- Nie tylko mnie, ale i szereg kolejnych pokoleń.
- Chyba, że będzie tylko jedna roślinka i ktoś ją świadomie zniszczy.
- Jest zasada, że hodowca, czyli ojciec odmiany, ma obowiązek przeprowadzenia hodowli zachowawczej, tzn. musisz mieć gdzieś tę roślinę i jej pilnować. W Ratowicach przyjęliśmy zasadę, że każdej rośliny mamy 3 kępy, a w każdej kępie jest od kilkunastu do kilkudziesięciu kłączy. Jeśli ktoś więc zechce nagle kupić np. sto roślin jednej odmiany, może się okazać, że trzeba będzie poczekać. Albo mówimy mu, żeby wziął 50, a resztę sam sobie rozmnożył. To też trwa różnie, bo jedna odmiana rozrasta się szybko, jest plenna, inne bardzo wolno i trzeba poczekać, aż narośnie dużo kłączy, które będą się nadawały do rozdzielenia. Z tego też wynika ich wartość. To w dużej mierze jest hobbystyczna rzecz.
- Czyli w Ratowicach macie cały czas "w obrocie" te 300 własnych odmian?
- Tak. Plus inne odmiany. W ogóle w Ratowicach mamy około 1800 odmian, z których te 300 własnych odmian mamy obowiązek przechowywać.
- Rozumiem, że teraz to Jakub Żukowski, który przejął ratowickie tradycje, pilnuje tych 300 miejscowych, częściowo niejako za pana.
- Oczywiście.
*
Jakub Żukowski - kontynuator ratowickiej tradycji hodowli ma w Ratowicach około 1800 odmian!
- Często zdarza się, że ktoś przychodzi i mówi, że chce konkretną odmianę "na już"?
- Przychodzą tacy klienci, ale my założyliśmy sobie, że sprzedajemy rośliny dwa razy w sezonie, ponieważ one są kopane. Sprzedajemy je na początku sezonu, czyli od marca do połowy maja, potem je zostawiamy, że spokojnie kwitły, a kolejna sprzedaż to dopiero sierpień, wrzesień - październik. To jest ten drugi termin, w którym kopiemy i realizujemy zamówienia. Najlepiej się wcześniej umówić przez stronę internetową, można też przyjechać, obejrzeć na żywo, bo to zawsze lepiej niż na zdjęciu w internecie. Większość ludzi kupuje oczami. Rzadko się zdarza ktoś, kto chce kupić kwiaty ze względu na ich nazwę, choć oczywiście są tacy, ale niewielu. Najczęściej chodzi o imiona, np. ktoś chce liliowca o nazwie Maria czy Kazimierz, bo tak właśnie ma na imię.
Jakub Żukowski
- Czy w Oławie w miejscach publicznych rosną "oławskie" liliowce o imionach znanych mieszkanek?
- Nie, ale w parku kwitną inne kwiaty od nas. Generalnie sprzedajemy nie tylko liliowce, bo mamy też około 800 odmian irysów, mniejszą liczbę dalii, trochę piwonii.
- Kiedy w tej branży hobby przeradza się w biznes?
- Można żyć z hodowli kwiatów, ale wtedy trzeba iść na typową masówkę, trzeba też mieć dużo ziemi. U nas teraz jest coś pomiędzy, taka sytuacja połowiczna. Jeszcze jakieś 10 lat temu to było bardziej hobby, teraz staram się rozwijać gospodarstwo w kierunku biznesowym.
Napisz komentarz
Komentarze