- Kiedy okazało się, że to był strzał w dziesiątkę? Gdy przyszła pierwsza nagroda?
- Chyba tak, z tym że nagrody tak naprawdę zaczęły się dopiero w tym roku, choć faktycznie jest ich całkiem sporo.
- A która najcenniejsza? Bo trochę ich było. Nawet jedna z gazet nazwała to pani "pasmem sukcesów".
- Zaczęło się w marcu tego roku i trwa - wciąż czekam na wyniki paru międzynarodowych konkursów, do których zgłosiłam swoje kompozycje. Ciężko wybrać te najważniejsze nagrody. Pierwszą była ta w konkursie Europe Open Music Competition w Serbii za utwór "Rhapsody". Nagle się okazało, że orkiestra, z którą wystąpiłam, dostała drugą nagrodę a ja pierwszą. I to był mocny początek. Stwierdziłam, że skoro nagrodzono mój utwór, to trzeba iść w tę stronę. Z ciekawości wysyłałam na konkursy różne utwory, żeby sprawdzić, czy chodziło o ten jeden utwór, czy po prostu o moją twórczość. I okazało się, że kolejne nagrody były. Po Serbii był Wiedeń, gdzie grałam koncert z orkiestrą. Koleżanka Małgorzata Sławińska-Pilarz prosiła mnie od lat o utwór na swoją szkolną orkiestrę smyczkową, którą prowadzi. W lutym ubiegłego roku dałam się namówić i napisałam utwór "Beautiful Strings". Początkowo myślałam, że gdzie w takim międzynarodowym konkursie wystąpi orkiestra z jakieś szkoły w Nysie, z takiej - umówmy się - jednak prowincjonalnej szkoły, bo to przecież nie Kraków, Wrocław czy Warszawa. Gdy był dzień ogłoszenia wyników, nawet o tym zapomniałam. Potem mnóstwo telefonów było do mnie, a ja nie wiedziałam, co się dzieje. Okazało się, że to gratulacje, bo mam pierwszą nagrodę w Wiedniu. Gdy potem graliśmy 7 maja koncert w Wiedniu z naszą orkiestrą, rozmawiałam z organizatorką wiedeńskiego konkursu i okazało się, że jurorom bardzo spodobała się orkiestra i to, że uczniowie grają na tak wysokim poziomie, ale kluczowe było to, że mieliśmy własny i dobry utwór - ten skomponowany przez mnie specjalnie dla tej orkiestry.
- Rozumiem, że teraz po sukcesach posypały się zlecenia od innych?
- To już się dzieje. Mam zamówienia, ale wszystkim powtarzam, że trzeba się ustawiać w kolejce, bo przecież utworu nie pisze się w parę godzin. Mimo wszystko stawiam jednak siebie na pierwszym planie. Chcę ukończyć płytę "Musical dreams", która ma się ukazać jesienią. To też będą utwory fortepianowe w tonie liryczno-nostalgicznym, ale dwa z nich orkiestrowe, jeden nawet w klimatach irlandzkich, które zawsze mi się bardzo podobały.
- Przesłuchałem kilka pani utworów i wiem, że tego rodzaju muzyki lepiej posłuchać w spokoju, w wyciszeniu, żeby usłyszeć i zrozumieć wszystko, co pani skomponowała. Te wszystkie smaczki. Komponuje pani głównie na fortepian, ale nie tylko...
- To prawda. Głównie na fortepian, ale w moich utworach są i smyczki, a także dźwięki elektroniczne. Powiem przewrotnie to, co mi mówią słuchacze, a mówią mi często, że moja muzyka przypomina im muzykę filmową. Bardzo często to słyszę. I wygląda na to, że zawsze wychodzi w takich sytuacja to, czego się słucha. A ja faktycznie dużo słucham muzyki filmowej, różnych twórców. Swego czasu imponował mi Yiruma, twórca i pianista znany z filmowej sagi Zmierzch. Słucham wielu ścieżek dźwiękowych, kiedyś dużo słuchałam Hansa Zimmera. Oczywiście John Williams... Ich muzykę znam od podszewki, ale nie tak, żeby się zbyt mocno nimi inspirować, aby ktoś mi potem nie powiedział, że moje utwory brzmią jak kogoś innego. Nie tworzę kopii, tylko coś swojego. I to zostaje docenione. Swoją "Pasję" wysłałam na 2 konkursy, w których była kategoria muzyka filmowa i w tej kategorii zdobyła nagrody: jedną złotą i jedną platynową w Wielkiej Brytanii - potwierdza się więc to, co ludzie mi mówili. Moja muzyka przypomina tę filmową, wydaje się bardzo ilustracyjna i mogłaby posłużyć jako ścieżka muzyczna do jakiegoś obrazu.
- Na razie nikt jeszcze nie zaproponował, aby napisała pani muzykę do filmu?
- Na razie nie, a gdyby mi to ktoś zaproponował, to - powiem szczerze - zastanawiałabym się.
- Dlaczego?
- Jest to ciężka praca, choć kiedyś marzyło mi się, aby nagrać ścieżkę dźwiękową do filmu. Gdy jednak piszę swoje kompozycje, nie muszę się nikomu ani niczemu podporządkowywać. Gdybym dostała konkretny obraz, to jednak musiałabym się z reżyserem dogadać choćby co do klimatu muzyki. Nie mogłabym wtedy iść wyłącznie w swoją stronę i pisać, co chcę, więc... Nie mogłabym pisać na sto procent, a wolałabym być w tym niezależna, więc nad taką współpracą z reżyserem musiałabym się poważnie zastanowić.
- Wiem, że nagrywa pani swoje płyty w domu...
- Tak, mam takie małe studio w swoim domu na Osiedlu Reńskim w Oławie.
- Sąsiedzi dają radę, czy już wychodzą na czas pani grania?
- Zawsze staram się nie przeszkadzać innym, więc gdy gram, zawsze zamykam okna. Inna sprawa, że gdy nagrywam, robię to na słuchawkach i nikt tego nie słyszy, nie przeszkadzam nikomu.
- Parę dni temu ukazała się pani ostatnia płyta "Lirycal".
- Tak, ale już pracuję nad kolejną, która powinna się ukazać jesienią. "Lirycal" to są utwory fortepianowe, na których pojawiają się też brzmienia elektroniczne. Wszystko nagrywam sama.
- A próbowała pani kiedyś tworzyć z kimś?
- Grałam w wielu zespołach, przez jakiś czas nawet na skrzypcach w zespole folklorystycznym Porębiok, także z siostrą w pewnym trio, ale zawsze była ta sama historia. Czegoś mi brakowało. Człowiek się narobił i niewiele z tego wychodziło. W którymś momencie grałam też w zespole muzyki irlandzkiej. Ostatecznie stwierdziłam, że chyba nie umiem pracować z ludźmi. Albo jestem trudnym człowiekiem, albo muzycznym samotnym wilkiem. Często też słyszałam, że zbyt profesjonalnie do wszystkiego podchodzę i że u mnie wszystko zawsze musi być od A do Z przećwiczone, z najwyższej półki, a nie jakkolwiek. Może za bardzo innych cisnęłam i się zrażali, ale zawsze twierdziłam, że chcę grać z lepszymi, a nie z gorszymi od siebie. Chcę reprezentować pewien poziom, a niektórzy ciągnęli mnie w dół, czego bardzo nie lubiłam. Stwierdziłam więc, że będę pracowała tak, jak ja chcę. A ponieważ jestem pracowita, potrafię siedzieć nawet do późna w nocy, aby coś skończyć. Czasem na upartego, czego inni nie rozumieli. Ostatecznie stwierdziłam, że muszę działać sama.
- Generalnie chyba w sztuce jest tak, że tłum w swojej masie ciągnie artystę w dół, bo taki jest rynek. Chcemy słuchać tych piosenek, które już znamy, jak mówił klasyk. Tymczasem muzyka, którą pani tworzy, jest dla węższego grona odbiorców. Mimo wielu europejskich nagród za kompozycje raczej w najbliższym czasie nie przyleci pani na koncert własnym helikopterem. Czy myśli pani, że to dobry moment, aby w Oławie zaproponować mieszkańcom swoją muzykę? Czy znajdzie się tu odpowiednia liczba osób czujących przesyt muzyką biesiadną czy disco polo i zechcą posłuchać utworów Urszuli Janiszewskiej?
- Większość pewnie nadal będzie wolała słuchać muzyki swojego pokroju, ale inni.... Mam znajomych, którzy mówią mi, że mają dość takiej muzyki, która jest wszędzie grana. Oni chcą czegoś innego. Gdy słuchają mojej płyty, mówią, że tworzę coś, co ich uspokaja. W tym życiowym pędzie, w tym chaosie chcą usiąść, skupić się i posłuchać. Nie tego łupania, nie disco polo czy czegoś mocnego. Chcą mieć klimat, żeby się uspokoić. Moja muzyka im to zapewnia - tak mówią. Dużo ludzi twierdzi dziś, że pęd współczesnego życia jest za duży, że cały czas ktoś od nas czegoś chce, że w pracy stres, a ci, którzy weszli na taki etap swojego życia, że chcą się wyciszyć, wycofać z tego chaosu, poszukają tego typu muzyki jak moja. Nie dam im gorącego show - tego nie zapewnię. Ja się bronię muzyką - to dla mnie jest najważniejsze. Jeżeli ktoś tą muzyką będzie żył, zrozumie ją... Nie będę się dziesięć razy przebierała na koncercie, żeby to dobrze wyglądało, bo nie o to mi chodzi. Chcę robić coś, co w moim mniemaniu jest dobre, a co niekonieczne zdobędzie szeroki poklask. Wiem, że może tu w Oławie nie będzie jakiegoś bardzo szerokiego odbiorcy, ale czy to znaczy, że trzeba odpuszczać? Że wszyscy mamy robić muzykę popularną zaspokajającą najbardziej podstawowe, proste potrzeby?
- Wystartowała pani w oławskim konkursie Letnia Scena Muzyczna 2024 i weszła pani do finału. Po co to pani?
- Z tym oławskim konkursem to poszłam tak trochę siłą rozpędu. Stwierdziłam, że chcę swoją muzykę pokazać szerszemu gronu także w moim mieście.
- Kiedy będzie można pani posłuchać w Oławie?
- Finałowy koncert odbędzie się 14 lipca na scenie w Parku Miejskiej przy PKP. Początek o 18.30. Zapraszam. Zagram swoje utwory na elektronicznym fortepianie.
- Solo?
- Tak. Będzie bez tych dodatkowych elektronicznych wkładek, bo to by wymagało kolejnej osoby. Zdradzę, że na pewno będą dwa utwory skrzypcowe do podkładu zrobionego przeze mnie, a jednym z nich będzie utwór "Beautiful Strings", którym wygrywałam nagrody.
- Jak widać u pani pracy sporo, zamierzeń jeszcze więcej. Czy to pani pięć minut?
- Można tak powiedzieć. A co będzie dalej? Może potrwa to trochę dłużej...
*
Napisz komentarz
Komentarze