OŁAWA/BRZEG DOLNY/WROCŁAW
- Ojciec do mnie zadzwonił, że musimy jechać do medycyny sądowej, na rozpoznanie, to była połowa grudnia 2011 - opowiada Marcin Domagała z Oławy. Na co dzień prowadzi firmę cateringową, głównie we Włoszech, ale gdy tylko jest w Polsce, wraca do sprawy brata, który zginął w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach.
*
Nagie zwłoki leżały na brzegu stawu, w środku lasu między Brzegiem Dolnym a Radaczem. Znalazł je myśliwy. Ubranie, złożone w kostkę, było nieco dalej. Nie znaleziono żadnych dokumentów. - Chcieli go pochować jako nn, czyli osobę, której nazwiska nie ustalono, ale jeden z policjantów zobaczył w komendzie zdjęcie i rozpoznał go - mówi Marcin Domagała.
Na ciele Tomasza było wiele siniaków - śladów uderzeń tępym narzędziem. - Do takich śladów można zaliczyć np. uderzenia policyjną pałką - mówi Marcin.
Sekcja zwłok wykazała jednak, że bezpośrednią przyczyną śmierci było wychłodzenie organizmu, a część obrażeń nie powstała tuż przed śmiercią. Prokuratura Rejonowa w Wołowie umorzyła śledztwo po miesiącu.
- Od samego początku bardzo duże rzeczy było niejasnych - opowiada Marcin. - Po sekcji zwłok wiedzieliśmy, że brat był trzeźwy, nie znaleziono śladów środków odurzających. Co on tam mógł robić, w szczerym lesie, pięć kilometrów od miasta, rozebrany do naga, nad zamarzniętym jeziorkiem? Obok ubrań, złożonych w kostkę, stały buty, ale dużo większe niż brata, bo on nosił 42, a to był rozmiar 46. Co on tam robił? W lecie można tam było się wybrać na spacer, wykąpać się, ale w zimie tam nigdzie nie jest po drodze, to 500-600 metrów w głąb lasu. To wszystko było zastanawiające.
*
Tomasz pochodzi ze znanej oławskiej rodziny Domagałów. Do Brzegu Dolnego trafił 15 lat temu. Znana jest przyjaźń między klubami "Moto-Jelcz" Oława i tamtejszym. Na którymś meczu, gdzie był jako kibic, poznał dziewczynę, zakochał się i został na dłużej. Krótko mieszkali nawet w Oławie, ale potem już tylko tam. Nie ożenił się, ale mieli córkę. Po jakimś czasie związek się rozpadł. Ostatnio Tomasz mieszkał sam, pracował dorywczo. W Oławie, oprócz młodszego brata, miał rodziców i dziadka, Stanisława Domagałę - znanego oławianom wieloletniego sekretarza PZPR.
Tomasz nie był aniołem, policja go znała. Miał nawet konflikt z prawem, bo nie płacił alimentów. - Ale z czego miał płacić, skoro pracował tylko dorywczo - tłumaczy Marcin.
Parę tygodni przed śmiercią Tomasz był u rodziny w Oławie. Bracia spotkali się wtedy po raz ostatni.
*
Półtora roku od umorzenia sprawy przyjechała do Oławy szesnastoletnia córka Tomasza: - Wujek, po Brzegu Dolnym krążą jakieś plotki, że jakiś pan coś wie o tacie. Marcin pojechał tam i rozpoczął prywatne śledztwo. Po paru dniach znalazł świadka, który widział, jak o godzinie 5.00 nad ranem, na postoju taksówek, policjanci pakowali Tomaka do radiowozu. To było dwa dni przed znalezieniem ciała. Tymczasem sekcja wykazała, że zwłoki leżały w lesie... miesiąc. To się nie trzymało kupy. Zwłaszcza że tam był teren łowiecki, więc gdyby nagie ciało leżało w lesie od miesiąca, zwierzęta z pewnością zostawiłyby jakieś ślady. Przy okazji Marcin usłyszał sporo opowieści o agresywnych, a nawet brutalnych policjantach. - Podchodziłem, mówiłem, kim jestem, opowiadali mi różne rzeczy, a ja to wszystko nagrywałem - mówi. - Mam nawet świadka, którego pobito pałką, a potem porzucono w lesie. Tam, gdzie znaleziono ciało Tomka.
Tomek Domagała z mamą Urszulą. Fot. arch. rodzinne
Z nagraniami zgłosił się do policyjnego Biura Spraw Wewnętrznych we Wrocławiu: - Bardzo się zdziwili, że tyle się dowiedziałem w ciągu dwóch dni.
Policjanci powiadomili Prokuraturę Okręgową we Wrocławiu, a ta nakazała wznowić postępowanie w sprawie śmierci Tomasza Domagały. Sprawę zabrano z Wołowa i przeniesiono do Prokuratury Rejonowej Wrocław Psie Pole.
- Postępowanie się toczy, dotyczy czynów z art. 231 par. 1 kk i art. 155 kk, a więc przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy KP w Brzegu Dolnym, co mogło skutkować śmiercią Tomasza D. Postępowanie jest w sprawie, co oznacza, że dotychczas nikomu nie przedstawiono zarzutów - mówi Małgorzata Klaus, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Rodzina Tomasza Domagały domyśla się, że dwaj policjanci, którzy wsadzili go do radiowozu, mogą mieć związek z jego śmiercią. - Jednego z nich już przeniesiono w inne miejsce, poza powiat wołowski - mówi Marcin. - Mam nadzieję, że dowiem się, kto stoi za śmiercią brata. Chcę to doprowadzić do końca. Słyszałem, jak ktoś mówił, że on się zapił na śmierć, a przecież wcale tak nie było. To zresztą już potwierdziła sekcja. Chciałbym, żeby wszystko było wyjaśnione. Żeby wyszło, kto brata pobił i zostawił nagiego w lesie.
Zwłoki były nagie. Obok ubrań, złożonych w kostkę, stały buty o numerze 46, ale Tomasz nosił rozmiar... 42
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze