OŁAWA Z procesu
O naprawie dachu na oławskim kościele NMP Matki Pocieszenia pisaliśmy trzy lata temu, w tekście "Dziurawa sprawa dachu". Proces między parafią a wykonawcą robót, Stanisławem L., prowadzącym zakład remontowo-budowlany, trwa już 8 lat.
Przypomnijmy, że 13 lat temu dach świątyni groził zawaleniem. - Badania wykazują, że dach jest w stanie krytycznym, wymaga natychmiastowych robót - mówił nam wtedy ówczesny proboszcz, ksiądz Andrzej Szafulski. Powstała Rada Sanktuarium Matki Boskiej Pocieszenia, której przewodniczącym został Tadeusz Kułakowski - szef miejskich inwestycji. Rozpoczęto zbieranie funduszy, sprzedawano cegiełki na remont dachu. Ksiądz proboszcz zaapelował do samorządów powiatu oławskiego o ratowanie świątyni. Oławscy radni przyznali dotację.
Skoro było tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Przypomnijmy, że poszło o jakość wykonania, pieniądze i dokumenty. Projektanci wykazali braki i niedoróbki w pracach oławskiej firmy budowlanej, m.in. zmieniono profil dachu, źle wykonano niektóre obróbki blacharskie, źle zamontowano rynny i niektóre gąsiory szczytowe. Ostatecznie nigdy nie doszło do właściwego odbioru prac przez nadzór budowlany. Na dodatek parafia nie może się doprosić o faktury na wszystkie pieniądze, które proboszcz dał na remont. A chodzić może nawet o kilkaset tysięcy złotych. Stanisław L. zaprzecza, bo jego zdaniem firma wystawiła faktury na ok. 500 tys. zł, a kontrola Urzędu Skarbowego nie wykazała nieprawidłowości.
W 2007 roku pełnomocnik parafii Małgorzata Myszczyszyn wniosła o zasądzenie od firmy Stanisława L. 203 tys. zł kary i odszkodowania, co miało wystarczyć na dokończenie remontu i usunięcie wad. Pozwany nie poczuł się do winy, bo - jego zdaniem - zakres robót objętych umową wykonano w całości. - Inwestor, czyli parafia, w trakcie wykonywania robót nie zgłaszał żadnych uwag co do jakości realizowanych prac - mówił nam Stanisław L. - Pierwsze sygnały, że coś jest nie tak, otrzymaliśmy dopiero 1,5 roku po zakończeniu robót, co jest niewiarygodne.
Sąd powołał biegłego, którzy potwierdzili zarzuty parafii o złej jakości i zakresie wykonanych robót. Skorygował jednak wartość koniecznych prac z 203 tys. zł do ok.140 tys. I tyle, wyrokiem sądu z listopada 2010, Stanisław L. miał zapłacić parafii - plus odsetki od 2007 roku. Ale nie zapłacił, bo się nie zgodził z wyrokiem. - Dokumenty nie wskazują, abym musiał płacić jakieś pieniądze - komentował nam Stanisław L. - Ze swojej strony wykazałem maksimum dobrej woli. Zawsze są jakieś niedociągnięcia i gdyby wszystko szło normalnie, pewnie bym poprawił różne rzeczy, a nie chodził po sądach. Właściciel firmy budowlanej mówi, że w kosztorysie remontu wszystkich części dachu była mowa o kwocie ponad milion złotych, a on wziął od proboszcza tylko ok. 500 tys. zł, więc w sumie dopłacił do interesu.
Spór trafił do sądu apelacyjnego, który 11 marca 2011 uchylił poprzedni wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Wyrokiem z 18 czerwca 2013 zasądzono od Stanisława L. niemal 68 tys. zł na rzecz oławskiej parafii. Z ustawowymi odsetkami byłoby to dziś ok.130 tys. zł. W pozostałej części sąd oddalił żądania pełnomocnika parafii, a także nakazał, by parafia przekazała Stanisławowi L. ok.9,5 tys. zł tytułem zwrotu kosztów procesu. Z takim wyrokiem nie zgodziły się obie strony. Pełnomocnik Stanisława L. próbował apelować, ale nieskutecznie. Sąd odrzucił apelację z przyczyn formalnych - nie wniesiono stosownej opłaty.
Apelację pełnomocnika parafii uwzględniono i kolejny wyrok sądu apelacyjnego uchylił w części poprzedni wyrok - chodzi o pozostałe roszczenia parafii względem Stanisława L. i nakaz zwrócenia mu kosztów procesu. Tym kolejny raz zajmie się sąd okręgowy. Tymczasem w części, dotyczącej zasądzonych 68 tys. zł dla parafii, wyrok z 2013 jest prawomocny.
Sprawa trwa już bardzo długo, jest skomplikowana, więc podsumujmy stan prawny na dzisiaj. Prawomocnym wyrokiem sądu Stanisław L. musi oddać parafii niemal 68 tys. zł plus odsetki od 2007 roku, czyli w sumie ok.130 tys. Odzyskanie tych pieniędzy przez parafię stoi jednak pod bardzo dużym znakiem zapytania. W połowie 2014 Stanisław L. ogłosił bowiem upadłość układową i majątkiem zarządza z udziałem nadzorcy i komisarza sądowego, co znaczy, że inne należności (np. ZUS czy Urząd Skarbowy) mogą mieć pierwszeństwo przed wykonaniem wyroku, korzystnego dla oławskiej parafii. Upadłość zakładu nie zatrzymała działalności Stanisława L., który obecnie nadal jest największym współudziałowcem firmy budowlanej - tym razem spółki z ograniczoną odpowiedzialnością (kapitał założycielski 160 tys. zł), z siedzibą w Strzelinie, której właścicielami - obok niego - są jego dzieci.Stanisław L. nadal jest także współwłaścicielem paru nieruchomości.
*
O tym, czy w sporze Stanisława L. z parafią ktoś komuś musi jeszcze oddać jakieś pieniądze, zadecyduje sąd okręgowy, po ponownym rozpoznaniu sprawy.
Ponieważ jest już jeden prawomocny wyrok w tej sprawie, czy Stanisław L., zgodnie z postanowieniem sądu, odda parafii pieniądze? - Nie - mówi krótko. Dlaczego? - Tak jest, nie będę panu przedstawiał wszystkiego. Zresztą i tak napiszecie, co chcecie, jak ostatnio.
Przyznał jednak, że odmowa związana jest z tym, że firma postawiona jest w stan upadłości, więc nie ma z czego zapłacić: - Nie ma na to środków.
Brakiem pieniędzy Stanisław L. tłumaczył też nieopłacenie apelacji.
Jego pełnomocnik Dominik Rojewski nie chciał rozmawiać z gazetą na temat swojego klienta. Przyznał jedynie, że wcześniej strony próbowały dojść do ugody. Jak widać po wyroku - bez skutku.
- Owszem, strony prowadziły rozmowy na temat ugodowego załatwienia sprawy, ale to nie doprowadziło do porozumienia - mówi pełnomocnik parafii Małgorzata Myszczyszyn. Dlaczego? Zdaniem pani pełnomocnik, propozycje nie były korzystne dla parafii.
Stanisław L. powiedział nam, że proponował zapłatę 50% roszczeń, ale pełnomocnik chciała co najmniej 80%, a na to nie mógł się zgodzić.
*
Sprawa jest interesująca dla oławskiej opinii publicznej, bo na inwestycję publicznie zbierano fundusze, a radni przez trzy lata przeznaczali pewne kwoty na remont kościelnego dachu. Co roku organizowano przetargi na kolejne etapy robót, a wszystkie wygrywał Stanisław L., (o okolicznościach pisaliśmy w poprzednim tekście). Ostatecznie jego firma otrzymała z budżetu miejskiego ok. 135 tys. zł, w kilku ratach (częściowo w materiałach). Stosownymi dokumentami wykazała, że wydała je na remont dachu i oficjalnie władze miejskie są zadowolone. Jak nam mówił Tadeusz Kułakowski, odpowiedzialny za miejskie inwestycje, dach kościoła od lat funkcjonuje, nie przecieka, i to jest najważniejsze.
Tymczasem biegli z opolskiego Instytutu Budownictwa, powołani przez sąd, wyliczyli, że potrzeba jeszcze 210 tys. zł, aby remont kościelnego dachu prawidłowo zakończyć. Gdyby więc parafii nawet udało się uzyskać zasądzone jej pieniądze, i tak nie wystarczy ich na dokończenie inwestycji.
Jerzy Kamiński [email protected]
Reklama
Dziurawa sprawa dachu - kolejny wyrok
Prawomocnym wyrokiem sądu Stanisław L. musi oddać oławskiej parafii niemal 68 tys. zł plus odsetki od 2007 roku, czyli w sumie ok. 130 tysięcy zł. Ich zwrot stoi jednak pod dużym znakiem zapytania, bo firma Stanisława L. ogłosiła upadłość. Gdyby nawet udało się parafii uzyskać pieniądze, to i tak nie wystarczy na dokończenie remontu
- 29.10.2014 14:37 (aktualizacja 27.09.2023 15:57)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze