Najbardziej wymowny jest w niedziele, kiedy zwyczajowo robimy na śniadanie naleśniki, a - trzeba to wiedzieć - nasz golden je uwielbia. Dałby się posiekać za naleśniczka, a jeszcze bardziej za dwa. Gdy ma do wyboru szynkę i naleśniczka, nie waha się ani sekundy - zawsze wybiera naleśniczka. Cóż, trafił nam się golden słodyczkowy - tylko nie mówcie psom po sąsiedzku, bo mogą nie zrozumieć i będą się z niego naśmiewać.
Doszło do tego, że w niedzielny poranek musimy uciekać się do podstępu. Gdy tylko bowiem Zoriś zobaczy jakiś ruch w kuchni i to przy patelni - oj, będzie smażone! - nie ruszy ze swojej miski niczego, tylko będzie czekał na naleśniczki. Musimy więc pamiętać, że w każdą niedzielę najpierw dajemy psu mięso, żeby miał jakąś pożywną strawę, a dopiero potem słychać u nas brzęk patelni. Żebyście wtedy widzieli psią minę, gdy przełyka ostatni kęs swojej karmy. Jak to? To jednak będą naleśniczki, a wy mi tu dajecie jakieś mięso? Znowu mnie zrobiliście w... naleśniczka.
Oczywiście wiadomo, że naleśniki to nie jest zdrowe pożywienie nie tylko dla nas, ale i dla psa. Ustaliśmy sobie (sorki, bez udziału goldena, bo on w życiu by za tym nie zagłosował), że w niedzielę przysługują mu dwa naleśniczki i na tym koniec). Gdy więc smażę naleśniki, pies cały czas leży przy mnie i patrzy mi na ręce, a dokładniej na patelnię. Gdy podrzucam, jego głowa kiwa się do góry, w dół, do góry... Jeden, drugi, trzeci... Kiedy wreszcie będzie ten dla mnie? I nie jest w stanie zapanować nad śliną, która zaczyna wzbierać, wzbierać, aż... wiadomo co. Kiedy więc już spada ten dla niego, wszystko trwa półtorej sekundy i naleśniczka nie ma. Jest za to ponowne czekanie. Jeden, drugi, trzeci... Kiedy wreszcie będzie ten dla mnie? Gdy drugi naleśniczek ląduje w brzuchu goldena, jego mina wcale tego nie pokaże. O, nie! I jest w tym szczery jak papież na pasterce. Nie dopuszcza do siebie myśli, że te dwa naleśniczki już były, że to jego przydział i tyle będzie na dziś. Ja zjadłem dziś jakiegoś naleśniczka? Chyba śnicie! Od rana nic w pysku nie miałem. I nie odstępuje mnie na metr. Jeden, drugi, trzeci... Kiedy wreszcie będzie ten dla mnie? Nigdy nie traci nadziei. Jak to pies. Nigdy.
Zawsze będzie na ciebie czekał, zawsze będzie ci wierzył, zawsze będzie gotowy, zawsze będzie przy tobie czuwał i nigdy nie straci nadziei, że przyjedziesz.
Te nasze naleśniczkowe niedzielno-poranne potyczki można potraktować metaforycznie. Śmiejemy się z żoną, że nasz Zoriś mówi nam wtedy coś bardzo ważnego, niemal filozoficznego. Jeszcze tyle naleśniczków przed tobą. Nie rezygnuj. Nie ulegaj zwątpieniu. Dopóki myślisz o tych wszystkich naleśniczkach, które jeszcze na ciebie czekają, masz w sobie siłę do życia. Gdy już tylko wspominasz te naleśniczki, które za tobą (a golden tego nigdy nie zrobi, ten fragment mózgu mu nie działa), zaczynasz się starzeć, tracisz chęć, napęd i siłę do życia. Tę mentalną, duchową, a ona jest najważniejsza. Jest po co wstać. Po co wyjść. Po co żyć!
Oby w najbliższą noc wigilijną i Wasze zwierzęta przekonały Was, że macie przed sobą jeszcze wiele, wiele smacznych naleśniczków.
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze