Starosta Marek Szponar już na początku swojej kadencji wspominał, że nowy zarząd odziedziczył bardzo trudną sytuację po poprzednikach: - Bo na przykład dzisiaj dom dziecka mamy, a za chwileczkę może dojść do jego zamknięcia z powodu przepisów przeciwpożarowych. I ta sprawa była sygnalizowana w powiecie od 5 lat, więc był czas, aby ją załatwić.
Jak wiemy, sprawy do dzisiaj nie załatwiono. Parę lat temu pojawił się pomysł wybudowania nowego domu na działce w okolicach szpitala, ale z wielu powodów to się dotąd nie udało (szczegóły niżej). W tzw. międzyczasie pojawiła się medialna informacja o ewentualnej możliwości przeniesienia domu dziecka do Jelcza-Laskowic.
- Czy to jest aktualne? - pytał radny Dudkowski na sesji.
- Skończyło się na deklaracjach - odpowiadał mu starosta Marek Szponar. Przyznał, że Oława to jednak lepsza lokalizacja dla domu dziecka, ale gdyby władze Jelcza-Laskowic miały odpowiedni argument w postaci dofinansowania inwestycji, można by do tego pomysłu powrócić.
- W budżecie Jelcza-Laskowic nie widziałem takiej pozycji, więc raczej tego nie widzę, czyli dom dziecka pozostanie w Oławie - podsumował Łukasz Dudkowski.
- Ale czy w ogóle budowa domu dziecka będzie realna w tej kadencji? - pytał radny Zdzisław Brezdeń. - Czy zastanawialiście się nad tym?
Starosta Marek Szponar odpowiedział mu, że Zarząd Powiatu podtrzymuje swoje zdanie, aby działka koło szpitala była przeznaczona na nowy dom dziecka, ale na razie nie ma decyzji w tym zakresie, bo nie ma finansowania: - Brakuje nam środków - przyznał starosta.
*
Przypomnijmy, że sytuacja od początku była bardzo skomplikowana. Pisała o tym na naszych łamach w 2023 roku Agnieszka Herba.
Zaczęło się w 2019 roku, kiedy starostwo wyburzyło starą kotłownię przy szpitalu, bo w tym miejscu zaplanowano budowę placówki opiekuńczo-wychowawczej. Koszt - 1 705 000 złotych. Na ten cel przyznano dofinansowanie z Polskiego Ładu 1 445 000 zł i wydawało się, że reszta to już tylko czysta formalność, a w tym roku budowa ruszy. W marcu okazało się, że nic z tego nie będzie i trzeba było pilnie działać, aby pieniądze z Polskiego Ładu nie przepadły. Dosłownie rzutem na taśmę napisano kolejny wniosek i udało się je przenieść na inną inwestycję - budowę drogi Miłoszyce-Dziuplina. Ówczesny wicestarosta Witold Niemirowski nie ukrywał, że jest zaskoczony tym, co się stało. Był pewny, że w ciągu kilku lat uda się uchwalić zmieniony Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego, zmienić studium i będzie wbicie łopaty pod budowę domu dziecka dla kilkunastu podopiecznych.
- Zainwestowaliśmy pieniądze, żeby wyburzyć starą kotłownię i to było na początku 2019 roku. Wiedzieliśmy, że plan zagospodarowania w tym miejscu jest, jaki jest, i potrzebna jest zmiana - tłumaczył wicestarosta. - Już wtedy rozmawialiśmy z burmistrzem, złożyliśmy pismo, że zamierzamy budować dom dziecka i prosimy o zmianę tego planu wraz ze studium. I od tamtej pory czekaliśmy. Co jakiś czas rozmawiałem z burmistrzem i z architektem miejskim, były kolejne pisma. W międzyczasie dostaliśmy pieniądze na inwestycję, cały czas mieliśmy zapewnienia i od pana Solskiego (architekt miejski - przyp. red.) i od burmistrza, że jeszcze się nie udało, ale powinno być dobrze, że spokojnie i zdążymy. Ale wyszło inaczej. Owszem, wiem, że miasto dużo robiło w tej sprawie, ale jakoś zbyt mało skutecznie, żeby ten plan uchwalić do tego czasu.
- Nie było szans, żeby to szybciej zrobić - tłumaczył nam wtedy burmistrz Tomasz Frischmann. - Do tego doszła pandemia. Oprócz miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego trzeba przede wszystkim zmienić studium. I to było głównym problemem. Dopiero teraz jest ogłoszenie do publicznej wiadomości, ale ktoś z mieszkańców może jeszcze przyjść i złożyć wniosek, że się nie zgadza na taką inwestycję w tym miejscu, więc jak mogę obiecywać, że ja coś zatwierdzę, gdy nie wiem, czy w ogóle będzie taka możliwość. Nigdy nie złożę takiej obietnicy, bo to jest planistyka, mogą być różne zastrzeżenia, mogą być sprawy związane z protestem, bo przecież każdy ma prawo wnieść uwagi. Mogę tylko obiecać, że przygotuję projekt, ale jaki dalej będzie jego los, to trudno mi mówić.
Burmistrz wrócił też do początku tej sprawy. Uważał, że błędem było staranie się o dofinansowanie konkretnej inwestycji, kiedy nie było pewności, że będzie można ją zrealizować. - Kto planuje budowę w miejscu, które nie ma aktualnego miejscowego planu zagospodarowania? - podsumowuje. - Nie zaczyna się projektowania i pisania wniosku o pieniądze, nie sprawdzając czy jest możliwość realizacji zadania pod względem urbanistycznym i planistycznym. Niczego nie obiecywałem wicestaroście, bo trudno jest obiecywać zatwierdzenie miejscowego planu, jeżeli jestem uzależniony od wielu instytucji, i w starostwie na bieżąco wiedzieli, jaka jest sytuacja...
Napisz komentarz
Komentarze