O tym, że zachowała się jak prawdziwa kobieta, bo mimo zagrożenia życia nie zapomniała zabrać torebki z tonącego auta - nie było, ale to mało ważne.
Ważne jest, aby wyciągnąć wnioski z kolejnej lekcji, jaką dała nam ta droga. Strażacy, którzy brali udział w akcji wydobycia wraku z głębokiego stawu, sygnalizowali, że to miejsce od lat jest wyjątkowo niebezpieczne dla kierowców. Niemal co roku ktoś razem z barierką wpada do stawu i trzeba go ratować. A wystarczyłaby barierka energochłonna, żeby zatrzymać przynajmniej część samochodów, wypadających z drogi na tym zakręcie, gdy tylko zrobi się bardziej ślisko. Inna sprawa, to stan metalowej barierki na moście. Jak widać na zdjęciach, to praktycznie sama rdza, trzymająca się dzięki farbie i wystarczy byle uderzenie, aby barierka niczego i nikogo nie chroniła. Inna rzecz, że mocowanie nawet tak kiepskiej barierki woła o pomstę do nieba. Fotografia pokazuje miejsce, gdzie stalowa barierka powinna być zespawana z podłożem. Zamiast połączenia jest pusta przestrzeń, w którą spokojnie wchodzi palec. Jak takie coś może wytrzymać uderzenie rozpędzonego samochodu? Jak takie coś może uratować komuś życie?
Wiem, wiem, ktoś powie, że kobieta sama sobie winna, bo jechała za szybko, a przecież trzeba dostosować prędkość do warunków na drodze. Prawda. Jednak w miejscach szczególnie niebezpiecznych, np. na górskich trasach, jest miejsce na specjalne barierki, ratujące życia. Dlaczego? Bo akurat tam to ma sens. Czy w przypadku stawów na trasie między Oławą a Janikowem nie jest podobnie? Znam co najmniej parę przypadków, gdy w tych paru stawach, przy drodze pełnej kolein, ginęli ludzie.
Starsi mieszkańcy Bystrzycy pamiętają tragicznie wydarzenie sprzed lat, gdy do tego samego stawu wpadł autobus ("stonka"?) pełen ludzi i było wiele ofiar śmiertelnych. W Starym Górniku pamiętają inną historię. Tam, na moście, co noc mruga na barierce czerwone światełko. W tym miejscu parę lat temu zginął młody kierowca. Początek był jak w tej historii sprzed paru dni - auto bez problemu wyłamało barierkę, a samochód wpadł pod wodę. Wtedy jednak nikt się nie wydostał. Ile razy jeszcze?
Fot.: Jerzy Kamiński
Reklama
Ile razy jeszcze?!
O tym, że wiele szczęścia miała 25-letnia Agnieszka, której samochód wpadł do stawu, między Janikowem a Starym Górnikiem, już pisaliśmy. O tym, że przeżyła dzięki szybkiej reakcji, odwadze i temu, że akurat pół roku temu nauczyła się pływać, też było
- 03.02.2014 15:30 (aktualizacja 27.09.2023 16:10)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze