesz jechać tam, to jedź. Cieszę się, że go poznałam. On jest bardzo otwarty na świat. Może dlatego, że całe życie mieszkał we Włoszech...
- Włoch?
- Nie, jest Polakiem, ale wyjechał do Włoch w wieku 9 lat. Ja zresztą też pracowałam we Włoszech 3 lata...
- To może dlatego Włosi trafili akurat do pani? Nie chodzi tylko o włoską urodę.
- Może. Mój chłopak jest blondynem, więc z tą włoską urodą to często było tak, że gdy byliśmy we Włoszech, to zawsze najpierw do mnie mówili po włosku, a do niego po angielsku albo po niemiecku, choć akurat to on znał włoski lepiej ode mnie.
- Co pani porabia w Polsce?
- Zajmuje się w Oławie sprzedażą ubezpieczeń i rejestracją pojazdów. To praca biurowa. Pochodzę z Niemila, w Oławie chodziłam do Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego do technikum graficznego. Gdy byłam w ostatniej klasie, poznałam Dawida. To było w Nysie, choć w Polsce on ma rodzinę akurat w Kłodzku. To długa historia i trochę miłosna...
- Nie mogę się doczekać.
- To był mój pierwszy wyjazd po skończeniu 18 lat. Trzeba to jakoś uczcić. Pierwszy raz rodzice wypuścili mnie gdzieś dalej z koleżankami. Taki damski wypad. Pojechałyśmy do Nysy nad jezioro, pod namioty, akurat był tam jakiś festiwal. Nie poszłyśmy ostatecznie na festiwal, tylko zostałyśmy nad jeziorem, gdzie fajnie było się poopalać. Nagle słyszymy muzykę, a tam chłopcy, wśród nich mój Dawid. Pierwszy raz od 4-5 lat przyjechał do Polski do dziadków w Kłodzku. Z kolegami wybrał się na ten sam festiwal i ostatecznie też nie poszli, tylko zostali nad wodą. Tak się spotkaliśmy. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, najpierw w grupie. Na drugi dzień to samo grupowe spotkanie. Wreszcie Dawid zagadał do mojej koleżanki. - Widzę, że Pamela na mnie nie zerka, może mogłabyś coś jej powiedzieć, bo ona mi się podoba. I zaczęliśmy coraz więcej rozmawiać. No, fajny chłopak... myślałam wtedy sobie. Jeszcze nie wiedziałam, że mieszka we Włoszech, zresztą ja wcześniej nigdy w tym kraju nie byłam. On był wtedy w Polsce tylko na wakacjach. Gdy się dowiedział, gdzie mieszkam, zaczął do mnie przyjeżdżać do Niemila. Spotykaliśmy się do końca wakacji, ale wreszcie powiedział mi, że tak naprawdę to nie mieszka w Kłodzku, tylko we Włoszech, w Merano, to na północy Włoch, w Tyrolu, i że musi wyjechać. No fajnie! Ja tu się zakochałam, on do mnie przyjeżdża, a tu.. Moja mamy była przerażona, gdy jeździłam do niego do Kłodzka, nawet na wszelki wypadek zdjęcia jego auta robiła, a tu Włochy! Okazało się, że jego rodzice są Polakami, którzy dawno temu wyjechali z kraju. Teraz on wyjechał, a ja musiałam skończyć szkołę, choć cały czas utrzymywaliśmy znajomość przez telefon, przez Skypa. To już był ten etap, gdy byliśmy razem tak na poważniej. Ale mama wciąż mówiła mi: - On we Włoszech mieszka, to pewnie za pięć minut się rozstaniecie... Ostatecznie ukończyłam technikum, a kontakt z Dawidem się nie urwał. Pojechałam do niego na wakacje do Merano. Jego tato odbierał mnie z przystanku, gdzie autobus zwykle wysadza ludzi, a tu... telefon mi się rozładował. Mama panikuje, rodzice dzwonili do mnie tysiąc razy, a tu cisza. Potem znaleźli gdzieś numer do taty Dawida i wreszcie dowiedzieli się, że wszystko w porządku, ale nerwów było sporo. Po wakacjach wróciłam do Polski, a potem znów pojechałam do niego do Włoch. Ostatecznie stwierdziłam, że wyjeżdżam tam na wakacje, żeby popracować i zarobić sobie na studia. Pracowałam w hotelu, początkowo "na pokojach", a gdy szybko nauczyłam się niemieckiego, bo tam mnóstwo było niemieckojęzycznych gości, przeszłam do pracy w serwisie, czyli tam, gdzie pracował mój Dawid. Było super. Pracowaliśmy razem, wspólne śniadania, kolacje. Napiwki były. Można było coś odłożyć. Pracowaliśmy ostatecznie zamiast tylko w wakacje, aż 8 miesięcy, a potem 4 miesiące wolne, za które było nam płacone. I tak ten "krótki" wypad wakacyjny zamienił się w 3 lata pracy we Włoszech. Mieszkaliśmy razem w wynajmowanym mieszkaniu. Okazało się, że to wszystko bardzo nas zbliżyło. Zjechaliśmy do Polski tylko dlatego, że pandemia wybuchła. Mieliśmy wrócić do Włoch, ale wszystkie hotele się pozamykały, więc trafiliśmy do Polski. Miałam iść na studia, więc teraz zrobiłam te trzy lata. Finanse-rachunkowość. Przyda się, no i wykorzystałam ten czas.
- A co z Dawidem?
- Pracuje w Brzegu, jest logistykiem transportu, zna 4 języki.
- Skoro jesteście narzeczonymi, to kiedy ślub?
- W sierpniu. Oświadczył się 2-3 lata temu na Sycylii...
- Czyli znowu Włochy! Jednak są wam pisane...
- To było w Scopello. Przez cały dzień dziwnie się zachowywał. Dawid, co ci jest? - pytałam. A on, że nic takiego, że wszystko w porządku. Wieczorem zaprosił mnie na romantyczną kolację. Byliśmy niemal sami, taras widokowy, skąd całe wybrzeża sycylijskie przed nami. Nagle wstaje i klęka przed mną. Pamiętam, że jakaś pani siedziała na balkonie i zaczęła płakać. Też byłam w szoku.
Teraz mieszkamy sobie razem w Niemilu - moi rodzice są w Holandii, więc cały dom jest do naszej dyspozycji.
- Ale wyjazdu do Włoch nie wykluczacie?
- Cały czas jest taka możliwość. Jego ciocia mieszka na Sycylii, zawsze możemy tam pojechać i zamieszkać. Mamy takie pomysły, ale tutaj już sobie życie poukładaliśmy, mamy pracę, znajomych, rodzinę, ale oczywiście na razie nie wykluczamy niczego...
- Przepraszam, ale nie mogę o to nie zapytać. Skąd to imię? Tata się podkochiwał w Pameli Anderson?
- Bardzo możliwe, bo - wie pan- ten serial kiedyś był bardzo popularny... Ale nigdy mi tego wprost nie powiedział. Zresztą moja siostra to Sara, a brat Patryk, więc mało polskie imiona. Może to dlatego, że tata cały czas mieszkał w Holandii i chciał nam nadać imiona międzynarodowe. Zawsze jednak w szkole wołali na mnie "Anderson, Anderson". I tak zostało. Czasem żartowali, że Pamela Anderson kojarzy się z tym i tym, a u mnie chyba nie w tę stronę...
- Chodzi oczywiście o obfity biust?
- Tak. Żartują czasem, że u mnie niekoniecznie, ale nie mam z tym żadnego problemu, mam dystans do siebie. Nawet jak kiedyś ustawiam sobie gdzieś nick, czasem piszę, że jestem Anderson.
- Znasz jakąś inną Pamelę?
- Akurat jedną znam i na dodatek chodziła ze mną do klasy. Byłyśmy więc dwie Pamele w jednej klasie.
Napisz komentarz
Komentarze