Reklama
Rekordowy zlot i powrót do przeszłości
1400 starych pojazdów!
Udany IV Oławski Zlot Pojazdów Zabytkowych, zorganizowany w ramach Dni Koguta
- Miałem pewne obawy, co do pogody, bo od rana się chmurzyło, ale nie jest tak źle - mówił około godziny 13.00 Tomasz Jurczak, inicjator i główny organizator. Mimo początkowo kapryśnej pogody, publiczność dopisała. Liczba i jakość prezentowanych pojazdów mogła zadowolić każdego. Obok "niemal nowych" polonezów czy fiatów 125, były też perełki, mające niemal sto lat. Każda z własną historią. Jak je oceniać? Które były najpiękniejsze? Które najcenniejsze?
- To bardzo ciężko powiedzieć - mówi prowadzący imprezę Patryk Mikiciuk - dziennikarz TVN Turbo. - Każdy samochód jest zupełnie inny. Czy jedziesz starym mercedesem, czy starą syreną, masz zupełnie inne wrażenia, inne odczucia. Czasem te samochody trzeba traktować na równi. Ja generalnie jestem zakochany w polskich prototypach. Z bardzo prostego powodu. One nie są idealne, nie są perfekcyjne, rzadko którym da się jeździć, ale wkładano w nie bardzo dużo nadziei. Tworzone były przez ludzi, którzy tworzyli z pasją. Samochody miały być nadzieją na przyszłość polskiej motoryzacji. Najczęściej oczywiście ta przyszłość kończyła się wraz z prototypem, kory trafiał do magazynu czy na złom. Ale to są samochody, w których jest mnóstwo emocji, nadziei, a żaden z nich tak naprawdę nie nadaje się do jazdy. Dziś byłby to bardziej "concept car" niż prototyp, bo żaden z nich nie był w stu procentach dopracowany. I to jest w nich piękne.
Ostatecznie organizatorzy oławskiego zlotu zdecydowali się na "miękkie" ocenianie, czyli więcej zabawy niż powagi. Żeby każdy mógł być zadowolony, bo przecież to się liczyło najbardziej. Przeprowadzono wiele konkursów, w tym na najładniejszy motocykl, na najciekawiej przebranego właściciela pojazdu, na kierowcę, który w drodze na zlot przejechał najwięcej kilometrów i na najładniejszy pojazd okresu PRL.
Wśród najciekawiej przebranych właścicieli pojazdu zwyciężyli państwo Zbigniew, Karolina Majewscy i Artur Majewscy (citroen B12 torpedo, cabrio z 1926), przed Ewą i Niną Nawarol (mercedes benz 80 SL cabrio). Trzecie miejsce - Paulina Rudzka (fiat 125 p "Milicja").
Kierowcą, który przebył najwięcej kilometrów został Daniel Rombel, którego chevrolet camaro coupe z 1969 roku przypłynął statkiem, a potem przejechał do Oławy jeszcze 1600 km. Wyróżnienie otrzymał Włodzimierz Storykiewicz z Hrubieszowa - 600 km. Jechał tarpanem pick upem z 1992 roku. Wśród najładniejszych aut PRL wygrała nysa N59 z 1962 roku (Marcin Jeżdżyk, Motoclassic Wrocław). Najładniejszym autem został fiat tipo 520 z 1926 roku (właściciel Leszek Duczmal), zaś najpiękniejszym motorem - harley davidson z 1932 roku (Agnieszka Brodziak).
Jak skrupulatnie podliczono, w zlocie wzięło udział ponad 1400 pojazdów, co jest nowym rekordem imprezy.
*
Przy citroenie torpedo z 1926 (cabrio) gromadziło się wielu zwiedzających. Właścicielem pojazdu są państwo Majewscy z Trzcianki (Wielkopolska) - Zbigniew (tata) i Artur (syn) z żoną Karoliną. Pierwszy raz byli w Oławie, ale często biorą udział w podobnych imprezach. - Od niedawna staramy się ucharakteryzować na lata 20. ubiegłego wieku - opowiada Zbigniew Majewski. - Tego citroena kupiliśmy 3 lata temu. Pochodzi z Belgii. Kolekcjonera, zajmującego się akurat tym modelem, znalazłem w internecie. Pracę nad tym autem skończyliśmy trzy miesiące temu.
Stare samochody zbiera razem z synem. Sami je naprawiają. Wybierają te, które im się spodobają i na które ich stać finansowo. W swojej miejscowości mają mały placyk z zadaszeniem, gdzie można oglądać wszystkie okazy. To już kilkanaście aut, w tym 6 gotowych, jeżdżących. - Akurat ten citroen wywołuje najwięcej zainteresowania - mówi Zbigniew. - Mamy też porsche 911, ale dwoma autami jechać do Oławy to już byłoby za ciężko. To auto ma 89 lat. Sam chciałbym tyle dożyć. I wszystko oryginalne. Oczywiście pewne części drewniane czy tapicerkę trzeba było odnowić.
*
Fiat 520 z 1926 roku był najstarszym pojazdem zlotu. Jego właścicielem jest Leszek Duczmal spod Krotoszyna. Auto pochodzi ze Szwecji. Gdy go kupił, było niemal całkowicie spalone. Ostatni raz zarejestrowano go w Sztokholmie w 1938. Potem ktoś trzymał w szopie, stało pod folią. - Oryginalne są poszycia blaszane, silnik i elementy zawieszenia - mówi pan Leszek. - Cała karoseria jest z drewna, poszyta blachą, przypinaną na gwoździe, drzwi też są z drewna. Na szczęście, po spaleniu były jakieś resztki, więc mieliśmy na wzór, aby odtworzyć. Mamy w domu jeszcze parę starych aut, naprawiamy inne, prowadzimy także renowację. Sporadycznie jeździmy na rajdy, ale mamy mało czasu.
Auto ma amortyzatory taśmowe. Są specyficzne, trzeba było do nich znaleźć specjalną taśmę, aby się przy tarciu nie topiła. Ma też parę innych ciekawych rozwiązań, np. automatyczną blokadę tylnego mostu. Jeśli jedno koło robi trzy i pół obrotu więcej niż drugie, to włącza się blokada. Żeby ją wyłączyć, trzeba się zatrzymać i pół metra cofnąć. Przy skrętach auto ciężko się prowadzi, bo przekładnia jest prymitywna, ale po prostej jedzie się pięknie. Średnia podróżna tego cacka to ok. 50 km na godzinę. - Pali tyle, ile potrzebuje - mówi pan Leszek. - Podejrzewam, że to będzie średnio ok. 25 litrów na 100 km.
*
Wyjątkowym harleyem davidsonem z 1932 roku przyjechała Agnieszka Brodziak. Kupiła go w Pradze. Jest trzecią właścicielką motocykla, który do dziś ma oryginalny lakier i nigdy nie był malowany! - To bardzo wartościowe i dużo cenniejsze, niż gdyby ten pojazd był polakierowany i świecący - komentował Patryk Mikiciuk. - Czasem warto odpuścić pewne rzeczy i zachować oryginał, który jest przepiękny. Patrzę na niego i zazdroszczę, bo to prawdziwa perełka!
*
Kto pamięta nyski? A kto jeździł nyską do pracy? Wspomnienia wróciły! Tym legendarnym samochodem przyjechali przedstawiciele klubu Motoclassic Wrocław. Można się kłócić, czy nysa jest najpiękniejszym samochodem z epoki PRL-u. Jest jednak pojazdem, który ładny i zadbany istnieje już tylko we wspomnieniach. - Znalezienie tak pięknej nysy jest niemożliwe! - zachwycał się Mikiciuk. - Wszystko przez to, że samochody, które przez lata woziły ludzi do pracy zostały zajechane na śmierć. Zdecydowanie więcej jest ładnych warszaw, niż nys, dlatego wielki podziw dla właścicieli, którzy dbają o tę perełkę.
*
Na zlocie byli pasjonaci z całego świata. Najwięcej kilometrów w drodze na imprezę pokonał Daniel Rombel, który przyjechał z Nowego Jorku! Prezentował chevroleta camaro z 1969 roku. Nie lada wyczynem popisał się również Włodzimierz Storykiewicz. Do Oławy dotarł z Hrubieszowa, a zrobił to rolniczym tarpanem. 600 kilometrów jechał przez 16 godzin! Maksymalna prędkość, którą udało mi się uzyskać, to 90 km/h. - Jeśli ktoś lubi się nudzić i ma dużo czasu, to zapraszam na przejażdżkę - mówił. - Kiedy wrócę do domu? Jak dojadę, to będę!
Tekst i fot. Jerzy Kamiński i Kamil Tysa
Udany IV Oławski Zlot Pojazdów Zabytkowych, zorganizowany w ramach Dni Koguta
- Miałem pewne obawy, co do pogody, bo od rana się chmurzyło, ale nie jest tak źle - mówił około godziny 13.00 Tomasz Jurczak, inicjator i główny organizator. Mimo początkowo kapryśnej pogody, publiczność dopisała. Liczba i jakość prezentowanych pojazdów mogła zadowolić każdego. Obok "niemal nowych" polonezów czy fiatów 125, były też perełki, mające niemal sto lat. Każda z własną historią. Jak je oceniać? Które były najpiękniejsze? Które najcenniejsze?
- To bardzo ciężko powiedzieć - mówi prowadzący imprezę Patryk Mikiciuk - dziennikarz TVN Turbo. - Każdy samochód jest zupełnie inny. Czy jedziesz starym mercedesem, czy starą syreną, masz zupełnie inne wrażenia, inne odczucia. Czasem te samochody trzeba traktować na równi. Ja generalnie jestem zakochany w polskich prototypach. Z bardzo prostego powodu. One nie są idealne, nie są perfekcyjne, rzadko którym da się jeździć, ale wkładano w nie bardzo dużo nadziei. Tworzone były przez ludzi, którzy tworzyli z pasją. Samochody miały być nadzieją na przyszłość polskiej motoryzacji. Najczęściej oczywiście ta przyszłość kończyła się wraz z prototypem, kory trafiał do magazynu czy na złom. Ale to są samochody, w których jest mnóstwo emocji, nadziei, a żaden z nich tak naprawdę nie nadaje się do jazdy. Dziś byłby to bardziej "concept car" niż prototyp, bo żaden z nich nie był w stu procentach dopracowany. I to jest w nich piękne.
Ostatecznie organizatorzy oławskiego zlotu zdecydowali się na "miękkie" ocenianie, czyli więcej zabawy niż powagi. Żeby każdy mógł być zadowolony, bo przecież to się liczyło najbardziej. Przeprowadzono wiele konkursów, w tym na najładniejszy motocykl, na najciekawiej przebranego właściciela pojazdu, na kierowcę, który w drodze na zlot przejechał najwięcej kilometrów i na najładniejszy pojazd okresu PRL.
Wśród najciekawiej przebranych właścicieli pojazdu zwyciężyli państwo Zbigniew, Karolina Majewscy i Artur Majewscy (citroen B12 torpedo, cabrio z 1926), przed Ewą i Niną Nawarol (mercedes benz 80 SL cabrio). Trzecie miejsce - Paulina Rudzka (fiat 125 p "Milicja").
Kierowcą, który przebył najwięcej kilometrów został Daniel Rombel, którego chevrolet camaro coupe z 1969 roku przypłynął statkiem, a potem przejechał do Oławy jeszcze 1600 km. Wyróżnienie otrzymał Włodzimierz Storykiewicz z Hrubieszowa - 600 km. Jechał tarpanem pick upem z 1992 roku. Wśród najładniejszych aut PRL wygrała nysa N59 z 1962 roku (Marcin Jeżdżyk, Motoclassic Wrocław). Najładniejszym autem został fiat tipo 520 z 1926 roku (właściciel Leszek Duczmal), zaś najpiękniejszym motorem - harley davidson z 1932 roku (Agnieszka Brodziak).
Jak skrupulatnie podliczono, w zlocie wzięło udział ponad 1400 pojazdów, co jest nowym rekordem imprezy.
*
Przy citroenie torpedo z 1926 (cabrio) gromadziło się wielu zwiedzających. Właścicielem pojazdu są państwo Majewscy z Trzcianki (Wielkopolska) - Zbigniew (tata) i Artur (syn) z żoną Karoliną. Pierwszy raz byli w Oławie, ale często biorą udział w podobnych imprezach. - Od niedawna staramy się ucharakteryzować na lata 20. ubiegłego wieku - opowiada Zbigniew Majewski. - Tego citroena kupiliśmy 3 lata temu. Pochodzi z Belgii. Kolekcjonera, zajmującego się akurat tym modelem, znalazłem w internecie. Pracę nad tym autem skończyliśmy trzy miesiące temu.
Stare samochody zbiera razem z synem. Sami je naprawiają. Wybierają te, które im się spodobają i na które ich stać finansowo. W swojej miejscowości mają mały placyk z zadaszeniem, gdzie można oglądać wszystkie okazy. To już kilkanaście aut, w tym 6 gotowych, jeżdżących. - Akurat ten citroen wywołuje najwięcej zainteresowania - mówi Zbigniew. - Mamy też porsche 911, ale dwoma autami jechać do Oławy to już byłoby za ciężko. To auto ma 89 lat. Sam chciałbym tyle dożyć. I wszystko oryginalne. Oczywiście pewne części drewniane czy tapicerkę trzeba było odnowić.
*
Fiat 520 z 1926 roku był najstarszym pojazdem zlotu. Jego właścicielem jest Leszek Duczmal spod Krotoszyna. Auto pochodzi ze Szwecji. Gdy go kupił, było niemal całkowicie spalone. Ostatni raz zarejestrowano go w Sztokholmie w 1938. Potem ktoś trzymał w szopie, stało pod folią. - Oryginalne są poszycia blaszane, silnik i elementy zawieszenia - mówi pan Leszek. - Cała karoseria jest z drewna, poszyta blachą, przypinaną na gwoździe, drzwi też są z drewna. Na szczęście, po spaleniu były jakieś resztki, więc mieliśmy na wzór, aby odtworzyć. Mamy w domu jeszcze parę starych aut, naprawiamy inne, prowadzimy także renowację. Sporadycznie jeździmy na rajdy, ale mamy mało czasu.
Auto ma amortyzatory taśmowe. Są specyficzne, trzeba było do nich znaleźć specjalną taśmę, aby się przy tarciu nie topiła. Ma też parę innych ciekawych rozwiązań, np. automatyczną blokadę tylnego mostu. Jeśli jedno koło robi trzy i pół obrotu więcej niż drugie, to włącza się blokada. Żeby ją wyłączyć, trzeba się zatrzymać i pół metra cofnąć. Przy skrętach auto ciężko się prowadzi, bo przekładnia jest prymitywna, ale po prostej jedzie się pięknie. Średnia podróżna tego cacka to ok. 50 km na godzinę. - Pali tyle, ile potrzebuje - mówi pan Leszek. - Podejrzewam, że to będzie średnio ok. 25 litrów na 100 km.
*
Wyjątkowym harleyem davidsonem z 1932 roku przyjechała Agnieszka Brodziak. Kupiła go w Pradze. Jest trzecią właścicielką motocykla, który do dziś ma oryginalny lakier i nigdy nie był malowany! - To bardzo wartościowe i dużo cenniejsze, niż gdyby ten pojazd był polakierowany i świecący - komentował Patryk Mikiciuk. - Czasem warto odpuścić pewne rzeczy i zachować oryginał, który jest przepiękny. Patrzę na niego i zazdroszczę, bo to prawdziwa perełka!
*
Kto pamięta nyski? A kto jeździł nyską do pracy? Wspomnienia wróciły! Tym legendarnym samochodem przyjechali przedstawiciele klubu Motoclassic Wrocław. Można się kłócić, czy nysa jest najpiękniejszym samochodem z epoki PRL-u. Jest jednak pojazdem, który ładny i zadbany istnieje już tylko we wspomnieniach. - Znalezienie tak pięknej nysy jest niemożliwe! - zachwycał się Mikiciuk. - Wszystko przez to, że samochody, które przez lata woziły ludzi do pracy zostały zajechane na śmierć. Zdecydowanie więcej jest ładnych warszaw, niż nys, dlatego wielki podziw dla właścicieli, którzy dbają o tę perełkę.
*
Na zlocie byli pasjonaci z całego świata. Najwięcej kilometrów w drodze na imprezę pokonał Daniel Rombel, który przyjechał z Nowego Jorku! Prezentował chevroleta camaro z 1969 roku. Nie lada wyczynem popisał się również Włodzimierz Storykiewicz. Do Oławy dotarł z Hrubieszowa, a zrobił to rolniczym tarpanem. 600 kilometrów jechał przez 16 godzin! Maksymalna prędkość, którą udało mi się uzyskać, to 90 km/h. - Jeśli ktoś lubi się nudzić i ma dużo czasu, to zapraszam na przejażdżkę - mówił. - Kiedy wrócę do domu? Jak dojadę, to będę!
Tekst i fot. Jerzy Kamiński i Kamil Tysa
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze