W maju 2015 zmienił się skład Rady Nadzorczej ZGK. Burmistrz Bogdan Szczęśniak w miejsce dotychczasowych przedstawicieli samorządu - pracowników Urzędu Miasta i Gminy, powołał trzy nowe osoby. Przewodniczącym został Stanisław Dziekoński, a członkami - Ryszard Sozański i Jan Sztaba. Na wniosek nowej rady Jerzy Szyndler - emeryt, inspektor NIK z 20-letnim doświadczeniem, przeprowadził w spółce kontrolę, która - jak twierdził burmistrz - wykazała nieprawidłowości. Z relacji Szczęśniaka wynika, że brakowało planów rozwoju spółki oraz budowy urządzeń wodociągowych i kanalizacyjnych na kolejne lata. Ponadto spółka płaciła za serwisowanie i paliwo samochodu, którym jeździł tylko prezes ZGK i jego najbliższa rodzina. 30 czerwca na walnym zgromadzeniu, nowa Rada Nadzorcza wnioskowała do burmistrza o nieudzielenie zarządowi spółki absolutorium za rok 2014. Na tej podstawie 16 lipca odwołano prezesa, który pełnił też rolę dyrektora ZGK. Mariusza Ciechanowskiego nie było wtedy w pracy, bo od dwóch dni przebywał na zwolnieniu lekarskim.
- Zamierzam dochodzić swoich praw i bronić dobrego imienia na na drodze sądowej - mówił wtedy Ciechanowski. - Nie wiem z jakich przyczyn odwołano mnie ze stanowiska, bo mi ich nie przedstawiono. Nowym dyrektorem Zakładu Gospodarki Komunalnej i prezesem zarządu spółki został Jerzy Szyndler. Były prezes twierdził, że ZGK jest w bardzo dobrej kondycji finansowej, więc nie było podstaw do jego odwołania. Sugerował też, że uchwała o nieudzieleniu absolutorium została podjęta niezgodnie z prawem, więc powiadomi sąd gospodarczy. Tak też zrobił. Na drodze prawnej domagał się ustalenia nieistnienia uchwały Rady Nadzorczej. 3 lutego ogłoszono wyrok w tej sprawie. Sędzia Katarzyna Zawiślak oddaliła powództwo i zasądziła powodowi opłacenie 360 złotych kosztów procesowych. Na początku swojej argumentacji zwróciła się do pozwanych, którzy powołując się na uchwałę Sądu Najwyższego, kwestionowali samą możliwość zaskarżania uchwał rad nadzorczych: - Takie powództwo jest dopuszczalne - tłumaczyła. - Uchwały są badane przez pryzmat nieważności. Jej uzasadnienie nie powinno jednak pozostawiać wątpliwości co do tego, że członek zarządu, którego dotyczy uchwała o odwołaniu, ma legitymację do jej zaskarżenia. Zarzut formalny, wnoszony przez stronę pozwaną, nie zasługiwał na uwzględnienie. Na fot. Nowy prezes jelczańskiego ZGK Jerzy Szyndler (z prawej) był przekonany, że wygra Nie pomogło to jednak powodowi. Sąd oddalił jego żądanie z dwóch przyczyn: - O nie istnieniu uchwał możemy mówić wyłącznie w sytuacjach, gdy uchwała została podjęta przez osoby nie będące w tym wypadku członkami Rady Nadzorczej, gdy nie doszło do zwołania zgromadzenia, gdy uchwała nie uzyskała wymaganej większości głosów oraz gdy wynik głosowania został sfałszowany. W tym przypadku nie doszło do żadnych błędów istotnych, które czyniłyby ją nieistniejącą. Już z tego względu żądanie nie mogło zostać uwzględnione. Strona powodowa twierdziła, że podana uchwała jest sprzeczna z ustawą i powoływała się na art. 203 kodeksu spółek handlowych. Zgodnie z paragrafem 1 kodeksu spółek handlowych, członek zarządu może być w każdej chwili odwołany przez wspólników. Umowa spółki przewidywała co prawda inne postanowienia, niemniej jednak nawet jeśli doszłoby do naruszenia postanowień umowy, nie mielibyśmy do czynienia z czynnością prawną, sprzeczną z ustawą, tylko z umową spółki. A to nie stanowi podstawy stwierdzenia nieważności. Mogliśmy to jednak rozpatrywać jako czynność sprzeczną z zasadami współżycia społecznego. Gdybym stwierdziła, że bez powodu wynikającego z umowy spółki doszło do odwołania członka zarządu, uznałabym, że czynność jest nieważna, bo łamie zasady współżycia społecznego. Inna interpretacja doprowadziłaby do tego, że strona pozwana mogłaby dowolnie łamać przepisy umowy i regulaminy ją wiążące. Takiej sytuacji nie można akceptować.
W przypadku ZGK mamy jednak uchwałę, w której powodowi nie udzielono absolutorium. W umowie spółki jest zapis, który mówi, że członka zarządu można odwołać w sytuacji nie udzielenia absolutorium. Nie mogę więc stwierdzić, że uchwała naruszyła postanowienia umowne. Jerzy Szyndler był usatysfakcjonowany wyrokiem. Po rozprawie skomentował krótko: - To było tak oczywiste, że nie mogło się stać inaczej. Mariusza Ciechanowskiego reprezentował Tomasz Bajsarowicz, choć podczas ogłoszenia wyroku zastępował go jego brat Dawid. Były prezes i jego pełnomocnik zapowiedzieli apelację, bo nie zgadzają się z uzasadnieniem sądu.
Tekst i fot.: Kamil Tysa [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze