Kolarstwo torowe * Wywiad przed Igrzyskami Olimpijskimi
***
- Przed Igrzyskami Olimpijskimi w Tokio otwarcie mówiłeś, że jedziesz tam zdobyć medal. Nie udało się tego dokonać i już po imprezie przyznałeś, że zjadła cię presja. Jak z perspektywy czasu wspominasz tamte zawody?
- Przyznaję, że nie lubię jakoś szczególnie wracać do IO w Tokio, bo - tak jak wspomniałeś - nie były one dla mnie udane. Sam sobie jednak jestem winien, bo pompowałem ten balonik. Media dużo mówiły o tym, że jestem kandydatem do medalu, ja również powtarzałem, że jadę po medal, bo szczerze w to wtedy wierzyłem. Czułem, że to się może udać, że mogę być medalistą Igrzysk Olimpijskich. Z perspektywy czasu mam wrażenie, że skupiając się tylko na tym, że muszę zrealizować medalowy cel, sam na siebie narzuciłem dodatkową presję. Kompletnie nie zadbałem o kwestie związane z głową, z moją psychiką. Przygotowanie mentalne zeszło na drugi plan, byłem przekonany, że skoro jestem dobrze przygotowany fizycznie, to na pewno sobie poradzę. Dziś wiem, że nie poradziłem sobie z tą presją narzuconą przez media, kibiców i przeze mnie samego. Chyba potrzebowałem takiej lekcji, bo gdybym się tego nie nauczył, coś podobnego mogłoby mnie spotkać później. Do Igrzysk w Paryżu podejdę z zupełnie innym mentalem i świadomością.
- Tę presję bardziej narzuciły media czy ty sam?
- To był mix, dlatego teraz od kwietnia odmawiam dużych wywiadów i występów w telewizji. Czasami porozmawiam z dziennikarzem przez telefon, ale to wszystko... Unikam tych największych mediów, nie skorzystałem też z propozycji reklamowych. Chcę mieć czystą głowę i w żaden sposób nie dokładać sobie tego obciążenia. Poza tym nakręcenie reklamy to często dzień lub dwa dni zdjęciowe - trzeba więc sobie odpuścić treningi, a dla mnie każdy dzień przygotowań jest ważny i chcę się skupiać tylko na tym. Ponadto pracuję z psychologiem sportowym, więc wydaję mi się, że odrobiłem lekcję z Tokio i teraz podobna sytuacja się nie powtórzy.
- Pamiętam, że przed IO w Tokio sporo cię było w ogólnopolskich mediach, Telewizja Polska przygotowała o tobie dokument. Dało się wtedy odczuć, że ten wspomniany balonik jest pompowany i wierzę, że to ci nie pomagało...
- Za dużo okołosportowych rzeczy się działo. To jest oczywiście miłe, gdy telewizja chce o tobie nakręcić program. Dzięki temu kibic mógł mnie poznać lepiej, z pewnością jest to dla mnie fajna pamiątka, ale wiem, że był to też jeden z tych elementów, który zabrał mi nieco skupienia przed Igrzyskami.
- Gdybyś mógł się cofnąć do 2021 roku i przygotowań do Tokio, zrezygnował byś z tego wszystkiego, o czym dziś rozmawiamy? Zrobiłbyś coś inaczej?
- Gdybym miał wiedzę, którą mam teraz, i mógł się cofnąć, to wiele rzeczy bym zmienił. Przede wszystkim nie spędzałbym tyle czasu, by chodzić od jednej telewizji do drugiej. Wspomniałeś o TVP, ale to były też TVN i Polsat, czyli wszystkie największe stacje. Dziennikarze przyjeżdżali na treningi do Pruszkowa, innym razem jechaliśmy do Jelcza-Laskowic - to wszystko zabierało cenne godziny treningów i dziś bym tego nie powtórzył. Wtedy byłem zawodnikiem debiutującym na Igrzyskach Olimpijskich i wydawało mi się, że będę miał fajne przeżycie, które w żaden sposób nie odbije się negatywnie na moich przygotowaniach. Zmieniłbym też sporo w samym treningu. Żyliśmy wtedy w czasach pandemii COVID-19, publikowałem w internecie zdjęcia podczas ćwiczeń na balkonie czy w mieszkaniu, a dziś jestem przekonany, że mogłem się przygotowywać w inny sposób, co przełożyłoby się pozytywnie na mój wynik.
- Pamiętam jak po IO w Tokio w mediach społecznościowych wprost pisałeś, że zawiodłeś. Ile czasu musiało minąć, żebyś doszedł do wniosku, że tak naprawdę sam udział w Igrzyskach to wielki sukces, marzenie każdego sportowca, którego większość nigdy nie spełni?
- To prawda, tylko że stając wcześniej na podium Mistrzostw Świata, Pucharów Świata czy Mistrzostw Europy trudno nie obierać sobie najwyższych celów. Na Igrzyskach Olimpijskich rywalizowałem z tymi samymi zawodnikami, co na MŚ, to nie byli jacyś nowi sportowcy, których nie znałem, nigdy nie widziałem i mogłem być zaskoczony ich umiejętnościami. To były dokładnie te same nazwiska, z którymi mierzyłem się na Mistrzostwach Świata czy Pucharach Świata. Jeśli więc tam zdobywałem medale, to wierzyłem, że i na Igrzyskach będzie to możliwe. Jest to jednak nieco inna impreza, do której trzeba podejść inaczej. Sporo czasu minęło, zanim pozbierałem się po Tokio. Przez miesiąc nie patrzyłem na rower, ukryłem się w swoim mieszkaniu, nie wychodziłem, z niewieloma osobami rozmawiałem. Potem powoli zacząłem wracać, poszukałem pomocy psychologa, bez którego nie byłbym sobie w stanie poradzić, bo tak jak napisałem w mediach społecznościowych - czułem, że zawiodłem. Do tego po samych Igrzyskach nie rozumiałem, co poszło nie tak. I nie chodzi nawet o sam brak medalu, a o moją ogólną postawę. To był mój najgorszy wynik ze wszystkich startów na dużych imprezach. Nigdy nie zająłem gorszego miejsca, nie potrafiłem tego zrozumieć, więc psycholog pomagał mi na nowo pokochać kolarstwo i przeprowadzić tę analizę, której potrzebowałem.
- Współpracujesz z psychologiem sportowym do dziś?
- Tak, ponieważ wiem, że o tę sferę mentalną należy dbać. Fizycznie jestem dobrze przygotowany, ufam mojemu trenerowi, ale głowa jest bardzo ważna i również potrzebuje treningu. Dobrze, żebym to wszystko rozumiał, a nie żeby wydawało mi się, że rozumiem. Powinienem wiedzieć, co oznaczały dla mnie zeszłoroczne Mistrzostwa Świata, w którym byłem wtedy miejscu, gdzie jestem dzisiaj i jak powinno wyglądać moje życie codzienne. W tych aspektach praca z psychologiem bardzo mi pomaga.
- Wspomniałeś o tym, że Igrzyska Olimpijskie to impreza zupełnie inna niż wszystkie. Chodzi o to, że nagle wzrasta zainteresowanie dyscyplinami, których większość nie śledzi regularnie? Na czym polega ta "inność"?
- Na pewno to, o czym wspomniałeś ma znaczenie. Kolarstwo torowe, kajakarstwo czy wioślarstwo to dyscypliny, których przeciętny kibic sportowy regularnie nie ogląda. Igrzyska Olimpijskie to całodniowe transmisje z przeróżnych konkurencji, w mediach mówi się tylko o IO, więc zainteresowanie ludzi jest dużo większe. Druga sprawa to świadomość, że bierze się udział w imprezie, która odbywa się raz na cztery lata. W kolarstwie torowym Mistrzostwa Świata czy Europy są co roku. Nie udało się w tym? OK, mam cały kolejny rok, by zbudować lepszą formę i spróbować raz jeszcze. Życie czynnego sportowca jest krótkie. Nie będę się ścigał do sześćdziesiątego roku życia. Mam świadomość, że za kilka lat organizm zacznie mówić "dość", na torze będą pojawiali się młodsi, z lepszą wydolnością, bardziej wytrzymali na różne bodźce. Igrzyska w Tokio były moimi pierwszymi, w Paryżu będą drugie i szczerze mówiąc w głowie mam jeszcze tylko Los Angeles za cztery lata. Mogę więc powiedzieć, że o ile zdrowie pozwoli, to w swoim życiu będę miał trzy olimpijskie podejścia. Nie da się tego porównać do Mistrzostw Świata, na których jestem co roku od 2018 roku. Świadomość tego, że nawet będąc częścią światowej czołówki w swojej dyscyplinie, na Igrzyskach Olimpijskich wystąpię dwa lub trzy razy, nakłada dodatkową presję. Pamiętam, jak stanąłem na starcie w Tokio i w mojej głowie była tylko jedna myśl o tym, że właśnie na to pracowałem przez cztery ostatnie lata. Jest jeszcze trzecia kwestia. Podczas IO wszyscy sportowcy mieszkają w wiosce olimpijskiej. Nie jest wykluczone, że idąc na stołówkę będę miał okazję spotkać LeBrona Jamesa, czyli wielką gwiazdę NBA. To też potrafi namieszać w głowie, gdy nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że w swojej dyscyplinie jesteś na tym samym poziomie, co taki LeBron James w swojej. Nagle rywalizujemy podczas tych samych zawodów, a jeszcze przed chwilą śledziłem jego poczynania w telewizji. Tych bodźców, składających się na wyjątkowość IO, jest więc bardzo wiele. Przyjemnie się o nich opowiada, ale nie da się ukryć, że to także są składowe tej presji, z którą musimy sobie radzić.
- Tydzień temu rozmawiałem z Julią Piotrowską - oławianką, która zadebiutuje na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, rywalizując w strzelectwie sportowym. Powiedziała mi, że zrobi wszystko, by potraktować ten start jak każde inne zawody. Myślisz, że to możliwe?
- Na pewno ma zdrowe podejście i obecnie też staram się tak o tym myśleć. Wiem jednak, że już na miejscu przyjdzie ta myśl, że jesteśmy na Igrzyskach Olimpijskich, najważniejszej imprezie sportowej na świecie. Każdy ma nieco inną psychikę i na różne sposoby próbujemy sobie radzić. W tym momencie wiem, że muszę do moich startów w Paryżu podejść jak do kolejnych, bardzo ważnych zawodów, dać z siebie wszystko i to tyle. A jak będzie już na miejscu? Nie mam pojęcia. Na pewno przed Tokio w głowie miałem tylko to, że moim celem są Igrzyska. Teraz bardziej skupiam się na drodze do tych zawodów, a nie na samym celu. Myślę o tym, że codziennie muszę o danej godzinie wstać, zjeść zdrowe śniadanie, zrobić dobry trening, zjeść obiad, pójść na drugi trening i zadbać o regenerację. Ewentualny osiągnięty cel może być tylko wypadkową tego wszystkiego. Wypracowałem nawyki, które są niezależne od danej sytuacji. Nie ma rozgrzewek pięć minut dłuższych lub krótszych, zależnie od samopoczucia czy innych czynników. Wszystko zawsze wygląda tak samo i na Igrzyskach Olimpijskich również będę to powtarzał. Chodzi o to, by zminimalizować ryzyko, że czynniki, na które nie mam wpływu, będą oddziaływały na moją dyspozycję. Źle spałem? Nie szkodzi, muszę zrobić dokładnie to samo co zwykle i wiem, że będzie dobrze.
- Co mógłbyś doradzić Julii lub komukolwiek innemu, kto debiutuje na Igrzyskach Olimpijskich?
- By nie zaprzątać sobie głowy zastanawianiem się nad tym, co będzie, jeśli się nie uda. Przed Tokio tak myślałem i wiem, że był to duży błąd. Równie złe jest rozważanie co będzie, jeśli się uda. Bo przecież za medale są nagrody. Za złoto można otrzymać wykończone mieszkanie, do tego gratyfikacja finansowa. To wszystko brzmi pięknie, ale jeśli pojawia się w naszej głowie jeszcze przed zawodami, nie wpłynie to na nas dobrze. A co będzie, jak się nie uda? Poprosisz mnie o wywiad i będę się musiał tłumaczyć, dlaczego nie zdobyłem medalu, skoro zapowiadałem, że właśnie po to tam jadę. Nie można tak myśleć. Jedyne, co powinno być w naszej głowie, to skupienie na tym, by wykonać swój plan przed startem i w trakcie zawodów dać z siebie wszystko.
- Chcesz dziś używać sformułowań, że jedziesz po medal, czy tym razem wolisz tego unikać?
- Unikam stwierdzenia, że jadę po medal, choć skłamałbym mówiąc, że w ogóle o tym nie myślę. Mam dobry sezon, zdobyłem trzy medale na Mistrzostwach Europy, w październiku 2023 byłem czwarty na Mistrzostwach Świata, więc mam świadomość, że jest szansa, by powalczyć o olimpijski krążek. Nie chcę myśleć, że tylko pierwsza trójka to będzie dobry wynik. Wystarczająco dużo presji narzuciłem sobie przed Tokio. Tym razem tego błędu popełniać nie chcę. Dam z siebie 100%, chciałbym móc być z siebie zadowolony, a na jaki wynik się to przełoży? Zobaczymy! Patrząc na czasy, moja forma jest najwyższa w życiu. Nie wiem jednak, co prezentuje reszta światowej czołówki - w jakiej formie są Holendrzy, Australijczycy, Japończycy czy zawodnik z Trynidadu i Tobago. Ostatni raz widziałem się z nimi na Pucharze Świata, ale wtedy się rozchorowałem i niewiele pamiętam z tych zawodów. Jestem bardzo dobrze przygotowany, ale czy na tyle, by powalczyć o medal? Okaże się w Paryżu.
- Po niepowodzeniu w Tokio nie pozwoliłeś na to, by światowa czołówka ci odjechała. Zdobywałeś kolejne medale na międzynarodowych imprezach, co pokazuje, że wciąż jesteś jednym z najlepszych kolarzy torowych na świecie. Domyślam się więc, że lada moment ten balonik w mediach znów będzie pompowany...
- Ale tym razem bez mojego udziału. Media mogą mówić, nie mam nic przeciwko temu, że dziennikarze wskazują mnie, jako kandydata do medalu, ale to już nie będzie wychodziło ode mnie.
- Czym się różni Mateusz Rudyk z 2024 roku od tego, który jechał do Tokio w 2021?
- Wiele rzeczy zrozumiałem i dojrzałem. Wtedy byłem przekonany, że odpowiednio jem, trenuję i wszystko, co robię, jest na najwyższym poziomie. Te kilka lat pokazało mi, że wiele rzeczy mogłem jeszcze poprawić. Moja świadomość wzrosła, być może po prostu przyszła do mnie z wiekiem, ale dziś zdaję sobie sprawę, co to znaczy być olimpijczykiem dobrze przygotowanym na Igrzyska.
- Rozmawiamy 15 lipca, czyli zostało mniej niż dwa tygodnie do ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich. Jaki masz plan na te ostatnie dni przed wylotem do Paryża?
- W tym tygodniu jadę odebrać stroje, w przyszłym jest oficjalne ślubowanie, w międzyczasie będzie też czas na ewentualne poprawki strojów kolarskich i trochę treningów, ale raczej krótszych oraz treściwych. Mogę więc powiedzieć, że to będzie połączenie spraw organizacyjnych i ostatnich treningów z dobrą regeneracją.
- Czego ci życzyć przed IO w Paryżu?
- Chyba tylko szczęścia. Wierzę, że zrobiłem wszystko, co mogłem zrobić ciężką pracą na treningach. Dam z siebie 100%, a jeśli jeszcze do tego udałoby się dołożyć 1% szczęścia, to 101% na pewno przełożyłoby się na super wynik!
Napisz komentarz
Komentarze