Z ziemi włoskiej do Polski
W nocy z 5 na 6 stycznia 1944, powracający znad Polski Liberator GR "T" nr BZ 949 z 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia, rozbił się w miejscowości Villa Castelli we Włoszech. Cała załoga zginęła. Ta pozornie znana katastrofa, wciąż jest opisywana w sposób znacznie odbiegający od prawdziwego obrazu tragicznego wydarzenia. Wielu autorów podkreśla brak mogił poległych lotników - co również nie jest zgodne z najnowszymi ustaleniami w tej sprawie
W styczniu 1944 wznowiono loty, niosące pomoc dla Armii Krajowej, walczącej z okupantem. Zajęcie przez aliantów południowej części Italii umożliwiło skrócenie lotniczych tras zaopatrzenia i zwiększenie dostaw uzbrojenia oraz wyposażenia trasą, określaną jako "południowa". 22 grudnia 1943 roku 1586. Eskadrę przebazowano na lotnisko Campo Cassale pod Brindisi we Włoszech, skąd odległość do Krakowa wynosiła około 1000 km, a do Warszawy 1250-1500 km.
5 stycznia 1944, pomimo fatalnych warunków atmosferycznych, podjęto decyzję o wysłaniu do Polski czterech maszyn 1586 Eskadry: trzech Liberatorów i jednego Halifaxa. Niestety, próba pomocy dla walczącej ojczyzny, zakończyła się stratą dwu maszyn, 15 lotników zginęło, a pozostałe dwie maszyny zakwalifikowano jako wymagające naprawy. Tego dnia, z uwagi na niekorzystne prognozy pogody, Anglicy odwołali swoje loty z zaopatrzeniem.
Pierwszy
W nocy 6 stycznia, jako pierwszy zawrócił do bazy Halifax GR Z, nr JN 911, załoga: por. naw. Antoni.Błażewski, por.pil. Jan Dziedzic, sierż. Henryk Gołębiowski, por. mechanik pokładowy Józef Zubrzycki.
Na pokładzie, oprócz ładunki do zrzutu, znajdowała się ekipa trzech "cichociemnych" (d-ca mjr Felicjan Majorkiewicz). Nad Jugosławią samolot w strefę silnych burz i turbulencji, z trudem opanowano spadającą maszynę (J. Zubrzycki miał złamane cztery żebra) zdecydowano o przerwaniu zadania i powrocie do Brindisi.
Drugi
Liberator GR U BZ 860, dowódca mjr. naw. Stanisław Król, piloci: st. sierż. pil. Stanisław Kłosowski, kpt. Bolesław Korpowski oraz pozostali członkowie załogi.
Samolot, walcząc z silnym wiatrem, został zniesiony z kursu i znalazł się w pobliżu Wrocławia i Oławy. Zadania nie wykonano i zawrócono. W rejon Brindisi załoga przyleciała około 5 rano, początkowo planowano kontynuować lot do poranka (pas lotniska nie był widoczny) lub opuścić samolot ze spadochronami. Lądowanie było utrudnione silny wiatrem od morza, wiejącym poprzecznie do pasa, oraz ulewnym deszczem. Tej nocy nastąpiła na lotnisku awaria oświetlenia pasa startowego. Z trudem uruchomiono o świcie dwie lampy, na początku i końcu pasa. Pomimo skrajnie trudnych warunków, pilot zdołał (za trzecim razem) bezpiecznie wylądować, co potwierdza jego wyjątkowe kwalifikacje. Sierżant pilot Stanisław Kłosowski, dosłużył się Orderu Krzyża Złotego Virtuti Militari (kl. IV). Ukończył również czwartą turę operacyjną, co w Polskich Siłach Powietrznych i w całym RAF-ie było wyjątkowym osiągnięciem.
Trzeci
Liberator BH "J" nr BZ 859, dowódca kpt naw Antoni Pułczyński, kpt. naw. Mieczysław Kuźmicki, por.pil. Witold Bohuszewicz, kpt pil Kazimierz Dobrowolski (II pilot), sierż. mech. pokł. Jerzy Drong, sierż. rtg. Zdzisław Taczalski (odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militarii), ppor. strz. sam. Kazimierz Finder, kpr. strz. sam. Romuald Błażeński.
Załoga prawidłowo wykonała zrzut w Polsce, zasobniki dotarły na placówkę "Pardwa 110", położoną 15 km na południowy zachód od Przeworska. Tuż po zrzucie samolot dostał się w silny ostrzał przeciwlotniczy w rejonie Rzeszowa. Liberator był uszkodzony, wracał do bazy na trzech silnikach, w fatalnych warunkach atmosferycznych. Samolot krążył przez godzinę nad lotniskiem, zaczęło się kończyć paliwo. Podchodząc do lądowania, pilot popełnił błąd, skręcając w kierunku skrzydła z pracującym jednym silnikiem, doszło do przeciągnięcia, samolot wpadł do basenu portowego Brindisi, kilkaset metrów od pasa startowego. Uratował się jedynie ranny drugi pilot kpt. K. Dobrowolski. Pozostali członkowie załogi utonęli. Początkowo załogę pochowano na cmentarzu o.o. Kapucynów w Brindisi, po wojnie ekshumowano i przeniesiono na polski cmentarz wojenny w Casamassima. Z całej załogi brakuje jedynie grobu kpt. A.Pułczyńskiego.
Czwarty
Liberator B III GR "T" nr BZ 949 (exB-24D-20-CF Bu.IIo.42-64026). Załoga: kpt. naw. Witold Paszkiewicz - lat 45, kpt. naw. Tadeusz Józef Domaradzki - lat 42, plut. pil. Zygmunt Duński - lat 23, plut. pil. Franciszek Olkiewicz - lat 24, mech. pokł. plut. Józef Marchwicki - lat 32, plut. rtg Piotr Halik - lat 25, plut. rtg Julian Bućko - lat 35, kpr strzelec sam. Stefan Magdziarek - lat 24
Samolot dowodzony przez kpt Paszkiewicza znalazł się nad Polską, jednak nie odnalazł placówki odbierającej zrzut. Po powrocie nad lotnisko Campo Cassale, warunki nie pozwoliły na dostrzeżenie pasa startowego (deszcz i awaria oświetlenia), pomimo że samolot był słyszany. Wypatrywanie pasa oraz zużycie paliwa trwało blisko dwie godziny. Prawdopodobnie załogę skierowano na lotnisko Grottaglie, położone 4 km od miasta Grottaglie i 16 km Tarentu. Na tym lotnisku stacjonowały wtedy samoloty 449. Grupy Bombowej 15. Armii Powietrznej (B-24 Liberator) oraz 416. Nocny Dywizjon Myśliwski (Bristol Beaufigher). To lotnisko jest obecnie aktywnym portem lotniczym i nosi nazwę Taranto-Grottaglie "Marcello Arlotta" Airport.
Pilot plut. Z.Duński poinformował, że utrzymuje się całkowity brak widoczności, a załoga planuje zwiększyć pułap i skakać ze spadochronami. Padał marznący deszcz, samolot był oblodzony i z trudem się wznosił, cały ciężki ładunek uzbrojenia w zasobnikach zrzutowych, (niezrzucony w Polsce), wciąż był na pokładzie. Wkrótce po tym meldunku nastąpiła katastrofa. Liberator GR T, o 5 10, nagle spadł w centrum miasta Villa Castelli, na główną ulicę, prowadzącą do rynku i ratusza. Samolot wbił się w piętrowy budynek przy ulicy Vittorio Emanuele 142. W gruzach budynku zginęło 5 osób, cała włoska, wielopokoleniowa rodzina. Jedna osoba została ranna. Upadek samolotu nastąpił pod dużym kątem, ponieważ w zwartej zabudowie centrum, uległ zniszczeniu jeden budynek, a mniejszych uszkodzeń doznały sąsiadujące obiekty. Jeden z silników bombowca wyrwany siłą uderzenia znaleziono kilkaset metrów dalej, na sąsiedniej ulicy. Wszyscy lotnicy ponieśli śmierć. Wybuch pożar, który szybko ugaszono. Polskich lotników, poległych w Villa Castelli, pochowano w Brindisi, na cmentarzu o.o Kapucynów, następnie, już po wojnie przeniesiono na polski cmentarz w Casamassima. Na tym cmentarzu spoczywa 431 polskich żołnierzy, w większości zmarłych po bitwie o Monte Cassino, w znajdującym się tu szpitalu 2. Korpusu, oraz polscy lotnicy. Tam był również grób majora. Henryka Sucharskiego, dowódcy obrony Westerplatte.
We wszystkich polskich opracowaniach historycznych ta katastrofa jest opisywana najczęściej jako zderzenie z górą w pobliżu "wsi Villa Castelli", lub zderzenie z budynkiem na wzgórzu.
Dzisiaj
Villa Castelli od wieków jest miastem i gminą w regionie Apulia, w prowincji Brindisi, ok 25 kilometrów od Tarentu. Dzisiaj Villa Castelli jest spokojnym pięknym miasteczkiem. W pobliżu miejsca katastrofy, na placu przed kościołem, wzniesiono pomnik św. Jana Pawła II. Mieszkańcy tej miejscowości często wspominają dzień, w którym tak okrutnie zapisała się wojna historii miasta. Dla mieszkańców to była wielka tragedia. Pytani o wydarzenia z 6 stycznia 1944, jako przyczynę podają warunki atmosferyczne albo brak paliwa w polskim samolocie.
70. rocznica wydarzeń przyniosła inicjatywę, żeby upamiętnić to wydarzenie. Marmurowa tablica, odsłonięta w maju br., zawiera opis wydarzenia i nazwiska włoskiej rodziny, która zginęła w katastrofie, oraz dane polskiej załogi i informacje o samolocie. Niezwykle godnie uczczono pamięć o tej katastrofie, przygotowano uroczystości oraz wystawę w miejskiej sali wystawowej przy urzędzie miejskim. Tablicę pamiątkową umieszczono na budynku miejskiego centrum kulturalnego (biblioteki), które zbudowano tuż przy budynku (odbudowanym po wojnie) nr 142. Tablica znajduje się dokładnie na miejscu katastrofy.
Przybycie grupy, z którą dotarłem do Villa Castelli, nie było zapowiadane. Po prostu podróżując szlakiem 2. Korpusu Polskiego, w ramach obchodów 70. rocznicy bitwy o Monte Cassino, odwiedzaliśmy miejsca związane z jego historią. Odwiedzaliśmy cmentarze, miejsca stacjonowania i takie, w których były polskie szkoły wojskowe (np. w Matera), lotnisko Campo Cassale. Znając dzieje 1586. eskadry, postanowiłem odszukać miejsce katastrofy, zapytać i porozmawiać z osobami, które pamiętają, a być może są świadkami wydarzeń. Miałem również małą nadzieję na zdobycie, być może istniejących, zdjęć wykonanych po katastrofie. Nasza grupa w to: "Szwadron Skorpion", szwadron wojskowych pojazdów zabytkowych, kontynuujący tradycje Pułku 4. Pancernego "Skorpion". Przyjazd szwadronu był widoczny. Osiem zabytkowych aut marki Jeep Willys, oraz ich załogi w pełnym historycznym umundurowaniu 2. Korpusu, to obecnie nie jest widok często spotykany, a w tej miejscowości była to pierwsza taka wizyta. Nasi gospodarze sądzili początkowo, że jest to polska kontynuacja uroczystości związanych z odsłonięciem tablicy. Byliśmy zaskoczeni tak pięknym i pełnym szacunku uwiecznieniem pamięci o poległych i o naszych lotnikach. Istotne jest również przypomnienie tragedii włoskiej rodziny. O tym wydarzeniu nikt wcześniej w Polsce nie pisał.
Pomimo że trafiliśmy do Villa Castelli w sobotę, szybko zebrała się spora grupa mieszkańców. Specjalnie dla nas otwarto ratusz, zaproszono do sali posiedzeń rady miejskiej, pokazano wnętrza, następnie przeszliśmy do sali muzealnej. Na wystawie w muzeum przygotowano zdjęcia załogi, model Liberatora z polskimi oznaczeniami, mapy, zdjęcia polskich nagrobków na cmentarzu w Casamassima oraz z pierwszego pogrzebu lotników w Brindisi. Na ekspozycji były również archiwalne zdjęcia miejsca katastrofy oraz zdjęcia i życiorysy wszystkich członków rodziny Gioia. Gospodarze okazali nam wielką życzliwości i sympatię. Szczególne podziękowania kierujemy do pani Vity Marii Marinelli, która była naszym przewodnikiem i towarzyszyła nam w czasie zwiedzania miasta. W pięknym Villa Castelli, przy ulicy Vittorio Emanuele, już na zawsze pozostanie miejsce naszej pamięci.
Członkowie Rodziny Gioia, którzy 6 stycznia 1944 roku zginęli w gruzach swojego domu: Gioia Pantaleone - lat 74, Gioia Maria - 71, Gioia Maria Addolorata - lat 65, Gioia Arcangela - lat 41, Gioia Pompea - lat 25
Polegli lotnicy spoczywają na cmentarzu w Casamassima, które jest miastem partnerskim Jelcza-Laskowic. Autor dziękuje burmistrzowi Kazimierzowi Putyrze oraz Radzie Miasta i Gminy - za pomoc w organizacji wizyty oraz za znicze, które zapłonęły na wszystkich mogiłach polskich żołnierzy na cmentarzu Casamassima
Tekst i fot.: Przemysław Pawłowicz
Napisz komentarz
Komentarze