- Mnie generalnie najbardziej cieszą maluchy, a zwłaszcza ten, który jako ostatni zjechał z linii montażowej w Bielsku-Białej - ma ostatni VIN, ostatni numer nadwozia. To historia polskiej motoryzacji. W sumie powstało 4,5 miliona maluchów, a w Oławie jest ten, który powstał jako ostatni. Mamy też ostatniego wyprodukowanego poloneza. Wiele naszych eksponatów ma odpowiednią rangę historyczną. Już przyjeżdżają ludzie z całej Europy i im się oczy otwierają na moją kolekcją.
- W którym momencie będziesz mógł powiedzieć, że spełniło się twoje marzenie sprzed 30 lat o utworzeniu muzeum? A może ono się będzie spełniało cały czas i nigdy nie osiągniesz pełnego zadowolenia?
- Moje marzenie już się spełniło. Ja zresztą też się czuję spełniony. Jestem taką osobą, że jak się za coś wezmę, to się bardzo angażuję. Jestem więc dumny, że ostatecznie się udało, że muzeum powstało w Oławie, choć miałem wiele pokus, aby to zrobić gdzie indziej. Wrocław, Opole... Chcieli mi nawet pomagać, aby tylko zrobić muzeum tam, ale nie chciałem. Powiedziałem, że sam sobie poradzę, bo planowałem to zrobić akurat w Oławie.
- Najstarszy samochód w muzeum?
- Daimler z 1895 roku.
- Najstarszym pracownikiem jest zapewne sławny pan Leszek, który rządzi w warsztacie. Czy po otwarciu muzeum jego rola się zmieni?
- Pan Leszek będzie cały czas na warsztacie...
- Szkoda, mógłby oprowadzać. I zaręczam, że gdyby tak jedną godzinę dziennie akurat on oprowadzał, ludzie przyjeżdżaliby specjalnie o tej porze, aby się z nim spotkać.
- Tak, pewnie by tak było, ale on ma 70 lat, a chodzić po całej powierzchni muzeum to... Mnie nogi bolą. Po całym dniu wysiadają, a co dopiero u siedemdziesięciolatka. Wolałbym, żeby on siedział na warsztacie, a gdy ktoś będzie chciał sobie z nim porozmawiać czy zrobić fotkę, będzie taka okazja.
- Wiem, że najbardziej kręcą cię w motoryzacji historie pojazdów, ludzie, a mniej budowa silników, prawda?
- Całe życie miałem jakąś wizję i zgodnie z nią idę. I taki mam przekaz w tym muzeum - przede wszystkim eksponaty coś obrazują, a ja to chcę opisać i przechować dla kolejnych pokoleń. Mamy na przykład pierwowzór quada, który... jest z Polski! Zbudowany został w 1960 roku, gdy Zachód jeszcze nawet nie miał nazwy dla czegoś takiego, bo zaczął myśleć o czymś takim dopiero w latach 80. ubiegłego roku. A my już mieliśmy quada, tylko nigdy nie wszedł do produkcji. Chcę takimi historiami pokazywać, że mieliśmy kiedyś czasy, w których mogliśmy liczyć się w świecie motoryzacji. Tylko że gdy ludzie zrobili coś dobrego, często ktoś inny ucinał temu łeb. Władza też blokowała. Ale pamiętajmy, że to Polak zaprojektował i zbudował pierwszego quada już w roku 1960! I też Polak stworzył silnik wirnikowy - bardzo wydajny, na trzech wirnikach. Zrobił model, były obliczenia, jest patent, ale nie udało się. To samo dotyczy tzw. oławskiego jelcza - zaprojektował i stworzył go pan Lisiecki, ale ciekawy pojazd - mamy go w muzeum - nigdy nie wszedł do produkcji Jelczańskich Zakładów Samochodowych. To są wszystko pojazdy z wyjątkową historią. Mamy też w muzeum najmniejszy polski samochód - rewelacja! Mamy też maluszka, którym jeździł Bob Marley, albo - to już bez związku z Polską - auto papieża Ratzingera. Wszystko to są pojazdy z wyjątkową historią i duszą.
- Chcesz pokazać, że polska motoryzacja nie zawsze była taka siermiężna...
- W pewnych momentach byliśmy bardzo rozwinięci, tylko czasy były dziwne i nie sprzyjały rozwojowi. Taka fabryka Romet produkowała na przykład pomad 100 modeli rowerów - sporą część z tego mamy w muzeum. Polska w latach 70. była szóstym producentem jednośladów na świecie! Wiedziałeś? Mieliśmy kilkanaście rodzajów motocykla WSK. Byliśmy kiedyś naprawdę potęgą. Czasy były ciężkie, ale potencjał był. Mamy w Muzeum PRL sporą kolekcję polskich zabawek, są rowerki trójkołowe, suszarki do włosów, żelazka, mydła, opakowania, papier toaletowy, szklanki, kubki, butelki z etykietami, stare aparaty fotograficzne, wózki dla dzieci.... To nie tylko przedmioty wytwarzane w czasach PRL, ale także te używane wtedy. Młodzi może przejdą obok tej ekspozycji bez większych emocji, ale ktoś w naszym wieku... Już tutaj ludzie płaczą, bo zobaczą na przykład kawę Selekt sprzed lat czy proszek IXI, który sypali do pralki Frania. Niedawno miałem tu dziewczynkę, która pokazuje na telefon, taki z tarczą, i pyta, co to jest? Pokazywanie kolejnym pokoleniom świata, którego już nie ma, to jest najważniejszy przekaz, który niesie to muzeum. Mam takie przeczucie, że będą tu przychodzić dziadkowie z wnukami. I będą im to wszystko tłumaczyli. I będzie o czym pogadać.
- Kiedyś mówiłeś mi, że brakuje ci jeszcze do kompletu czegoś, co jest związane z tą ziemią, czyli klasycznego jelczańskiego "ogórka". Będzie?
- Na razie nie ma. Zostawiłem sobie ten temat na koniec, ale na pewno kiedyś będzie...
Napisz komentarz
Komentarze