Oława/Jelcz-Laskowice
Chodzi o działkę przy ul. Zachodniej w Jelczu-Laskowicach, gdzie znajduje się składowisko odpadów przemysłowych i niebezpiecznych, wykorzystywanych przez ZS "Jelcz". O sprawie pisaliśmy w artykule "Po sąsiedzku, czyli kto podrzucił niebezpieczne odpady?",(GP-WO", nr 24)
Składowisko odpadów podzielono w roku 2006 na dwie działki. Jedną, bez kwater z zanieczyszczeniami, kupiła gmina Jelcz-Laskowice i jest jej właścicielem od roku 2007. Na drugiej działce do 2008 roku było składowisko. Na przełomie lat 2011/12 syndyk masy upadłościowej ZS "Jelcz" sprzedał ją lokalnym biznesmenom, państwu B., za 221 tys.zł.
Parę tygodni później były pracownik "Jelcza" powiadomił Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, że z dawnego składowiska, ktoś wydobywa niebezpieczne odpady i zakopuje na sąsiedniej działce, w wyrobisku po piasku. Teren nie był odpowiednio zabezpieczony, brama otwarta, a miedzy sąsiadującymi działkami nie było ogrodzenia. WIOŚ ustalił, że na składowisku - oprócz odpadów takich jak farby, lakiery, pozostałości z chemicznej obróbki metali, - w jednaj z kwater, znajdowały się odpady niebezpieczne. Uznano, że ich wydobycie w sposób niekontrolowany oraz składowanie w miejscu do tego nieprzystosowanym stanowi poważne zagrożenie dla środowiska, w szczególności dla wód podziemnych oraz gleb, co w efekcie może zagrażać życiu lub zdrowiu wielu osób oraz obniżyć jakość wody i gleby.
Państwo B. zmieniają zdanie
Urząd Miasta i Gminy Jelcz-Laskowice zgłosił sprawę na policji w celu ustalenia, kto wywiózł niebezpieczne odpady na działkę gminną. 20 kwietnia 2012 zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przeciw środowisku złożył w oławskiej prokuraturze przedstawiciel WIOŚ. Ponieważ nie udało się udowodnić, kto podrzucił odpady, w marcu tego roku prokuratura zarzuciła państwu B., że "wbrew obowiązkowi zarządzającego składowiskiem odpadów, poprzez nieumyślne zaniechanie zabezpieczenia uniemożliwiającego dostęp osób nieuprawnionych i prac na tym terenie, dopuścili do bezprawnego przemieszczenia odpadów". Państwo B. oświadczyli prokuratorowi, że są gotowi dobrowolnie poddać się karze. Mieli zapłacić 12 tys. zł i koszty postępowania.
Wniosek o skazanie bez przeprowadzania śledztwa sąd miał rozpatrzyć 16 maja, ale państwo B. zmienili zdanie. Przysłali do sadu oświadczenie, w którym nie przyznają się do popełnienia jakiegokolwiek przestępstwa i zamierzają się aktywnie bronić.
Do kogo należy środowisko?
W charakterze pokrzywdzonego oraz oskarżyciela posiłkowego w procesie miała występować gmina Jelcz-Laskowice. Miała, ale na pierwszej rozprawie, w lipcu tego roku, sąd uznał, że świat zwierzęcy czy roślinny to dobra o charakterze abstrakcyjnym, bez możliwości rozgraniczenia na gminę czy kraj. Gmina nie może więc reprezentować pokrzywdzonych w sprawie dotyczącej szkód w środowisku. Do podobnej sytuacji doszło na drugiej rozprawie, 5 września. W roli oskarżyciela posiłkowego chciała wystąpić mecenas WIOŚ-u. Sąd jednak się nie zgodził, bo w tej sprawie przepisy nie określają, kto konkretnie jest pokrzywdzony.
Mecenas WIOŚ próbowała przekonać sędziego, że jest reprezentantem dobra społecznego. Dodała, że podobna sprawa - dotycząc hałdy w Siechnicach - toczy się przed wrocławskim sądem i tam sędzia dopuścił WIOŚ do udziału w procesie, właśnie w roli oskarżyciela posiłkowego. Sędzia zapewnił, że to sprawdzi. Nie wykluczone, że dopuści WIOŚ do udziału w procesie na kolejnej rozprawie. Wcześniej muszą jednak przedstawić na piśmie przekonujący go argument.
Ciężarówka na działce
Pierwszy świadek, syndyk masy upadłościowej "Jelcza", zeznał, że pan B. przed kupnem działki wiedział, co się na niej znajduje. Otrzymał wszystkie stosowne dokumenty, także te dotyczące prowadzonych tam kontroli oraz związane z tym decyzje (na pierwszej rozprawie pan B. oświadczył że kupując działkę, nie wiedział, że są na niej niebezpieczne odpady). Zdaniem syndyka, teren nie był odpowiednio zabezpieczony. Nic mu jednak nie wiadomo, aby w okresie kiedy on zarządzał działką pracował tam jakiś sprzęt. Sprawą działki zajmował się jego pracownica. Zeznawała jako kolejny świadek. Pamięta, że przed podpisaniem aktu notarialnego zadzwonił do niej pan B., z pytaniem czy wie o tym, że na działce, która ma być mu sprzedana, ktoś coś robi. Nic o tym nie wiedziała. Na drugi dzień przejeżdżając obok działki zobaczyła jednak samochód ciężarowy. Twierdzi, że zadzwoniła do pana B. i poprosiła, aby sam zobaczył, co się tam dzieje. Ona tego zrobić nie mogła, bo miała nieodpowiednie buty.
Kolejny telefon od pana B. otrzymała w dniu podpisania aktu notarialnego sprzedaży działki. Zadzwonił do niej i powiedział, że widzi na swojej działce jakąś ciężarówkę. W rozmowie z przełożoną ustaliła, że gmina zleciła jakieś prace na swojej działce (sąsiedniej) i stąd prawdopodobnie ta ciężarówka. - To mi wystarczyło, nie wnikałam w szczegóły - stwierdziła.
Sąd prosi o protokoły sanepidu
Pracownica syndyka potwierdziła, że państwo B. otrzymali mapy i dokumenty dotyczące działki, a pan B. zapewnił ją, że tam był. Nie wiedziała, w jakim stanie przed sprzedażą, były odpady, składowane na kwaterach, ponieważ była tam około roku wcześniej.
W roli świadka wystąpił też syn państwa B., ale ze względu na pokrewieństwo odmówił składania zeznań.
Sąd odroczył rozprawę celem zapoznania się z pismem, które zobowiązał się przedstawić WIOŚ. Obrońca oskarżonych poprosił, aby sąd zwrócił się do Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Oławie o protokoły z kontrolni przeprowadzonych na omawianej działce.
(WK), współpraca (JK)
O sprawie pisaliśmy wcześniej:
Napisz komentarz
Komentarze