Reklama
Trzy sposoby na tańsze podlewanie ogródka
- 31.05.2016 10:37 (aktualizacja 27.09.2023 13:42)
Piękny trawnik kosztuje nie tylko sporo zachodu, ale również pieniędzy wydanych na jego podlewanie. Także kwiaty nie będą piękne, jeśli będą rosły w suchej glebie. Nie warto nawet wspominać o zbiorach z niepodlewanego ogródka warzywnego. Radzimy, jak zminimalizować koszty i być dumnym z plonów.
1. Gromadzenie deszczówki
Porządny, estetyczny system ze zbiornikiem zakopanym w ziemi, z pompą, kosztuje około tysiąca złotych. Można oczywiście kupić nieco taniej lub drożej. Są też dużo droższe połączone z domowymi instalacjami, które pozwalają wykorzystywać deszczówkę do spłukiwania toalet.
Oszacowanie oszczędności, jakie przyniesie nam podlewanie zgromadzona deszczówką, jest o tyle trudne, że wiele zależy od częstotliwości opadów.
Inwestycja – około 10 tys. zł – zwróci nam się, gdy zużyjemy 2,5 tys. metrów sześciennych wody według taryfy „ogródkowej” lub 1250 metrów według taryfy standardowej (o taryfach piszemy poniżej). To 7-8 lat podlewania tysiącmetrowego ogródka. Ten czas prawdopodobnie się wydłuży, bo nie zawsze będziemy podlewać tylko deszczówką. Przy dłuższym braku opadów zbiornik nam wyschnie i będziemy zdani na wodociągi.
- Instalacje do gromadzenia deszczówki to kwestia nie tylko ekonomiczna. Stanowią one ważny czynnik retencji wód opadowych. Obecnie dużym problemem jest to, że deszcz, który spadnie w mieście, jest systemem kanalizacji burzowej odprowadzany do odległej rzeki czy jeziora. Poziom wód gruntowych w miastach się obniża. Dlatego należy zachęcać nie tylko mieszkańców, ale również firmy, aby gromadziły wodę deszczową. Sytuacja, w której na dużą skalę pozbywamy się deszczówki, a jednocześnie pobieramy i uzdatniamy ogromne ilości wody, której w Polsce jest niedobór, aby nią podlewać, jest bardzo nieracjonalna – twierdzi Grzegorz Cyba, ekspert z firmy Infraster, która jest wyłącznym w Polsce dystrybutorem szwedzkich filtrów do oczyszczania wód opadowych SWEDROP.
Sprawa jest na tyle poważna, że zajęło się nią Ministerstwo Środowiska. Pracuje nad wprowadzeniem opłaty za utraconą wodę. Płacić będą np. firmy za to, że z ich utwardzonych posesji woda spływa do burzówki. Jeśli woda ta zostanie zatrzymana, opłaty nie będzie. Byłaby to dodatkowa motywacja finansowa, aby inwestować w instalacje do zbierania deszczówki.
- Inwestując w instalację do gromadzenia deszczówki warto wydać trochę więcej i nabyć specjalny filtr SWEDROP, który będzie nam oczyszczał wodę. Szczególnie w miastach w deszczu jest bardzo dużo szkodliwych substancji, takich jak metale ciężkie czy rakotwórczy benzo(a)piren. Lepiej podlewać grządki oczyszczoną wodę – mówi Grzegorz Cyba. - Nie wystarczy tylko „fabryczny” filtr zbierający liście i patyki.
2. Drugi licznik na wodę
Płacąc za miejską wodę płacimy jednocześnie za odprowadzanie ścieków. To jest logiczne, jeśli wodę zużywamy do celów sanitarnych. Gdy się w niej wykąpiemy, pozmywamy naczynia, spłuczemy toaletę, produkujemy z niej ścieki. Tylko niewielką jej część konsumujemy gotując.
Inaczej ma się sprawa z podlewaniem. Zużywamy ogromne ilości wody, a nie odprowadzamy ani litra ścieków. Dlatego większość wodociągów oferuje możliwość zainstalowania osobnego licznika tylko na wodę „ogródkową”.
Takie rozwiązanie jest bardzo opłacalne, a koszty instalacji takiego licznika szybko się zwrócą.
Do obliczeń przyjęliśmy niezbyt duży ogród o wielkości 500 metrów kwadratowych i znacznie większy, mający tysiąc metrów.
- W każdym mieście, gminie są inne ceny wody i opłaty za ścieki. Przyjmując jednak średnio, że płacimy 4 złote za metr sześcienny wody i tyle samo za ścieki, to podlewanie 500-metrowego ogrodu w trakcie sezonu może kosztować 1 280 zł, a dwa razy większego aż 2 560 zł – wylicza ekspert Infrastera.
Łatwo wyliczyć, że podpisując umowę z wodociągami na osobny licznik wody do podlewania, oszczędzamy połowę kwoty.
- Zakładając, że podlewamy od maja do września, to kwota 640 zł za mniejszy ogród i 1 280 za większy wydają się bardziej akceptowalne, jednak wciąż wysokie – mówi Grzegorz Cyba.
Specjaliści z Infrastera przyjęli założenie, że podlewać trzeba solidnie, za to raz na tydzień. Na jeden metr kwadratowy zużywamy wtedy 20 litrów. W ciągu roku podlewamy przez 16 tygodni. To dość oszczędne założenie. Co prawda 20 litrów na metr to dużo, ale eksperci radzą, aby podlewać rzadziej, ale solidniej.
Przy skąpym podlewaniu, woda wsiąka tylko na kilka centymetrów, a korzenie roślin, szczególnie trawy, „szukają” wody płytko i płytko się ukorzeniają. Aby mieć głęboko ukorzeniony trawnik, lepiej jest podlewać solidnie, aby woda wsiąkała nawet na 20 centymetrów. Zatem lepiej rzadziej a więcej niż częściej a skąpo.
Poza tym to założenia, że przynajmniej od czasu do czasu pada deszcz. Jeśli nie, to koszty podlewania w miesiącu, w którym jest niewiele opadów, należy pomnożyć razy dwa.
3. Własne ujecie wody
Doświadczeni ogródkowicze – nie tylko ogrodnicy – są zgodni, że najtańszym sposobem na podlewanie jest własna studnia. To niemały, ale jednorazowy wydatek, który po latach się zwróci. Podlewanie kosztuje nas tyle, ile energia elektryczna zużyta przez pompę wydobywającą wodę.
- Ważne jednak jest to, aby była to studnia głębinowa. Z „płytkiej” studni woda może być zanieczyszczona wieloma szkodliwymi substancjami chemicznymi, które zawiera deszcz. Im więcej warstw ziemi pokona woda deszczowa, tym jest czystsza – mówi Grzegorz Cyba.
Nie każdy jednak ma możliwość wykopania studni. Dlatego często ogródki podlewane są wodą z miejskich wodociągów, którą warto oszczędzać.
Fot. JustyCinMD/Flickr.com (CC)
Artykuł powstał we współpracy z Infraster sp. z o.o.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze