Oława. Ze sztuką w codzienność
Młodzi artyści z Oławy chcą zwrócić uwagę mieszkańców na ludzi, którzy niekoniecznie są sławni i znani, ale w ich oczach zasłużyli na wyróżnienie. - Pokazali, że małe miasto wcale nie musi przeszkadzać w zrobieniu czegoś wielkiego - mówią.
W projekcie pod nazwą "Lokalni Bohaterowie" jest miejsce dla czterech osób - sztangistki Katarzyny Ostapskiej, muzyka i sportowca Mateusza Kotwickiego, młodego gitarzysty Błażeja Prochownika i Józefa Mąkowskiego, nieżyjącego już kowala, który miał swój warsztat przy żydowskim cmentarzu.
Mieszkańcy nie zobaczą twarzy, namalowanych na ścianach bloków. To byłoby zbyt oczywiste, za bardzo patetyczne i górnolotne. - Stwierdziliśmy, że ta droga nie do końca jest dobra, że w tym wypadku lepiej wypadnie kameralność, która bezpośrednio nawiązuje, do tych osób - mówi Kamil.
Projekt kiełkował przez dwa lata. Jak mówią jego twórcy, dojrzewał z każdym miesiącem. Ma przede wszystkim skłaniać do myślenia, dać innym motywację, wiarę w siebie i siły, by walczyć o jakieś osiągnięcia. Dla Katarzyny Ostapskiej ma powstać napis "Kasia", na ścianie przebieralni, obok salki, w której ćwiczy. Można pomyśleć, że to banalne, ale... Imię nie będzie przedstawione w zwykły sposób, tylko za pomocą anamorfozy. - Z jednego punktu widzenia jest on zupełnie normalny, wygląda tak jak powinien, a jak się podejdzie z boku, zaczyna się deformować i rozjeżdżać - wyjaśnia Patryk. - W tym przypadku bardzo ważna jest jego lokalizacja. Chcemy to umieścić w przebieralni, ponieważ przychodzi tam wiele osób, które już ćwiczą lub myślą, żeby zacząć, ale z jakiegoś powodu rezygnują. To ma być motywacja. Ten projekt ma sprowokować do myślenia i działania.
Dlaczego akurat taki napis? Pomysł nie wziął się znikąd. Artyści poprosili swoich bohaterów, o napisanie kilku słów o sobie. Gdy przeczytali opisy, wszystko nabrało innego wymiaru. Stało się jasne i bardzo pomocne w decyzji, jak powinien wyglądać konkretny projekt. Katarzyna stwierdziła, że miała ciężkie momenty, ale coś osiągnęła dzięki temu, że się nie poddała. Kamil i Patryk wierzą, że wiele osób po prostu z ciekawości przyjdzie zobaczyć, jak wygląda napis. Staną w miejscu, w którym trenuje oławianka, pomyślą o jej determinacji i może sami wrócą do tego, co kiedyś porzucili. - Jest wielu osób, które kiedyś próbowały, bądź chciały ćwiczyć, ale z jakiegoś powodu zrezygnowały - dodaje Patryk.
Kolejnym wybranym przez artystów jest Mateusz Kotwicki. Mówią o nim, że to postać renesansu, która przekracza wszelkie granice i jest w ciągłym ruchu. Dwa lata temu pisaliśmy o jednym z wyczynów oławianina. Wziął udział w ekstremalnej odmianie triathlonu -"Ironman". Zmierzył się z zawodowymi sportowcami, żołnierzami i nieobawiającymi się dosłownie żadnych wyzwań. Oprócz sportu kocha muzykę, gra w zespole "Step Down". - Bejo, bo taki ma pseudonim, cały czas podróżuje - mówi Kamil. - Pakuje na rower wielki bagaż i wyrusza w świat. Teraz będzie jechał do Portugalii. Zastanawialiśmy się, jak ma wyglądać projekt dla niego. Zdecydowaliśmy, że najlepsze rozwiązanie to flaga z logo, którą będzie mógł wszędzie zabrać.
Błażej Prochownik, młody utalentowany muzyk, pochodzi z Oławy. Gra na gitarze akustycznej od 10 lat. Kamil i Patryk uwzględnili go wśród lokalnych bohaterów, ponieważ uznali, że zasługuje na to, aby go promować. Błażej mieszkał przez wiele lat tuż przy szkole muzycznej. Już się wyprowadził, ale artyści uważają, że to miejsce wiąże się z nim najbardziej. Poszli tam i rozglądali się, poszukując inspiracji. Spojrzeli w stronę domofonu z czterema przyciskami. - Okazało się, że mieszkają tam trzy osoby i jeden przycisk jest "wolny", z pustą tabliczką. - A co, gdyby pod nim zrobić instalację i wgrać utwór Błażeja? - pomyśleli.
Pomysł świetny, ale od razu wiedzieli, że wymaga dopracowania. - Jest tam za duża akustyka, i gdyby tak cały czas ktoś przychodził i chciał posłuchać utworu to, oszaleliby mieszkańcy. Dlatego będzie tam wejście na słuchawki. Jeżeli ktoś zechce posłuchać, podejdzie ze słuchawkami. Tę małą krateczkę przy domofonowym przycisku wykorzystamy na podpis.
Józef Mąkowski - kowal, który miał swój warsztat przy ulicy Cichej. Zmarł wiele lat temu, ale mieszkańcy doskonale kojarzą to klimatyczne miejsce. Znajdzie się wśród "Lokalnych Bohaterów", bo artyści uznali, że "to ważna karta w historii miasta" . Po spotkaniu z rodziną kowala utwierdzili się w tym przekonaniu. Zyskali wiele cennych informacji, na temat jego życia i pracy. Zdecydowali, że będzie to litera "K" wykonana z metalu, która stanie przy domu, w którym mieszkał. - Każdy będzie ją mógł zobaczyć, ale przede wszystkim ma to być prezent dla rodziny, od społeczności lokalnej - mówią.
Projekt "Lokalni Bohaterowie" prawdopodobnie będzie ukończony we wrześniu. Twórcom najbardziej zależy, aby dotarł do młodych. Motywował ich i skłaniał do myślenia. Świadomie odeszli od bardzo modnych w ostatnim czasie murali. Stwierdzili, że byłoby to zbyt przerysowane i oczywiste. Postawili na kameralność, prostotę i dosłowność, bez pompatyczności. Jaki będzie efekt? Przekonamy się niebawem. O talencie Kamila i Patryka nie musimy zapewniać. Żeby zobaczyć, co potrafią, nie trzeba szukać daleko. Przy ulicy Kasprowicza namalowali 28 twarzy, które ożywiły obskurny mur. Kamil jest autorem malowidła, zdobiącego wnętrze "Term Jakuba". Na fragmencie muru przy ulicy 3 Maja, przed ZSP nr 2 namalował orła. Tych, którzy chcą zobaczyć więcej, zapraszamy na strony internetowe: www.behance.net/kamiltobiasz i www.patrykles.com.
Tekst: Agnieszka Herba
[email protected]
Bohaterowie o sobie
Mateusz Kotwicki - zapytany o to, czym jest dla mnie sport, śmiało odpowiem: Wszystkim. Niekiedy przyjacielem, czasami wrogiem, miłością, jest czymś co pozwala mi marzyć i dążyć do samorealizacji. Sport, będący dla mnie pewnego rodzaju obsesją w dużym stopniu określa mnie jako człowieka. Kolejne starty w zawodach czynią mnie bogatszym o doświadczenie, o nowe znajomości, które są dla mnie bezcenne. Trenując jakąś dyscyplinę sportową nie trzeba być w niej najlepszym (choć z taki założeniem powinno się trenować), wystarczy, że się w niej odnajdujemy, a co najważniejsze: daje nam ona radość. O sobie mogę powiedzieć, że jestem osobą szczęśliwą i dużą tego zasługą jest sport, który nauczył mnie dyscypliny, szacunku i stawiania sobie co raz to wyższych poprzeczek w życiu. A także tego, aby nie myśleć tylko o sobie, by w tym wszystkim znaleźć sposób by pomagać innym – chociażby poprzez udział w biegach charytatywnych, organizowanych w Oławie/Wrocławiu, które można z powodzeniem ukończyć bez większego przygotowania. 7 lipca 2012, startując w zawodach triathlonowych Iron Man nie byłem pewien niczego. Nie wiedziałem czy tego dnia ujrzę metą oddaloną o kilkaset kilometrów dalej. Lecz wiedziałem, że jeśli nie spróbuję to przegram nie tylko zawody ale także coś co siedzi głęboko zakorzenione w moim sercu. Dziś szykując się do kolejnych zawodów (biegu górskiego na dystansie 100km) śmiało mogę powiedzieć, że jestem dumny z tego co robię i chcę tym zarażać innych. Na koniec pragnę tylko powiedzieć, aby każdykto przeczyta ten artykuł odnalazł w sobie pasję, którą odnalazłem ja. By robił w życiu rzeczy, które przybliżą go do realizacji marzeń swoich i swoich bliskich. Nie pozwólcie, by cokolwiek lub ktokolwiek zniechęcił was od realizacji marzeń, które z pozoru wydają się nie do osiągnięcia. Każdy z nas jest w stanie coś osiągnąć.
„Droga jest celem” Tenzin Gjaco (Dalajlama XIV)
*
Kasia Ostapska - od 12 roku życia uprawiam dyscyplinę podnoszenie ciężarów, to połowa mojego życia. Ciężary są moją pasją, a nawet miłością, która przez lata dała mi bardzo wiele pozytywnych emocji, jak również doświadczeń. Miałam zaszczyt niejednokrotnie występować na arenie
międzynarodowej z orłem na piersi i zdobywać dla Polski medale. Ciężary to specyficzna dyscyplina chociażby z tego względu,że jest sportem indywidualnym. Tutaj sportowiec nie walczy tylko z ciężarem na poście i z przeciwnikiem, ale przede wszystkim z samym sobą. W ciągu tych kilku minut musi pokazać i dać z siebie wszystko, na co go stać. Każdego sportowca w drodze po "złote runo" czeka trudna i żmudna praca oraz wiele wyrzeczeń. Spotkania z przyjaciółmi, rodzinne uroczystości, pierwsze przyjaźnie, to wszystko trzeba poświęcić na rzecz treningu, bo w chwili walki o złoto wygra ten, który jest w stanie przezwyciężyć swoje słabości, ból i zmęczenie! Wielu zapyta czy warto?! Bez żadnych wątpliwości wykrzyczę, że TAK! Uczucie i świadomość tego, co osiągasz jest niesamowite, nie do opisania, jest to duma mówiąca Ci... udało się ! Zrobiłeś to! I nieważne jest czy
wygrałeś mistrzostwo, czy ktoś okazał się lepszy, Ty wiesz, że walczyłeś do końca i nie dałeś się i to Cię czyni prawdziwym zwycięzcą. Nie medal, ale Twój duch i Twoje serce do walki! A po tym wszystkim są piękne wspomnienia, przyjaźnie, których nikt Ci nigdy nie odbierze. Czego nauczyły mnie ciężary? Napewno pokory, ale też konsekwencji i walki o samą siebie. Pokazały mi również, jak ważna jest w życiu rodzina i przyjaciele, bo bez ich wsparcia nie osiągnęłabym tego co mam dziś. Za to im wszystkim dziękuję, a przede wszystkim moim rodzicom. Tacie i zarazem Trenerowi, który nauczył mnie tego wszystkiego od podstaw, tych technicznych i mentalnych, a Mamie za to, że po prostu była, jest i będzie:). Na koniec powiem tylko, że bezwgledu co spotyka nas w życiu trzeba mieć odwagę do marzeń, bo właśnie
*
Błażej Prochownik - mało ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak blisko muzyce jest do sportu. Tak samo jak tam, pracuje się ciągle nad formą, ćwiczy w kółko te same elementy. Gdy mam dobry dzień, gram jak natchniony. W gorszym dniu czuję się tak jakbym zaczął grać miesiąc temu i prawie nic nie potrafił. A mimo to codziennie, niezależnie od formy i samopoczucia, sięgam po gitarę i ćwiczę. Ćwiczę w pogoni za nieosiągalną perfekcją, za wizją siebie i swojej muzyki jutro, za miesiąc, za rok. Bez tej wizji nie miałbym motywacji by ćwiczyć. Co najwyżej żeby zagrać to, co już umiem. Ale przecież nie o to chodzi w muzyce, żeby w kółko ćwiczyć. Więc o co? Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że tym co zawsze najbardziej przyciągało mnie do filmów czy kreskówek była ich ścieżka dźwiękowa. Muzyka doskonale potrafi to robić - wywoływać emocje. Wzbogacać rzeczywistość o zupełnie nową warstwę doświadczeń. A na pewnym poziomie muzyka staje się latarnią, płomieniem dobrej energii, do którego ściągają dusze
łaknące ciepła. W moim przypadku latarnię tą niósł pewien facet, który jakby nigdy nic wyszedł z gitarą na scenę i zabrał słuchaczy w niesamowitą podróż (choć zdania są podzielone – niektórzy twierdzą, że nigdzie ich nie zabierał a jedynie wystrzelił ich w kosmos). I to z taką intensywnością, że ludzie byli bliscy ekstazy. Niemal skakali z radości w fotelach a zaraz potem pogrążali się w głębokiej zadumie lub w sekrecie ronili łzę. Chodzi o to, że ten jeden facet, zmienia swoją muzyką życie tych wszystkich ludzi. Czyni je lepszym, bardziej kolorowym, wielowymiarowym i inspirującym. Nie chodzi nawet o samą muzykę. Chodzi właśnie o to, że grając ją wystarczająco dobrze, kolejny muzyk zapala swoją własną latarnię. I oświetla życie słuchaczy. Czyni ich życie lepszym. Czyni ich lepszymi ludźmi. Moje życie zostało tak oświetlone. I ja chciałbym oświetlać tak życie innych. Nie jest łatwo. Gram na gitarze od 10 lat a ciągle czuję jakbym był na początku drogi. Ale widzę przed sobą cel – wynosić swoją latarnię na scenę. Stanąć tam z gitarą i zrobić dla tych wszystkich ludzi to, co ten jeden człowiek ze swoją muzyką zrobił kiedyś dla mnie. Czy można sobie wyobrazić lepszy
sposób na życie?
*
Józef Mąkowski - nazywam się Marek Mąkowski, jestem synem śp. Józefa Mąkowskiego (kowala). Chciałbym napisać parę słów z życia mojego taty.Józef Mąkowski - ur. 18.09.1917 r. w Wysoczance, jako młody chłopak wstąpił do Wojska Polskiego z poboru, tam uczył się kunsztu kowalskiego, po odbyciu służby wojskowej pozostał tu w Oławie, gdzie zamieszkał. Otworzył kuźnię na ul. B.Chrobrego, tam gdzie obecnie stoi „D.H. Kwadraciak”. Potem otrzymał mieszkanie wraz z warsztatem na ul.Cichej gdzie kontynuował dalej swoją działalność. Ojciec był osobą bardzo komunikatywną oraz życzliwą, dużo też udzielał się charytatywnie dla miasta, wykonywał usługi dla Cechu Rzemiosł, kościoła, policji i dla urzędu miejskiego. Był bardzo uznaną i szanowaną osobą w powiecie i w Polsce. To, co potrafił robić w swojej kuźni, tego w Polsce chyba było niewiele. Znał kunszt kowala bardzo dobrze, a co więcej - był z tego bardzo dumny. Odwiedzało go dużo ludzi, wycieczki dzieci. Wszyscy patrzyli na jego umiejętności i z zachwytem słuchali opowieści. Robił repliki zbroi, mieczy, itp. do kilku filmów, m.in. "Przyłbice i Kaptury". Takiego człowieka jak "KOWAL" Józef Mąkowski - z zamiłowania kowal i z zawodu kowal - Kunszta nr 1 w Polsce nie zapomnimy jako Osoby, Ojca, Dziadka. Zmarł w Oławie 25 listopada1992 r. Kuźnia stała na górce, obok cmentarza żydowskiego, niedaleko PKP. Ta górka została nazwana przez społeczeństwo "Górką Kowala" i tak jest do dzisiaj.
Napisz komentarz
Komentarze