*
Udział w tym sukcesie ma też kadra z ZAZ. To one od początku go motywują i zachęcają do działania, podejmowania kolejnych wyzwań. Gdy trzeba, jeżdżą z nim nawet po sklepach muzycznych, by mógł kupić to, czego potrzebuje do pracy. Pomagają też przy realizacji zleceń, doradzają i wspierają.
- Poznałam Grzegorza wiele lat temu, gdy chodziłam do szkoły podstawowej - wspomina pani Ilona. - Oboje należeliśmy do zespołu tanecznego przy oławskim Domu Kultury. Były tam dzieci zdrowe, i Grzegorz z orzeczeniem o niepełnosprawności. Zawsze na zakończenie grupowego występu na scenę wychodził Grzegorz i tańczył breakdance. Był w tym naprawdę dobry, a publiczność go lubiła.
Od początku w rozwoju kolejnych pasji i marzeń pomagali mu też rodzice, chociaż akceptacja ostatniego z pomysłów syna nie była dla nich łatwa. Jak każdy młody człowiek Grzegorz uznał, że czas wyprowadzić się z rodzinnego domu. Kocha rodziców i jest im wdzięczy za wszystko, co dla niego robią. Wie, że ze względu na jego problemy zdrowotne nie było im łatwo i zawsze starali się go chronić. Wciąż to robią. Nie chciał im robić przykrości, ale... jest dorosły i potrzebuje prywatności. Miejsca - gdzie sam będzie sobie panem.
Myśl o wyprowadzce z rodzinnego domu zakiełkowała w głowie Grzegorza jakieś dwa lat temu. Pierwszą, której powiedział o swoim pomyśle, były oczywiście pani Aneta, instruktorka z ZAZ. Zna go, więc wiedział, że szczerze powie mu, co o tym myślą. Uznała, że to dobry pomysł, ale na początek powinien zamieszać w tzw. mieszkaniu chronionym, które dedykowane jest osobom z orzeczeniem o niepełnosprawności, by mógł sprawdzić, jak to jest żyć na własny rachunek.
- Pomysł był dobry - mówi Grzegorz. - Koleżanka z pracy Jola tak zrobiła, więc... Pozostało przekonać rodziców.
To było najdłuższe pół godziny w jego życiu. Rozmowę z rodzicami wzięły na siebie opiekunki z ZAZ i Wiesława Pohoriło. Zgodzili się.
- Nie wiem, o czym rozmawiali i jak one to zrobiły, ale się udało - wtrąca podekscytowany na samo wspomnienie tamtej chwili. - Byłem tak szczęśliwy, że na drugi dzień wszystkim kupiłem bukiety kwiatów.
Dalej poszło już gładko. Pani instruktor pomogła załatwić formalności z Ośrodkiem Pomocy Społecznej, związane z wynajmem mieszkania. Kilka dni później odbyła się parapetówka. Grzegorz kupił tort i przygotował poczęstunek. W zamian dostał swoje pierwsze doniczkowe kwiaty. Ponieważ to niecodzienne wydarzenie i nie każdy pracownik ZAZ dostaje taką szansę, zdjęcie z imprezy trafiło na profil społecznościowy Zakładu z informacją, że Grzegorz zaczyna nowy rozdział swojego życia. Post pobił rekord popularności na profilu. "Polajkowało" go blisko 400 osób. Gratulowali i życzyli powodzenia. W ślad za tym zaczęły się kolejne miłe zaczepki na ulicy. Już nie tylko takie dotyczące "zumby" czy imprez muzycznych. "Panie Grzegorzu, jak się panu mieszka?" - pytali.
- A ja miałem wrażenie, że wszyscy w Oławie o tym wiedzą - mówi. - To było naprawdę miłe. Wiedziałem, że jestem znany w Oławie, ale nie wiedziałem że aż tak. Że interesuje kogoś moje życie prywatne.
Przyznaje, że stresował się tym, jak to będzie, gdy zostanie w mieszkaniu sam i na początku czuł się nawet tym skrępowany, że nikt i nic go nie ogranicza, ale to szybko minęło.
- Nie, nie czuję się samotny - zapewnia. - Tu się wyciszam i mogę skupić na innych ważnych zadaniach, na nauce. Żeby się rozwijać, trzeba iść do przodu, tak powtarzają mi moje opiekunki i wiem, że tak jest. Udało mi się zrealizować kolejny krok do przodu i... Tak, jestem z siebie dumny.
To nie ostatni krok. Grzegorz lubi ciszę i spokój w mieszkaniu, jego przestrzeń, ale chciałby mieć drugą połówkę. Miłość, z którą będzie mógł dzielić smutki i radości. Do tej pory nie udało się jej znaleźć, ale wie, że to nie zależy tylko od niego, więc cierpliwie czeka.
Mieszkanie chronione to początek nowej drogi. Nie może tam mieszkać do końca życia, więc złoży wniosek o przydział mieszkania komunalnego. Ma też jeszcze jedną prośbę do władz miasta. Potrzebna jest świetlica środowiskowa dla dorosłych, bo w Oławie nie ma miejsca dla osób dorosłych z różnymi problemami, gdzie mogłyby się spotykać i wspólnie spędzać czas, a potrzebne jest to bardzo.
- Jeżeli trzeba, mógłbym być animatorem zajęć w takiej świetlicy środowiskowej albo osobą wspomagającą kogoś takiego - mówi. - Lubię sprawiać ludziom radość i patrzeć, gdy się uśmiechają, gdy są szczęśliwi, bo wtedy ja też jestem szczęśliwy. Wiem też, że to potrafię. Oczywiście, jestem wdzięczny władzom miasta i wszystkim innym za te szanse, jakie mi dają, bo dzięki temu mam to, co mam, ale - jak wciąż powtarza moja pani instruktor - trzeba się rozwijać i każdy musi to robić, żeby iść do przodu.
Dziś już to wie i rozumie. Z chęcią wychodzi na ulice i nie boi się mówi o swoich kolejnych marzeniach. Zdobył sobie szacunek i zdecydowana większość mu go okazuje, choć nie zawsze tak było. Grzegorz nie chce jednak o tym pamiętać. Woli wspominać te mile momenty gdy podchodzą do niego na koncertach i proszą o autograf, albo gdy idąc przez miasto, słyszy "Dzień dobry panie Grzegorzu"
Napisz komentarz
Komentarze