W klatce strachu
W 2014 roku takich spraw w prokuraturze było 107. W wielu przypadkach wnioskowano do sądu o zastosowanie aresztu, jako środka zapobiegawczego. Jest coraz więcej kobiet z naszego powiatu, które odważyły się zareagować. Wizyta w prokuraturze była dla nich ostatecznością. Powstrzymywał je strach i wstyd, ale postanowiły szukać ratunku. - Większość jest szantażowana - mówi prokurator. - Kat często powtarza: "Ja już ci nie dam ani złotówki. Jak doniesiesz na mnie, pójdę siedzieć, to ty sobie nie poradzisz, a dzieci zabiorą do domu dziecka. Tu wykorzystywana jest niewiedza prawnicza kobiet, bo nie ma takiego prawa, aby odebrać dziecko matce, która się nim opiekuje.
Procyk-Jończyk podkreśla, że w wielu sprawach cały koszmar rozgrywa się na oczach dzieci, które przeżywają traumę i kodują domowe dramaty. Co robią mężowie? Prokurator sypie przykładami jak z rękawa: - Kopią, biją, grożą nożem, wykręcają ręce, budzą w środku nocy, oblewają zimną wodą lub cuchnącymi cieczami, gwałcą, niszczą sprzęt domowy. Posądzają o zdradę i wyznaczają czas na wyjście z domu. Przekroczenie tego limitu ma dramatyczne konsekwencje.
Jeżeli maltretowana kobieta zdecyduje się podnieść z kolan, ważne, aby miała dowód. Istnieje mit, że musi jechać na obdukcję do zakładu medycyny sądowej i zapłacić. - Obalam to! Jeżeli pokrzywdzona ma obrażenia, wystarczy, że pójdzie do lekarza pierwszego kontaktu lub na SOR. Lekarz musi ją przyjąć. Nie trzeba dostarczać nam zaświadczenia obdukcji. Prokuratura prosi o kopie dokumentów od lekarza i powołuje biegłego. Pokrzywdzona nie musi się tym martwić i za nic nie płaci.
"Kobieto, nie daj się poniżać! Miejsce kata jest w więzieniu!" - to łatwo powiedzieć. Trudniej podjąć ten ostateczny krok. Niektóre ofiary są tak zastraszone, że wolą popełnić samobójstwo, niż wezwać policję. Są pewne, że od męża-kata nigdy się nie uwolnią i nikt im nie pomoże. W ubiegłym roku dwie mieszkanki Oławy, powyżej 40 lat, targnęły się na życie. Próbowały się zabić, łykając tabletki. Nie powstrzymało ich to, że mają dzieci. Lekarzowi udało się je uratować w ostatniej chwili. - Straciły obraz normalnego życia - mówi Renata Procyk-Jończyk. - Zamknęły się w klatce, chciały mieć spokój, uwolnić się od bicia. Po prostu wolały się zabić.
Co może prokurator? Zastosować dozór, z nakazem opuszczenia mieszkania, nawet na 3 miesiące. Jeśli postępowanie nie zakończy się do tego czasu, wtedy występuje do sądu o przedłużenie na kolejny termin. W tym uwzględniony jest zakaz zbliżania się do ofiary i kontaktowania w jakikolwiek sposób. Mężczyzna nie może nawet wysyłać maili, ani smsów.
- Musimy kata całkowicie odizolować - podkreśla prokurator. - Pokutował pogląd, "ty mi nic nie zrobisz, bo to moje mieszkanie, to mój dom". Nie. Kat opuszcza mieszkanie, a ofiara zostaje tam z dziećmi. Nieważne czyj to lokal, on ma go opuścić. Wydając taki nakaz, nie przenosimy prawa własności. To jest rodzaj kary. Te trzy miesiące są po to, aby kobieta odetchnęła i zaczęła podejmować pewne decyzje. Poza tym, podejrzani, którzy nagle muszą opuścić dom i nie maja gdzie pójść, często śpią w samochodzie, w altankach, zaczynają inaczej patrzeć na życie, żonę... Nagle taki mężczyzna, który do tej pory rządził, ma problem, bo nie wie, co dalej. Teraz nie ma gdzie pójść.
W powiecie jest masa przykładów, które wyglądają bardzo podobnie. Jedna z kobiet zeznała, że jej partner pił od zawsze, ale na początku to jej nie przeszkadzało. Liczyła, że może po ślubie się zmieni. Niestety. Do alkoholu doszła agresja. Mąż działał metodą "kroków". Sprawdzał, jak daleko może pójść. Najpierw ją wyzywał, później popychał, bił, a w końcu bił i gwałcił. Gdy zrobił to po raz kolejny, przyszła do prokuratury. Ujawniła bolesną prawdę i podjęto działania. Mężczyznę aresztowano i skazano. - Jeżeli mamy do czynienia ze zgwałceniem, połączonym ze znęcaniem, on otrzymuje karę pozbawienia wolności bez warunkowego zawieszenia - mówi prokurator. - Musi ją odbyć, tylko później jest kwestia powrotu do domu. Przecież kiedyś wróci... To właśnie jest ten czas, na podjęcie prawdziwych kroków prawnych. Kobieta musi jak najszybciej rozwiązać to małżeństwo i złożyć do sądu wniosek o eksmisję.
- Apeluję do maltretowanych kobiet, aby nie bały się reagować. Mogą uratować siebie i dzieci. Są instrumenty prawne, aby pomóc - mówi Renata Procyk-Jończyk (na fot.), szef Prokuratury Rejonowej w Oławie
Wszystkie przypadki, które trafiły do oławskiej prokuratury przerażają. Są takie, które przekraczają wszelkie granice i nie mieszczą się w głowie. Renata Procyk-Jończyk wskazuje dwie takie sprawy. - Znęcanie się nad kobietami, walczącymi z nowotworem. To podłość ponad wszystko. Nie mają spokoju nawet, gdy walczą o życie. To mnie przeraża najbardziej. W tych przykładach mężowie stosowali dręczenie psychiczne, wyzywanie, poniżanie i zaszczucie. Dla takich zachowań nie ma wytłumaczenia. Taki człowiek nie ma litości. Kat dobija umierającą... Tu zastosowaliśmy nakaz opuszczenia mieszkania na trzy miesiące.
Ponad 100 spraw w ciągu roku o znęcanie się - to bardzo dużo. Pojawia się pytanie, ile jest kobiet, które milczą: - Najbardziej boli mnie to, że nie jestem w stanie dotrzeć do tych, o których nie wiem, że trzeba im pomóc - mówi prokurator. - Apeluję do nich, aby nie bały się reagować, bo już bardziej nie mogą być skrzywdzone. Mogą tylko uratować siebie i dzieci. Są instrumenty prawne, aby pomóc. Warto przyjść do prokuratury lub na policję. To kosztuje wiele siły i trzeba mieć odwagę, ale warto.
Gdzie jeszcze można szukać wsparcia? Przy Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Oławie działa zespół interdyscyplinarny, który pomaga osobom dotkniętym przemocą w rodzinie.
- W październiku 2011 weszła w życie unowocześniona procedura "Niebieskiej karty", mająca na celu zapobiegania dalszemu stosowaniu przemocy w rodzinie i obejmująca system działań, realizowanych przez przedstawicieli jednostek organizacyjnych pomocy społecznej, policji, gminnych komisji rozwiązywania problemów alkoholowych, ochrony zdrowia i oświaty - tłumaczy Ewa Romańczuk, kierownik MOPS w Oławie. - Jeżeli ktoś stał się ofiarą przemocy ze strony osoby najbliższej, nie powinien się wstydzić, lecz bezwzględnie prosić o pomoc.
Romańczuk podaje jeden z wielu przypadków. Do MOPS-u trafiła młoda kobieta, matka dwojga dzieci. Podejrzewano, że mąż się nad nią znęca. Założono "Niebieską kartę", która uruchomiła całą procedurę. - Grupa robocza, składająca się z pracownika socjalnego, dzielnicowego oraz przedstawiciela Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, powołana do pracy nad tym przypadkiem, ustaliła plan pomocy dla rodziny - mówi kierownik MOPS. - Przeprowadziła m.in. rozmowę ze sprawcą, a także poinformowała go o możliwości skorzystania z programu oddziaływań korekcyjno-edukacyjnych, realizowanych przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Oławie. Grupa robocza stwierdziła również konieczność wystąpienia do Prokuratury Rejonowej w Oławie, celem zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. W wyniku prowadzonych czynności męża skazano prawomocnym wyrokiem.
Spośród spraw, prowadzonych w 2014 roku, zdarzyło się kilka, w których sprawcy przemocy nagle poszli po rozum do głowy. Pomogła wizyta w prokuraturze. Mąż po raz kolejny zrobił awanturę i groził nożem. Był pijany. - Po doprowadzeniu do prokuratury nie dość, że się przyznał, to jeszcze radykalnie się zmienił - mówi prokurator Renata Procyk-Jończyk. - Było mu po prostu wstyd. Uświadomił sobie, że wszyscy już wiedzą, co zrobił. Po jakimś czasie przyszła jego żona i powiedziała: "Odzyskałam męża. Przemyślał, zmienił się diametralnie. Tak nie było nigdy." Kobieta wycofała się z zeznań.
W gminie Jelcz-Laskowice od września do listopada były trzy przypadki znęcania się i zgwałceń. Jedna z pokrzywdzonych postanowiła zakończyć koszmar i to zgłosiła. Okazało się, że jej odwaga dała siłę dwóm innym kobietom, gwałconym i bitym przez tego samego człowieka. - To bardzo brutalne zdarzenia, te osoby były kłębkiem nerwów - mówi prokurator. - Kiedy jedna przyszła po pomoc, inne dostały wiatru w żagle. Budujące jest to, że się otworzyły, a kat odpowiedział, za to, co zrobił.
107 - tyle spraw o znęcanie się prowadzono w 2014 roku
Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" 801 12 00 02
Tekst i fot.: Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze