Wkurzył się, bo ktoś go nieładnie nazwał, zgłosił doniesienie na policję i już wie, skąd pochodziły obrażające go wpisy. Zapowiada dochodzenie sprawiedliwości. I dobrze. Prywatnie mu kibicuję, bo każdy ma prawo do obrony swojej godności. Inna rzecz, czy akurat w tej sprawie były to jakieś naprawdę obraźliwe sformułowania. No, ale wrażliwość jest zróżnicowana, a każdy ma prawo walczyć o swoje dobre imię. Niech walczy. Ten przykład pokazuje jednak dobitnie, że nikt z zewnątrz nie jest w stanie ocenić, co kogoś może urazić, co jest dla niego obraźliwe. Są sytuacje jasne, np. nazwanie kogoś debilem lub złodziejem. Są też sprawy bardziej delikatne, jak w przypadku pana Dawida. Nie ma wyzwisk, ale gdzieś między wierszami jest naśmiewanie się z jego pracy, obrażanie itp. Jak to oceni sąd? Nie wiem. Ale niech ma możliwość oceny, bo zrzucanie wszystkiego na kogoś, administrującego stroną, nie załatwia sprawy. Dla jednych admin zawsze będzie zbyt ostry w ścinaniu bluzg, dla innych zbyt łagodny, bo przecież "tu idzie męska wymiana na argumenty".
Jeszcze parę lat temu, gdy w podobnej sytuacji zwróciłem się do policji, bo ktoś na jakimś forum naruszył dobre imię gazety, nie bardzo było wiadomo, co zrobić. Policja przekazała sprawę do prokuratury, ta do sądu, sąd do nas, abyśmy sami sobie ustalili, kto jest autorem obraźliwego komentarza itp. W efekcie, po dwóch latach przepychanek (jak widać nie jestem pamiętliwy) odpuściliśmy. Szkoda było czasu i energii na użeranie się o jakieś głupie wpisy. Być może gdyby dotykały kogoś osobiście albo jego rodziny - tak szybko byśmy nie ustąpili. Dziś cieszę się, że wszystko idzie zdecydowanie sprawniej. Parę tygodni i już masz IP użytkownika, który zrobił ci kuku.
Całkiem inną sprawą jest skuteczność dochodzenia swoich praw. Mielimy już przykład, gdy z mieszkania pewnego radnego ktoś obrażał posła. Potem okazało się, że to wcale nie był radny, tylko męska opiekunka jego dziecka, który/a poczuł/a nagły zew namiętności do posła i gdy tylko w zasięgu wzroku zobaczył/ła komputer, dał/a upust emocjom. Oczywiście wszyscy domyślamy się, jak było naprawdę, ale ten przykład pokazuje, że nasze domysły, ba, nawet nasze przekonanie, graniczące z pewnością, nie zawsze idzie w parze z możliwościami wymiaru prawa i sprawiedliwości.
Pamiętam dobrze pewną sytuację sprzed lat, gdy jeszcze nie było internetu, a mimo to podobne sytuacje rodziły niemal te same wątpliwości. Otóż ktoś zadzwonił do szpitala, że jest tam bomba. Zarządzono kosztowną i - jak się okazało - niepotrzebną ewakuację, bo żadnego zagrożenia nie było. Po numerze telefonicznym sprawdzono, że dzwonił ktoś z mieszkania, w którym żyły trzy osoby. Jedna z nich musiała zadzwonić, ale nikt się nie chciał przyznać ani wskazać winnego. Efekt? Sprawę umorzono. Nikt nie poniósł kary, choć wszyscy doskonale wiedzieli, z której rodziny pochodził sprawca. To było w dobie zwykłych telefonów, takich z kabelkiem. A co dopiero teraz, w świecie internetu? No, ale próbować trzeba. Zresztą, w przypadku polityków, czasem wystarczy informacja, że z ich domowego komputera ktoś dokonuje idiotycznych wpisów...
Jerzy Kamiński
Reklama
A niech szczypią tych odważnych tchórzy!
Rozgorzała w internecie ostra dyskusja po naszej informacji o Dawidzie Karbowiaku i jego potyczkach z obraźliwymi komentarzami
- 10.04.2014 10:39 (aktualizacja 27.09.2023 16:06)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze