Już przed wojną w niemieckiej Ohlau istniał niemal w tym samym miejscu zakład kąpielowy z charakterystyczną wieżą ciśnień obok. Oba obiekty już nie istnieją, a znajdowały się na końcu dzisiejszej ulicy Sienkiewicza. Na przedwojennej pocztowce widać też narożnik młyna, które w tej roli działał jeszcze parę lat po 1945 roku, a zasilała go widoczna na pierwszym planie odnoga rzeki Oławy (tzw. młynówka), skręcająca przed samym budynkiem w lewo.
Przed wojną niemal w tym samy miejscu też był zakład kąpielowy
- Potem pod mostek, a dalej na turbinę napędową - opowiada Lesław Mazur, miłośnik i znawca starej Oławy. - Z czasem mostek zlikwidowano, młynówkę zasypano, a później zamieniono w deptak prowadzący do kortów tenisowych, amfiteatru, którego już nie ma, i do parku.
W pierwszych latach powojennej Oławy ludzie jakoś musieli sobie radzić z domowymi kąpielami, co jednak w praktyce nie sprawdzało się najlepiej. I to do tego stopnia, że zaczęto mówić o potrzebie budowania łaźni miejskiej. Powody były oczywiste. Jednym na pewno był brak dostatecznego dostępu wszystkich mieszkańców do wody.
- Mieszkałem wtedy na ul. Różanej, na drugim piętrze, a mówię tu o latach sześćdziesiątych - wspomina Lesław Mazur. - Wówczas na dalszych osiedlach brakowało wody praktycznie zawsze. U nas w domu była łazienka z wanną, ale niestety woda w sieci pojawiała się dopiero po 22.00. Z tego powodu kąpiel była tylko w soboty, bo na co dzień rodzice w wannie trzymali wodę na bieżące potrzeby, czyli do mycia, gotowania czy prania. W sobotę tato rozpalał piecyk łazienkowy, musiała być wtedy w kranie bieżąca woda, i wszyscy się po kolei kąpali. Na koniec tato siedział do późna w nocy i napuszczał wodę do wanny na kolejny dzień. I tak było przez lata.
Kolejnym powodem był brak "łazienkowych" przyzwyczajeń ludzi, którzy na te ziemie przybyli ze wschodu, nienawykli do korzystania z takich udogodnień. Znałem panią, światłą, bo była dyrektorką szkoły, które miała w poniemieckim domu łazienkę. Wanny, owszem, używała, ale trzymała w niej... ziemniaki i inne warzywa, czyli traktowała wychłodzoną łazienkę jako spiżarnię. Sama do końca życia myła się w miednicy, ale męża raz w tygodniu wysyłała do łaźni. Oczywiście dopiero wtedy, gdy ta już w Oławie powstała, co - jak zaraz przeczytacie - wcale nie było takie proste.
Usługi bardzo różne
Miejskie Zjednoczone Zakłady Użyteczności Publicznej (MZZUP) powstały w Oławie już w 1951 roku i zajmowały się dostarczaniem wody, utrzymywaniem kanalizacji, wywozem nieczystości, utrzymywaniem czystości ulic - to wydaje się oczywiste. Dziś jednak może dziwić, że te same zakłady zajmowały się też wynajmowaniem "łóżek na nocleg", a nawet... produkcją gazu, koksu i smoły pogazowej - to przy ulicy Gazowej. Tu, gdzie obecnie działa hotel Marta.
Z czasem (w 1955) zakres działalności MZZUP powiększył się także o usługi pogrzebowe.
W 1960 roku "Gazeta Robotnicza" donosiła, że jedną z największych potrzeb mieszkańców Oławy jest zakład kąpielowy. W lecie sytuację w pewnym stopniu ratowała Odra - pisał dziennikarz - ale "następstwem korzystania z kąpieli rzecznej przez znaczną część ludności Oławy jest rokrocznie duża ilość śmiertelnych wypadków". Na szczęście władze wojewódzkie wyraziły zgodę na wybudowanie w 1961 roku miejskiej łaźni. W tym też roku zaprojektowano obiekt i miała ruszyć budowa - zakładano, że potrwa 1,5 roku.
Lesław Mazur
- Budowa łaźni w Oławie miała sens, bo w latach powojennych nie we wszystkich domach były łazienki, a miasto było skanalizowane w zaledwie 40% - mówi Lesław Mazur. - W pozostałych domach były szamba, co generowało problemy, bo gdzieś trzeba było nieczystości wywozić. Tam, gdzie ludzie mogli korzystać z ubikacji, często były one na półpiętrach budynków, czyli jedna ubikacja na kilka rodzin, a w podwórkach nadal funkcjonowały tzw. sławojki. I tak nie było tylko na dalszych osiedlach, ale również w samym centrum, wokół Rynku. Następny problem to brak wody w sieci, szczególnie po wybudowaniu domów na placu Zamkowym, przy ulicach Wrocławskiej, 1 Maja koło kościółka św. Rocha, na Krótkiej, Kościuszki i w Rynku.
Jak pisały ówczesne media, w 1961 roku "z trudem udało się wykopać fundamenty, a tym samym wykorzystać część funduszy przeznaczonych na budowę łaźni". W 1962 roku spodziewano się, że Powiatowe Przedsiębiorstwo Remontowo-Budowlane zakończy budowę w stanie surowym, a za rok będzie już się można kąpać, bo na razie "tylko nieliczni mieszkańcy Oławy są w tym szczęśliwym położeniu, że mogą korzystać z kąpieli we własnej łazience" - jak podawała w 1962 roku "Gazeta Robotnicza": - Odnosi się to może do 10% lokatorów starych domów. Inni albo nie mają łazienek, albo mają je nieczynne. A że łaźni miejskiej brak, zatem amatorzy kąpieli nierzadko udają się do łaźni we Wrocławiu.
Oławski zakład miał dysponować "dostateczną liczbą" natrysków i wanien. Tę liczbę określono na 20 natrysków i 8 wanien (inny dziennikarz podawał, że wanien będzie 10 i tyle samo natrysków) - ale już wtedy informowano, że budowa ruszy dopiero w 1963 roku i ma się zakończyć w 1964. Przy okazji rozpatrywano budowę krytego basenu, ale brakowało pieniędzy na aż takie szaleństwo inwestycyjne, co kosztowałoby "kilka milionów" ówczesnych złotych.
Tak nieudolnie, że trzeba wychłostać
Niestety, budowa się przeciągała. "Gazeta Robotnicza" z maja 1963 roku sygnalizowała, że oławskie PPRB, które zajmowało się łaźnią, "należy do tych przedsiębiorstw, o których rzadko mówi się dobrze" - to sama firma remontowała wtedy kino Odra, a "obywatel Andrzej Węglerowicz, który od niedawna sprawował kierownictwo nad firmą wciąż musiał się tłumaczyć i obiecywać, że teraz to już prace przy budowie łaźni na pewno ruszą z kopyta". Znaczyć to miało, że do końca 1963 roku sam budynek powinien być gotowy, ale reszta, czyli instalacje i osprzętowienie, powinna być gotowe w roku kolejnym.
Najwyraźniej PPRB bardzo nieudolnie wykonywała prace, były błędy w projektowaniu, źle zamawiano materiały, a dostawy były nieterminowe. Do tego wciąż brakowało fachowców i był słaby nadzór. Inwestycja była prowadzona do tego stopnia kiepsko, że gazety partyjne - a innych wtedy nie było - mogły ją publicznie krytykować, co wcale nie było częste w tamtych czasach.
Jednym z większych problemów łaźni była stale podchodząca woda z młynówki, z czym trzeba było walczyć przez lata
- Mama opowiadała mi taką ciekawą historię o tym - wspomina Lesław Mazur. - To był początek lat 60. Trwały Dni Oławy, a wtedy młodzież zwykle otrzymywała symboliczne klucze do bram miasta. Organizowano korowody przebierańców, występy teatrów, piosenkarzy, organizowano zawody sportowe. I kiedyś młodzi ludzie przywiązali do pręgierza w Rynku kukłę symbolizującą dyrektora PPRB, który z kilkuletnim opóźnieniem budował łaźnię. Na pewno nie było tego w oficjalnym programie święta. Co ciekawe, nikt nie słyszał o szykanach wobec organizatorów tego wydarzenia, a przypomnijmy, że w tych czasach za krytykę władzy było to powszechne. Kukła dyrektora została symbolicznie wychłostana, a w niedługim czasie... dyrektora odwołano.
Wkracza egzekutywa PZPR
Sprawa była na tyle poważna, że budową oławskiej łaźni zajmowała się nawet Egzekutywa Komitetu Powiatowego PZPR - a to już nie były żarty.
Tak pisała o tym "Gazeta Robotnicza" z końca 1964 roku w tekście pod znamiennym tytułem "Zapowiedź końca bimbania w PPRB?": - W mieście utarła się opinia, że jeśli remont lub budowę obiektu bierze w swe ręce PPRB - długo trzeba będzie czekać końca roboty. Były zresztą tego przykłady: - choćby osławiona odbudowa kina ODRA, budowa łaźni. Obydwie inwestycje w wyniku ślamazarności przedsiębiorstwa "awansowały" do rzędu inwestycji czteroletnich. Co najsmutniejsze, końca budowy łaźni ciągle nie widać, a w dodatku niektóre urządzenia już są zniszczone (...). Ostatnio oceną pracy PPRB zajęła się egzekutywa KP PZPR. We wrześniu komisja powołana przez Komitet przeprowadziła kontrolę w przedsiębiorstwie. Stwierdzono fakty wręcz karygodne. Długo je wymieniać (...). Stanowisko egzekutywy KP było jednoznaczne: nie można tolerować dłużej tego, co dzieje się w PPRB. Postanowiono zatem zwolnić ze stanowiska dyrektora inż. Ryszarda Januszewskiego, na którego w dużej mierze spada odpowiedzialność z tolerowanie bałaganu w przedsiębiorstwie, i ukarać go naganą partyjną. Nowym dyrektorem mianowany został tow. Tadeusz Weller-Weber, dotychczasowy dyrektor oławskiego MZBM.
To oczywiście nie wszystko, bo Komitet Powiatowy PZPR zapowiedział dokonanie szczegółowej oceny organizacji partyjnej i związkowej w PPRB. Zapowiedziano, że "trzeba będzie przedyskutować wiele bolesnych spraw, wyciągnąć wnioski, zmierzające do poprawy sytuacji" - co brzmiało wtedy groźnie wcale nie na żarty.
Rok później, w 1965 roku, gdy budowa mimo wszystko jednak skłaniała się ku końcowi, w gazetach żartowano, że teraz będzie można "spokojnie zaopatrzyć obiekt w tablicę pamiątkową, bo jakże nie przekazać potomnym historii takiej sławetnej budowy".
Łaźnia było gotowa dopiero w 1966 roku
Gdy realny moment otwarcia łaźni był potwierdzony, w 1965 roku w ramach MZZUP uchwałą Prezydium Miejskiej Rady Narodowej z listopada utworzono Zakład Łazienniczy. To jednak wcale nie oznaczało otwarcia. Pierwsze kąpiele stały się możliwe dopiero na początku 1966 roku...
Cdn.
Jerzy Kamiński
Formalnie był to "zakład łazienniczy, świadczący usługi dla ludności", ale i tak wszyscy mówili, że idą do łaźni - taki też napis wisiał nad wejściem (kadr z filmu TVP Wrocław)
Dziś budynki dawnej łaźni wyglądają tak
Napisz komentarz
Komentarze