Reklama
Bystrzyca Jubileusz
Z byłym prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej w Bystrzycy Aleksandrem Majem - rozmawia Anna Karpińska
- Kiedy rozpoczęła swoją działalność OSP w Bystrzycy?
- W 1946 roku. Jej założycielami byli Karol Stanasiuk, Piotr Terlecki, Henryk Kuźnicki, Stanisław Białowąs, Władysław Szeliga i Jan Gawroński. OSP w Bystrzycy miała już pięciu prezesów, pierwszym był Karol Stanasiuk, potem Kazimierz Boruń, a ja trzecim z kolei. Działałem od 1975, przez trzy kadencje aż do 2005. Godziłem to z pracą zawodową w Jelczańskich Zakładach Samochodowych. Natomiast remiza powstała jeszcze za czasów niemieckich, 10 lat przed wybuchem II wojny światowej. Nawet zostały tam stare zdjęcia. Na jej szczycie jest syrena, która wzywa strażaków na akcje. W 1985 roku zbieraliśmy pieniądze na sztandar. W czasie obchodów 60-lecia, w roku 2006, poświęcono figurkę św. Floriana, do dziś znajduje się ona przed remizą.
- A co z orkiestrą dętą?
- Powstała podczas mojej kadencji, ale później się rozpadła. Niektórzy nawet ze Strzelina tutaj przyjeżdżali na próby. Miała pewne sukcesy. Przez minione 70 lat były wzloty i upadki. Najważniejsze, że młodzież się garnie coraz więcej. Ktoś złapie bakcyla i już zostaje.
- Pamięta pan jakąś szczególną akcję z tych czasów?
- Na pewno powódź w 1997 roku. Poza tym pożar lasu koło Kuźni Raciborskiej, który gasiliśmy przez tydzień. Wysłano tam całą kompanię z Oławy i ze Strzelina. Później miała przyjechać kolejna zmiana, ale się nie pojawiła, więc dostaliśmy rozkaz zostawić sprzęt pożarniczy i wrócić do domu. Po miesiącu odebrałem auto z niekompletnym sprzętem.
- Jak jest wyposażona OSP w Bystrzycy?
- Teraz bardzo dobrze. Mój teść Piotr Terlecki wspominał, że początki były trudne. Polacy starali się zagospodarować resztki sprzętu, pozostawionego przez Niemców. Podstawowym wyposażeniem były sikawki, a do pożarów jeździło się wozem zaprzężonym w konie. Teraz jest sprzęt wart miliony. Mają mercedesa, ciężki samochód pożarniczy jelcz i forda rangera. Poza tym różne piły, przerzynarki i inny sprzęt hydrauliczny.
- Współpracujecie z innymi jednostkami OSP?
- Tak, przeważnie z Wójcicami. Bywało, że mieliśmy wspólne ćwiczenia. Raczej się utrzymuje przyjazne stosunki z każdą miejscowością, w której działa OSP, taką jak Biskupice Oławskie, Minkowice Oławskie, Siedlce, Owczary czy Osiek.
- Uważa pan, że gmina dobrze dba o OSP?
- Trzeba przyznać, że to gminę trochę kosztuje. Ale są też korzyści, bo przy wszelkich kataklizmach jest pomoc ze strony strażaków. Wystarczy, że drzewo spadnie, to zaraz tam jadą i usuwają. Pieniążków nigdy za wiele, ale gmina jakoś sobie radzi. Utrzymuje remizy i robi remonty. Wieżę nam odnowili i świetlicę.
- Czy tutejszy proboszcz jest przychylny strażakom?
- Tak, a ma z tego same korzyści. We wszystkich uroczystościach biorą udział strażacy. Wystawiamy wartę na święta przy Bożym Grobie, uczestniczymy w procesjach. To już jest tradycja.
- To kolejny jubileusz, czy 60-lecie też tak świętowano?
- Było już 50-lecie i 60-lecie. Każdy okrągły jubileusz tak hucznie obchodzimy.
- Czy za pana prezesowania dużo ochotników zostało zawodowymi strażakami?
- Jest paru, m.in. śp. Marek Szcześniak (zginął podczas akcji gaszenia pożaru 3 stycznia 2003 w bloku przy ul. Tańskiego w Jelczu-Laskowicach), Tomasz Woźnica, Wiesław Wawrzyniak, Mieczysław Boruń i Ireneusz Kott.
- Jakie trzeba mieć predyspozycje, żeby zostać strażakiem-ochotnikiem?
- Każdy może przyjść i się zapisać, ale potem trzeba się udzielać. To jest bardzo dobre dla młodych ludzi, bo zamiast siedzieć przy piwku, wyczekują wycia syreny. Później część z tego wyrasta, ale w niektórych to pozostaje. Różnie się życie toczy, niektórzy wyjeżdżają. Znam przypadki, że pomimo zmiany miejsca zamieszkania, dalej się udzielają w OSP. Jak ktoś połknie tego bakcyla i jest społecznikiem, to nic mu nie przeszkodzi w samorealizacji.
- Mieszkając koło remizy, do tej pory słyszy pan głośne wycie syreny, jak pan reaguje?
- Po przegranych wyborach to się zrobiłem nieczuły. Wyjdę przed dom, popatrzę i wracam. Poza tym, w tym wieku nie mógłbym już uczestniczyć w takiej akcji gaśniczej.
- Żałuje pan, ze już odszedł ze straży?
- Teraz nie, ale początkowo żałowałem. Chciałem sam odejść, ale kusiło mnie, żeby jeszcze zostać na kolejną kadencję. Odbyły się wybory, w których przegrałem. Po pewnym czasie je unieważniono i były ponowne wybory, ale w nich nie startowałem. Nowym prezesem został wtedy Piotr Boruń. W tym roku, w marcu, były kolejne wybory, obecnie prezesem jest Grzegorz Bubała. Teraz niech młodzież rządzi. Oni się coraz bardziej angażują i młodych strażaków jest coraz więcej.
- A czy pana dzieci i wnuki też są strażakami-ochotnikami?
- Mój teść Piotr Terlecki był pierwszym strażakiem na tym terenie. Założył w Bystrzycy OSP. Moi synowie i wnukowie również się udzielają jako ochotnicy, więc to już będzie czwarte pokolenie w naszej rodzinie.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze