Potem okazało się, że to były właścicielki kotów - Gdy je wyjmowałam, z wycieńczenia nie mogły ustać i utrzymać głowy - mówi Marta Aksman, lekarz weterynarii z Oławy, która zajęła się zwierzętami. - Zamknięcie dziesięciu kotów w jednym pudełku bez dostępu do wody i powietrza jest znęcaniem się. 17 czerwca ok. godz.19.00 kobiety przywiozły kotki do Przychodni Weterynaryjnej w Oławie. Zapakowane były w dwa pudełka i pojemnik na bieliznę, szczelnie szczelnie oklejone taśmą, aby zwierzęta nie uciekły. Powiedziały, że znalazły paczki na skraju lasu za Jelczem-Laskowicami.
W sumie było w nich 17 kociąt i 2 dorosłe koty. W pudełkach nie było pojemników z wodą, a dziury, które ktoś zrobił przed wpakowaniem do nich zwierząt, zaklejono z zewnątrz taśmą, co ograniczyło dostęp powietrza. Kociaki są z trzech miotów, od trzech różnych matek. Dwie były w pudełkach wraz z maluchami, jedna najprawdopodobniej została w domu właścicielek. W najlepszym stanie były te, które zapakowano do pojemnika na brudną bieliznę, bo miały nieograniczony dostęp do powietrza. Dużo gorzej czują się pozostałe. - Zaraz po tym, jak do nas trafiły, miały 40 stopni gorączki, były odwodnione i wycieńczone - wylicza weterynarz. - Niektóre są chore. Mają koci katar, biegunkę i wymagają leczenia. W najgorszym stanie jest najmniejsze z kociąt. Otrzymało antybiotyki i kroplówkę, ale nie wiadomo, czy przeżyje.
Sprawą zajęła się policja. - Sprawdzamy, czy doszło do naruszenia przepisów o ochronie praw zwierząt - mówi Alicja Jędo, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Oławie. Dodaje, że po rozmowie z kobietami, które przywiozły pudełka do lecznicy, okazało się, że wcale ich nie znalazły, tylko są ich właścicielkami. Twierdzą, że nie chciały wyrzucać kotów, ale ponieważ nikt ich nie chciał, różne instytucje odmówiły pomocy, więc uciekły się do takiego fortelu. Sterylizacja zapobiega cierpieniu Marta Aksman, która od sześciu lat prowadzi oławskie przytulisko dla zwierząt, apeluje, aby sterylizować koty. Przekonuje, że to jedyny sposób na uniknięcie takich sytuacji: - Wbrew niezrozumiałym dla mnie twierdzeniom, sterylizacja nie jest cierpieniem, ale mu zapobiega. Poprzez sterylizację chronimy koty przed rakiem sutka, jajników, a co najważniejsze, zapobiegamy niekontrolowanemu rozmnażaniu się i zdarzeniami takim jak to. W okresie rozrodczym prawie codziennie trafiają do naszej lecznicy porzucone kotki, a schronisko nie jest rozwiązaniem problemu. Dlatego jeszcze raz apeluję o sterylizowanie domowych zwierząt. Weterynarz dodaje, że bezpańskie koty można wysterylizować na koszt gminy - ale tylko pod warunkiem, że naprawdę są bezpańskie. Gdy takie znajdziemy, nie zabierajmy od razu do domu, tylko najpierw informujemy o tym policję albo Straż Gminną. Zabieg można też wykonać w przychodniach weterynaryjnych na własny koszt. To wydatek od 100 do 150 zł. Można też zrobić to bezpłatnie, np. wpłacając 20-30 zł na rzecz fundacji, prowadzących takie akcje. W Oławie to m.in. Fundacja "Kocie Życie", Stowarzyszenie Inicjatyw Obywatelskich oraz Fundacja "Podaj Łapę". Kochający pan - poszukiwany! Informacja o porzuconych kotkach i apel o pomoc w znalezieniu dla nich spotkała się z szybkim odzewem. Sześć kociaków pojechało do fundacji dla zwierzą w Brzegu. Po cztery zgłosili się mieszkańcy Oławy. Wśród nich Agnieszka Borowicz, która prowadzi stadninę koni, gdzie koty są niezbędne. - Już kilka tygodni temu zgłaszałam w przytulisku, że potrzebuję kotów i z chęcią wezmę dwa - mówi pani Agnieszka. - Bardzo się cieszę, że przy okazji mogę pomóc i przygarnąć właśnie te kociaki. Trudno byłoby ładnymi słowami opisać to, co je spotkało i ludzi, którzy zafundowali im taki los. Pozostałe koty wciąż czekają na ludzi, którzy je pokochają i zapewnią szczęśliwy dom. Ci, którzy chcą pomóc, a dola zwierząt nie jest im obojętna, mogą się zgłaszać do Marty Aksman - tel. 504-211-752 * Na kochającego pana czeka ok. 15-letnia suczka mieszańca jorka z shith tzu. Wraz z dwiema innymi rasy york trafiła do oławskiego przytuliska dla zwierząt. Ktoś porzucił je nad Oławką. Były bardzo zaniedbane, wycieńczone i bez zębów. Yorki już znalazły nowy dom, ale mieszaniec, który ma dużą bliznę na szyi po pogryzieniu przez innego psa, wciąż przebywa w schronisku. - Prawdopodobnie wszystkie trzy psy pochodzą z jakiejś pseudohodowli - mówi Marta Aksman. - Ktoś je trzymał, dopóki były potrzebne. Na starość, zaniedbane, wyrzucił jak śmieci.
Tekst i fot. Wioletta Kamińska
Napisz komentarz
Komentarze