Prokurator stwierdził, że na podstawie zeznań świadków, wyjaśnień oskarżonych oraz opinii biegłych można zrekonstruować bieg wydarzeń, który zdaniem oskarżyciela nie budzi wątpliwości.
W mowie końcowej usłyszeliśmy: - Inicjatorem zdarzenia był Bartłomiej G. Jego matka skarżyła się, że jej partner ją bił, nie dawał pieniędzy, wyrzucał z domu. To skłoniło Bartłomieja do pewnych działań. Najpierw usiłował samemu wejść do domu pokrzywdzonego, kopał w drzwi wejściowe, napierał ciałem, ale celu nie osiągnął. To popchnęło go do eskalacji. Namówił Karola G., a ten jeszcze dwóch innych mężczyzn - Jakuba M. i Oskara W. - by wspólnie udać się do pokrzywdzonego. (...) Mężczyźni przyjechali na miejsce zdarzenia w czwórkę, samochodem, mieli ze sobą pistolet pneumatyczny, a także klucz do kół oraz łom, czyli przedmioty sugerujące, że wybierają się na włamanie. Kopali w drzwi, wyłamywali zamki. Kolbą pistoletu Karol G. wybił szybę, a gdy drzwi się uchyliły, a poszkodowany zaczął się zapierać, Karol G. oddał strzały w okolicy jego głowy. Mężczyzna odniósł ranę w okolicy oka, zaczął krwawić. Sprawcy go bili i chyba tylko przypływ adrenaliny sprawił, że udało mu się obronić przed czterema atakującymi. Oskarżeni uciekli, na miejsce przyjechało pogotowie ratunkowe, potem pokrzywdzony przeszedł operację i przebywał w szpitalu. Biegły stwierdził m.in. obrażenia w obrębie oka lewego, w wyniku których nastąpiła utrata widzenia. Wskazał również obrażenia z rany postrzałowej za uchem, na szyi oraz ranę spowodowaną uderzeniem tępym narzędziem, być może kluczem do kół albo łomem. Do tego otarcia naskórka na całym ciele. Pokrzywdzony złożył zeznania kilka dni po tym, jak przeszedł operację. Mam świadomość, że to co mówił na rozprawie nieco różniło się od pierwszych zeznań i należy do tego podejść z pewną ostrożnością, ale trzeba brać pod uwagę, że ta pierwsza wersja była najszybciej po zdarzeniu, więc wtedy pamiętał najwięcej. Oskarżeni przyznali się do tego, że byli na miejscu, ale umniejszali swoją rolę.
Dalej prokurator cytował fragmenty wyjaśnień oskarżonych:
- Bartłomiej G. powiedział, że zadzwonił do Karola, który rok wcześniej go pobił. To jest pewien argument, dlaczego zgłosił się akurat do niego, by ten pomógł mu w "rozmowie z pokrzywdzonym". Bartłomiej G. widział, jak Karol podawał koledze klucz do kół, jak dobijał się do drzwi i zbił szybę, jak zaczął strzelać do pokrzywdzonego.
- Karol G. przekonywał, że pojechał tam na prośbę kolegi, by go osłaniać. Twierdzi, że to nieprawda, by strzelał w głowę, miał "celować na oślep", bo został przyciśnięty drzwiami. W jego opinii to sprawa Bartka, który chciał tylko nastraszyć partnera swojej matki. Pistolet miał służyć właśnie do nastraszenia.
- Z wyjaśnień Oskara W. wynika, że Bartek opowiedział kolegom, że pokrzywdzony bił jego matkę i taki był powód odwiedzin. Klucz do kół miał służyć do otwarcia drzwi. Oskar W. potwierdził, że Karol oddał strzały. Twierdzi, że nie widział, czy go bił lub kopał, bo wszystko działo się szybko.
- Jakub M. przyznał, że to Karol G. powiedział mu, żeby pojechał z pozostałą trójką. Usłyszał, że pokrzywdzony bije matkę Bartka i "trzeba z nim pogadać". Broń zauważył już wcześniej, a w trakcie zdarzenia usłyszał dwa strzały.
Prokuratura uważa, że najistotniejsze jest określenie zamiaru oskarżonych, czyli odpowiedź na pytanie, do czego zmierzali, po co tam pojechali. Zdaniem oskarżenia nie chodziło o rozmowę i zabranie rzeczy, które należały do matki Bartłomieja G. Chodziło o pobicie pokrzywdzonego, o czym ma świadczyć chociażby fakt złożenia wizyty w czwórkę. W trakcie jazdy Karol G. wyciągnął pistolet, więc pozostali wiedzieli, że zabrał go ze sobą. Prokurator podkreślał, że po dostaniu się do domu pokrzywdzonego sprawcy od razu zaczęli go bić, nie było żadnej rozmowy. Karol G. oddał strzały, przebieg zdarzenia był dynamiczny, ale każdy na swój sposób zadawał ciosy.
- Nikt nie idzie porozmawiać biorąc klucz do kół i łom - padło na sali sądowej. - Po to Bartłomiej G. wybrał Karola G. do pomoc, bo wiedział, że to dość krzepki mężczyzna. Wcześniej go pobił, ale się pogodzili, więc Bartłomiej wiedział, że warto wziąć go ze sobą. Jakub wyważył drzwi, Karol miał broń, cała czwórka biła mężczyznę. Zamiarem była chęć spowodowania obrażeń. Skutki są bardzo poważne, obrażenia nie powstały przypadkowo. Utrata widzenia w jednym oku jest bezpowrotna i nie da się tego zaprzeczyć. Wnoszę o uznanie całej czwórki oskarżonych za winnych, a w przypadku Bartłomieja G. również winnym naruszenia miru domowego w innym dniu.
Dla każdego z mężczyzn prokurator zażądał kary czterech lat pozbawienia wolności, a w przypadku Bartłomieja G. jeszcze dodatkowych czterech miesięcy za samotne najście pokrzywdzonego.
"Nie można wszystkich ukarać tak samo"
Mowy końcowe obrońców rozpoczęła dwójka adwokatów reprezentująca Jakuba M. W jednym z pierwszych zdań usłyszeliśmy, że zrównanie kary czterech lat dla wszystkich oskarżonych jest niewłaściwe.
- Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że rola Jakuba M. była marginalna - mówił obrońca. - Pomógł się włamać, przestawił drzwi, a potem stał na zewnątrz domu, nie biorąc bezpośredniego udziału w zajściu. Jego rola ograniczyła się więc do pomocy w wyważeniu drzwi. Kuba stał na zewnątrz. Czy można mu więc przypisywać współudział w spowodowaniu ciężkiego uszczerbku na zdrowiu? (...) Świadomość tego, że ktoś wziął jakieś narzędzia, a nawet pistolet nie daje pewności, że te przedmioty zostaną użyte. Czy Jakub M. powinien za to odpowiadać tylko dlatego, że miał świadomość? Nikt na kartce nie podpisał porozumienia o popełnieniu przestępstwa. Trudno stwierdzić, z jakim zamiarem szli tam oskarżeni. (...) Jakub M. się uczy, ma dobrą opinię, pomaga ojcu. To wydarzenie było niezgodne z jego linią życia, to nie jest treść jego życia, to przypadek... Poszedł tam na prośbę kolegi poruszony krzywdą jego matki, która miała być bita przez partnera. (...) Biegła określiła, że to nie był przejaw jego woli, a rezultat presji grupy. Jeśli są jakieś dowody przeciwko niemu, to tylko te dotyczące naruszenia miru. W pozostałym zakresie powinien zostać uniewinniony i o to proszę wysoki sąd.
Tak proces podsumował adwokat Karola G.: - Kwestia zamiaru to w dużej mierze domniemanie ze strony prokuratury. Oskarżeni zgodnie twierdzili, że jechali tam porozmawiać i odebrać rzeczy należące do matki jednego z nich, która cierpiała, była prześladowana, została wyrzucona z domu. Fakt, że pokrzywdzony w momencie zdarzenia był pod wpływem alkoholu uprawdopodabnia motyw. Opinia biegłej, wskazująca na możliwy brak wiarygodności pokrzywdzonego, wspiera argumentację przeciwko tezie, że czterech złych ludzi pojechało komuś zrobić krzywdę. Czterech młodych ludzi chciało porozmawiać i stanąć w obronie matki jednego z nich. Z żadnego elementu dowodowego nie wynika zamiar użycia broni pneumatycznej. (...) Nie ma jednoznacznego dowodu, który odpowie na pytanie o wiarygodność domysłów. Opinia balistyczna dotycząca pistoletu pneumatycznego nie daje też odpowiedzi na pytanie, z jakiej odległości oddano strzał. Oskarżony twierdzi, że oddał strzał w momencie, gdy został przyciśnięty drzwiami, strzelał na oślep, a nie w stronę głowy poszkodowanego. Nie da się tu wykluczyć rykoszetu. (...) Karol G. został ojcem córeczki, ma ustabilizowaną sytuację, założył rodzinę. To nie jest zły człowiek, to nie jest osoba o skłonnościach patologicznych, co wynika z opinii biegłych. Zastosowanie złagodzenia kary byłby tutaj słuszne. To zdarzenie stanowi przykry epizod życiorysu. (...) Ci młodzi ludzie nie zasługują na to, żeby przekreślać ich życie z uwagi na sytuację, która miała dynamiczny charakter i wydarzyła się pod wpływem presji grupy. Należy wybrać takie środki, aby pozwolić tym młodym ludziom dalej funkcjonować w społeczeństwie, a nie połączyć ich z subkulturą więzienną, do czego doprowadziłyby kary, zaproponowane przez prokuraturę. Wnoszę o sprawiedliwy wyrok.
- Prokurator słusznie powiedział, że podstawą odpowiedzialności karnej jest określenie zamiaru - mówił obrońca Oskara W. - Należy więc ustalić, jaki zamiar miał każdy z czwórki. Oskar napierał na drzwi, wpadł do korytarza i lekko zdezorientowany dobiegł do łazienki. Przyznał, że kluczem do kół zniszczył drzwi. I to jest jego rola. Niezbyt duża, marginalna. Nie da się obronić stwierdzenia, że działał z bezpośrednim zamiarem pobicia przy użyciu narzędzi i pistoletu. Oskarżony bardzo dokładnie złożył spójne i logiczne wyjaśnienia. W momencie zdarzenia miał raptem 18 lat. Wpływ na jego zachowanie miała presja grupy, niedojrzałość emocjonalna. Nie wiedział, dlaczego to robi, ale chciał się utożsamiać z grupą. Ta sytuacja go przerosła. Proszę o sprawiedliwy wyrok i rozstrzygnięcie wątpliwości na rzecz oskarżonego.
Na koniec przemowę wygłosił przedstawiciel Bartłomieja G.: - Materiał dowodowy jest szeroki, ale niejednoznaczny. Proszę pamiętać, że poza moim klientem praktycznie wszyscy oskarżeni zmieniali wyjaśnienia. Jeśli podaje się kilka wersji, to co najmniej jedna jest nieprawdziwa. Bartłomiej G. od początku podawał jeden i ten sam przebieg, co znajduje też potwierdzenie w zeznaniach pokrzywdzonego, który w pierwszych - tych najbardziej wiarygodnych według biegłej - zeznaniach, powiedział, że do przedsionka wpadło dwóch sprawców. Na pewno nie było tam mojego klienta. On się przestraszył, został na zewnątrz. Nie można stosować tu uproszczonej kryminalizacji. Bartłomiej G. został oskarżony o dwa czyny - pierwszy dotyczy usiłowania wtargnięcia, kopania w drzwi, napierania i użycia gazu łzawiącego wobec pokrzywdzonego. Tyle, że to nie znajduje oparcia w zeznaniach świadków. Bartłomiej G. bał się pokrzywdzonego, wiedząc, jak traktował jego matkę. Przesłuchaliśmy policjantów, którzy nie wyczuli zapachu rozlanego gazu łzawiącego, na twarzy pokrzywdzonego nie zauważyli też niczego, co świadczyłoby o tym, że ktoś użył przeciwko niemu gazu. Drugi czyn w akcie oskarżenia to spowodowanie ciężkich obrażeń w wyniku pobicia metalowym narzędziem i strzałach pistoletem. O to oskarżono całą grupę młodych ludzi. (...) Tak, to Bartłomiej G. zorganizował ten wyjazd, ale nie chodziło o to, by zrobić komuś krzywdę. Ta sprawa jest pokłosiem historii rodzinnej. Bartłomiej G. w wieku niemowlęcym został porzucony przez matkę, która jest narkomanką. Mimo tego w wieku 18 lat postanowił żebrać o jej uwagę, mimo że ona nie chciała się z nim kontaktować. To pokazuje, jak reaguje serce dziecka, gdy słyszy, w jaki sposób traktowana jest jego matka. (...) Użycie niebezpiecznego narzędzia można przypisać tylko temu, kto faktycznie go użył. A nie temu, kto stał obok i to widział. Bartłomiej G. się przestraszył, stał na zewnątrz i nie ponosi winy za to, co się wydarzyło. Zamurowało go, bał się ruszyć. Materiał dowodowy nie wskazuje na jego winę. Doszło do ekscesu dwóch sprawców, nie można więc mówić o prawnej odpowiedzialności mojego klienta, który jest niewinny. (...) Pokrzywdzony przeżył straszną rzecz, której nie można życzyć nikomu. Przed sądem mówił jednak takie rzeczy, które nie znalazły potwierdzenia w zebranym materiale dowodowym. Bartłomiej G. nie popełnił przestępstwa. O taki wniosek sądu proszę.
Karol G. poprosił o łagodne potraktowanie ze względu na młody wiek i niedawne narodziny córki, Bartłomiej G. o uniewinnienie, Oskar W. o sprawiedliwy wyrok, a Jakub M. o uniewinnienie.
Wyrok
Sąd Okręgowy we Wrocławiu na rozprawie 11 marca uznał wszystkich czterech mężczyzn winnymi zarzucanych im czynów, ale zróżnicował im kary. Karol G. dostał 3,5 roku więzienia oraz nakaz zapłacenia nawiązki dla pokrzywdzonego w wysokości 50 tys. zł. Bartłomiej B. - kara łączna 1,5 roku więzienia i 15 tys. zł nawiązki, Oskar W. i Jakub B. - 1 rok i 3 miesiące pozbawienia wolności oraz po 10 tys. zł nawiązki dla pokrzywdzonego. Wyrok nie jest prawomocny.
Napisz komentarz
Komentarze