Joanna ma głos:
- Jesteśmy trzyosobową rodzinką z Kamionek koło Pieszyc na Dolnym Śląsku, która pierwszy raz jedzie w Rajdzie Koguta i bardzo cieszymy się z tego faktu. Nieustannie słyszeliśmy same pozytywne opinie na jego temat. Od zawsze pomagamy, angażujemy się, zaszczepiamy dobroć i chęć pomocy w młodych ludziach. Podczas każdej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z naszym dzierżoniowskim Amatorskim Klubem Rajdowym AKRally Team charytatywnie organizujemy KJS i za datki wrzucone do puszki przewozimy chętnych, dostarczając im odpowiedniej dawki adrenaliny. Ludzie są zachwyceni i co roku jest więcej zainteresowanych. To motywuje do dalszego działania!
W ciągu roku wiele razy bierzemy udział w takich akcjach. To wymaga czasu, pracy, pieniędzy i przede wszystkim chęci. Po takich dniach, gdy wstaje się o 4 rano (przy czym budzik nastawia nasz już teraz 17-latek i to on najczęściej dostarczał ludziom wrażeń), jedzie, ustawia, przygotowuje, kieruje ruchem, bierze ogromną odpowiedzialność za bezpieczeństwo, a potem wozi ludzi, do domu wraca się brudnym, często podartym, okropnie umęczonym, czasami z urwanym kołem lub zderzakiem, ale z sercem wypełnionym radością i nadzieją.
Rajd Koguta to kolejna nasza pomoc, ale też "wisienka na torcie" za naszą ciężka pracę! Udział w Rajdzie Koguta to dla nas nagroda za naszą ciężką i bezinteresowną pomoc chorym dzieciom, domom dziecka, ludziom po ciężkich wypadkach, którą niesiemy przez cały rok, chociaż sami mamy ciężko chorych na nowotwór rodziców.
Moja mama jest teraz w drodze do Warszawy, na onkologię. Lekarze upierają się, by amputować rękę po sam bark! Tata, który walczy z szóstym rakiem, leży w szpitalu w Świdnicy. Mój ukochany brat i najlepszy przyjaciel Bernard odszedł do Pana Boga w wieku 30 lat... Mój partner Tomek wcześnie stracił oboje Rodziców. Znam ich tylko z dobrych opowieści i kilku zdjęć. Tomek mógł do nich dołączyć, gdy kilka lat temu półtonowa ściana spadła na niego miażdżąc mu kości. Cudem uszedł z życiem.
To nie tak miało być. Inaczej sobie swoje i moich najbliższych życie wyobrażałam.
Są chwile, w których jest nam bardzo ciężko i przerażają mnie myśli, że tego nie udźwigniemy. Ale jesteśmy dzielni, nie poddajemy się, mamy nadzieję, że uda nam się jeszcze wiele lat wspólnie przeżyć z moimi Rodzicami.
Mój 17-letni syn Kuba, wychowując się w naszym wielopokoleniowym domu, w którym od zawsze relacje rodzinne i międzyludzkie stawiane są na pierwszym miejscu, przechodząc koło kwiaciarni zobaczył kobietę dźwigającą donice z kwiatami, podszedł do niej, pomógł przenieść w odległe miejsce i z uśmiechem na buzi poszedł dalej. Gdy wracał, od tej samej kobiety dostał piękną czerwoną różę, przyjechał do domu i... podarował ją Babuni. Podobają mi się jego zasady, na przykład gdy późnym wieczorem wpada do sklepu po pieczywo, nigdy nie kupuje wszystkiego. Zawsze zostawia bułkę lub chlebek z założeniem, że ktoś, kto przyjdzie tuż przed zamknięciem sklepu, może być głodny lub nie będzie miał co zjeść na śniadanie. Mój syn jest moją inspiracją.
Wiele takich sytuacji mamy na co dzień.
Kiedy patrzę na moich rodziców w tych gorszych dla nich chwilach, gdy ból atakuje ciało, czy na te niewyobrażalnie chore i cierpiące dzieciaczki - płaczę, rozsypuję się na miliony kawałków.
Czasami jest bardzo trudno pchnąć własne życie do przodu, ale mimo wszystko nadal będziemy angażować się w pomoc innym, bo wiemy, co znaczy ból, cierpienie, strach, bezsilność, złość i tęsknota, a gdy niczego już nie ma, pozostaje jedynie nadzieja, a ta umiera ostatnia.
Każdemu uczestnikowi 8. charytatywnego Rajdu Koguta życzymy szczęśliwej podróży i zameldowania się na mecie w Miasteczku Westernowym Mrongoville.
Napisz komentarz
Komentarze