- Co pana przygnało po wielu latach do Oławy?
- Może nie po wielu latach, bo od czasu do czasu jednak zaglądam w rodzinne strony, a pochodzę z podoławskich Ratowic, ale faktem jest, że w samej Oławie, a zwłaszcza na imprezie sportowej, już dawno nie byłem. Przyjechałem tu z kilku powodów, a najważniejszym była chęć zobaczenia dobrego meczu, a tak właśnie zapowiadało się spotkanie Olavii z wrocławską Gwardią, które obserwowałem. Czekały mnie tu podwojone, a nawet potrojone emocje, bo przyjechałem do Oławy z żoną Stanisławą, a w Olavii gra nasz syn Miłosz. Od razu powiem, że się nie zawiodłem, bo spotkanie w hali OCKF było rzeczywiście ciekawe i stało na niezłym poziomie. Tak jak chyba wszyscy oławianie, żałuję, że miejscowym siatkarzom nie udało się zdobyć choćby jednego punktu meczowego, bo wiem, że bardzo im to było potrzebne.
- Przed meczem rozmawiał pan z trenerem Olavii Arkadiuszem Stadnikiem oraz z sekretarzem klubu Stanisławem Pławskim, dzieląc się swoimi doświadczeniami z pracy w Jaworznie...
- To prawda, bo to był też jeden z powodów mojej wizyty w Oławie. Zaprosił mnie tutaj właśnie Staszek Pławski, z którym znam się jeszcze z czasów mojej gry w drugoligowym Moto-Jelczu Oława. Od wielu już lat mieszkam w Jaworznie, gdzie pracuję w jednym z miejscowych gimnazjów, jako nauczyciel wychowania fizycznego. Działam także w miejscowych klubach sportowych, które oczywiście w ciągu wielu lat były często przeobrażane i nosiły różne nazwy. Obecnie jestem prezesem Uczniowskiego Klubu Sportowego "Jedynka", który działa przy gimnazjum, w którym pracuję, a także szkolę młodych siatkarzy - w obecnym sezonie kadetów - w klubie MCKiS Energetyk Jaworzono, który kiedyś nosił nazwę Victoria Jaworzno. Drużyna seniorów tego klubu rok temu grała w I lidze, ale po wycofaniu się strategicznego sponsora, którym była firma "Tauron", jeszcze w trakcie sezonu straciliśmy wielu graczy, tzw. "stranieri" i w efekcie spadliśmy do II ligi. W obecnym sezonie, po rundzie zasadniczej jesteśmy jednak w grupie mistrzowskiej i w play offach będziemy walczyć o powrót do I ligi. Ta sytuacja z graczami napływowymi po raz kolejny potwierdziła moją opinię, że najlepszym sposobem na trwałe budowanie zespołu jest bazowanie na własnych wychowankach. Tak robimy już od wielu lat, a konkretnie od 1986 roku, kiedy to po raz pierwszy, i nieskromnie dodam, że z mojej inicjatywy, w dwóch jaworzniańskich szkołach podstawowych utworzono klasy sportowe o profilu siatkarskim. To trwa do dzisiaj, a od pewnego czasu kontynuujemy także na poziomie gimnazjalnym, w mojej szkole. Corocznie mamy nabór do klas o tym profilu, co daje nam każdorazowo przyrost od siedemdziesięciu pięciu do około stu dzieciaków, zaczynających systematycznie trenować siatkówkę.
- To się pewnie przekłada na osiągnięcia sportowe już na poziomie siatkówki młodzieżowej?
- To prawda. Lista naszych sukcesów w sporcie młodzieżowym jest bardzo długa i nie starczyłoby na nią miejsca w gazecie. Wygrywaliśmy wielokrotnie rywalizację w różnych grupach młodzieżowych na Górnym Śląsku i mamy też sukcesy na arenie ogólnopolskiej. W tym sezonie kadeci, których teraz trenuję, rywalizują o mistrzostwo regionu z rówieśnikami z Jastrzębskiego Węgla, a ten klub jest przecież potęgą siatkarską już nie tylko na skalę polską czy europejską, ale wręcz światową. W pierwszym meczu wygraliśmy u siebie z jastrzębianami 3:2. Nasi wychowankowie trafiają często do renomowanych polskich i zagranicznych klubów - ostatni najświeższy przykład to Paweł Adamajtis, który świetnie się spisuje w Plus-Lidze, jako gracz warszawskiego AZS i zapewne wkrótce trafi do kadry narodowej. Moim pierwszym wychowankiem jest też Jacek Sowa, który obecnie trenuje pierwszą drużynę seniorów w naszym klubie.
- Czy system finansowania sportu w Jaworznie jest podobny do tego w Oławie?
- W pewnym sensie tak, ale środki z budżetu gminy, przeznaczane na sport, są na pewno niewspółmierne. Pewnie bierze się też z tego, że Jaworzno jest zdecydowanie większym miastem niż Oława - ma przecież około 100 tys. mieszkańców. W Jaworznie od pewnego czasu niemal wszystkie kluby sportowe działają w strukturze Miejskiego Centrum Kultury i Sportu. Ta instytucja przekazuje pieniądze na prawie wszystkie podstawowe potrzeby klubów. Oprócz siatkówki mamy również koszykówkę na szczeblu centralnym, w I lidze. MCKiS opłaca więc trenerów, sędziów, kupuje sprzęt, utrzymuje obiekty sportowe. Mamy też stypendia sportowe, zbliżone wielkością do tych, jakie są w Oławie.
- Podstawą funkcjonowania klubów jest więc wspomaganie sportu przez władze miasta?
- Tak, ale zasadą jest także to, że drużyna występująca w rozgrywkach na szczeblu centralnym, czyli w drugiej i wyższej lidze, musi mieć także innego tytularnego sponsora, który łoży pieniądze na utrzymanie zawodników, głównie w formie wypłacanych im premii za określone wyniki sportowe. Pieniądze z miasta idą przede wszystkim na szkolenie młodzieży, co jest naszą główną cechą w systemie finansowania jaworzniańskiego sportu. To jest mocny grunt, na którym można budować mocne kluby sportowe. Jeśli chce się zbudować jakiegokolwiek kolosa, to on nie może przecież stać na glinianych nogach.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Napisz komentarz
Komentarze