W pierwszej części swojego przemówienia Szczęśniak powiedział: - Nie mam przygotowanego wystąpienia, więc jak zwykle będę improwizował, bo to mi chyba w życiu najlepiej wychodzi. Będzie to moja siódma kadencja pracy w samorządzie. Z tego pięć przepracowałem burmistrz. Zaczynałem w lipcu roku 1994. Moja córka (radna Weronika Kuszyk - przyp. red.) urodziła się w 1984, dziesięć lat później zostałem burmistrzem... Skoro już zdradziłem, że w lipcu skończysz czterdzieści lat, to powiem jeszcze - pamiętaj Weroniko - życie zaczyna się po czterdziestce... Wracając do sedna - było mi dane przeżyć trzydzieści lat w samorządzie i muszę powiedzieć, że to kapitalne lata. Wiele doświadczeń, wiele poznanych osób, których zapewne nie poznałbym, gdybym nie był burmistrzem. Przeżywałem różne chwile. (...) Pierwsza dekada była pomyślna. Dlaczego? Budżet gminy był stabilny, choć opierał się na jednym, wtedy jeszcze stabilnym pracodawcy, czyli na Jelczańskich Zakładach Samochodowych. Do roku 1995 była to firma państwowa, a potem nastąpiła prywatyzacja, którą delikatnie nazywam chybioną. Efekt był taki, że po pięciu latach firma ogłosiła upadłość, co oznaczało też swego rodzaju upadłość gminy. Nagle 45% dochodów własnych samorządu - myślę tu o podatkach - zniknęło z miesiąca na miesiąc. Przeżywaliśmy sytuacje dramatyczne. Pamiętam taki moment przed majówką, bodajże w 1999 roku. Na koncie gminy było około 120 tysięcy złotych, co mniej więcej stanowiło kwotę niezbędną na wynagrodzenia pracowników. Niestety, w tym czasie dostaliśmy ostateczne wezwanie do zapłaty z zakładów energetycznych w Oleśnicy. Miałem więc wybór - wypłacić pracownikom pensje albo zapłacić zaległy rachunek za energię. Poprosiłem pracowników na salę narad, podejrzewam, że wszyscy wiedzieli, o co chodzi, bo panowała grobowa cisza. Powiedziałem im, że niestety pensja nie zostanie wypłacona w terminie. Wytłumaczyłem dlaczego, wciąż była cisza i odezwała się tylko jedna osoba - pani Jolanta Duszak, obecna też dziś na tej sali. Jako jedyna zapytała mnie, czy to jednorazowo czy tak już będzie zawsze. Odpowiedziałem szczerze, że nie wiem. To niestety nie był raz, bo przez wiele miesięcy gmina borykała się z problemami finansowymi, co utrudniało bieżące funkcjonowanie. Zredukowałem zatrudnienie w urzędzie o 20%, został zwolniony praktycznie cały dział inwestycji, bo po co nam dział inwestycji, skoro mieliśmy pieniądze tylko na pomalowanie pasów na drogach. Na nic więcej nie było funduszy. Nikt z kolegów samorządowców nie chciał wierzyć, że gmina nie ma pieniędzy na wypłaty dla pracowników - zaczynając od pań sprzątających po burmistrza włącznie. Ale tak to było... Strajkowali przedstawiciele oświaty, subwencja nie wystarczała, a ja słyszałem, że to problem mój, a nie ludzi, którym wypłata się należy. Jakoś udało się ten trudny okres przeżyć, ale to były naprawdę ciężkie czasy. Bezrobocie w naszej gminie sięgało ponad 30%. Widziałem tych ludzi, którzy pracowali w "Jelczu", a potem, gdy zakład upadł, wychodzili z domu i kręcili się po osiedlu bez sensu. Nie mieli pracy, co stanowiło dramat dla wszystkich. Dzięki pewnym działaniom, nie tylko moim, powstała strefa ekonomiczna. Przez rok nic się nie działo, aż pierwszym inwestorem - strategicznym, który, jak się potem okazało, przyciągnął resztę - była firma Toyota. Czasami mówię o tym trochę bałwochwalczo, że to takie moje dziecko. Nie było łatwo ściągnąć Japończyków do Jelcza-Laskowic. Pół roku rozmów, negocjacji, prześwietlania, oceny wiarygodności gminy, tego, co mówimy i deklarujemy, przełożyło się na to, że w przeciągu półtora roku pojawiło się dwunastu inwestorów. Strefa się zapełniła, podmioty kooperowały. Faktem jest, że nie odbyło się to za darmo. Ówczesna Rada Miejska podjęła uchwałę o zastosowaniu ulg podatkowych, bo wiedzieliśmy, że tych inwestorów trzeba przyciągnąć i zachęcić. Gmina Jelcz-Laskowice nie była pępkiem świata, więc staraliśmy się dać warunki lepsze niż inni, zwłaszcza że nie brakowało samorządów, które chciały ściągnąć inwestorów do siebie. Takie były warunki w Polsce dwadzieścia lat temu. Udało się! Było biednie, ale dziś jesteśmy gminą sukcesu. Nie dzięki mnie, nie dzięki moim zastępcom. To dzięki pracownikom Urzędu Miasta i Gminy, kierownikom jednostek gminnych, to był wspólny sukces... Dziś możemy się nim cieszyć, szczycić, bo sytuacja gminy jest stabilna, a inwestorzy, których dwadzieścia lat temu udało się tu przyciągnąć, dziś regularnie płacą podatki, co sprawia, że możemy planować wydatki budżetowe, bo zawsze największą sztuką jest wydawać pieniądze mądrze, zgodnie z oczekiwaniami społeczeństwa. Kiedyś, gdy byłem nieco młodszy, wydawało mi się, że w ciągu jednej kadencji można pewne problemy rozwiązać. I tak faktycznie jest, ale potem przychodzi kolejna kadencja, a wraz z nią kolejne wyzwania. (...) Naszą powinnością jest spełnianie oczekiwań mieszkańców, które są coraz bardziej wyraziste.
Druga część wypowiedzi Bogdana Szczęśniaka już niebawem na naszym portalu.
Napisz komentarz
Komentarze