2006 rok to początek pana zamiłowania fotografią. Jak to się zaczęło?
- Był taki trend, że każdy chciał coś robić. Chciałem mieć aparat cyfrowy i pstrykać zdjęcia. Na początku to była tylko zabawa, która polegała na uwiecznianiu wszystkiego. To się przerodziło w coś poważniejszego - zacząłem obserwować innych ludzi. Podglądałem fotografów, którzy robili genialne zdjęcia i stwierdziłem, że też chciałbym wykonywać spektakularne prace, które będą zwracały uwagę odbiorców.
- Kiedy pan zauważył, że zdjęcia zaczynają być dobre?
- To się czuje, a mniej więcej po dwóch latach zacząłem zauważać, że nie robię tego samego, co inni, że moje prace są bardziej indywidualne - po prostu lepsze.
Krzysztof Władyka
- A kiedy inni zaczęli zwracać uwagę na pana prace?
- To nie jest tak, że ktoś mnie zaczął zauważać. Publikowałem zdjęcia na różnych portalach fotograficznych. Jeśli fotka budziła emocje, wiele osób ją komentowało. Cieszyłem się z tego, bez względu na to, jakie były komentarze - pozytywne, czy negatywne. To był jakiś wyznacznik. Czułem się dowartościowany, bo ludzie zwracali uwagę na moje prace. Zacząłem je więc wysyłać na różne konkursy fotograficzne.
- Pierwszy sukces przyszedł...
- ...w 2010 roku. Wtedy zająłem pierwsze i drugie miejsce na International Photography Awards. Jest to bardzo prestiżowy konkurs, w którym biorą udział amatorzy i profesjonaliści.
- Z zawodu jest pan inżynierem, konstruktorem sprzętu AGD. Nie chciał pan związać się zawodowo z fotografią?
- Musimy rozróżnić, kto jakim rodzajem fotografii się zajmuje. Jeśli robisz zdjęcia komercyjne, do czasopism, reklam, wtedy możesz się tym zająć zawodowo i mieć z tego pieniądze. Ja robię zdjęcia artystyczne, na których bardzo ciężko jest cokolwiek zarobić - takie fotki kupują tylko kolekcjonerzy.
- Specjalizuje się pan w fotografii kreatywnej. Jakby pan ją opisał?
- To rodzaj fotografii, który nie istnieje bez dobrego pomysłu na zdjęcie.
- Skąd u pana te pomysły?
- Z głowy, z życia - jestem obserwatorem. Podglądam innych i dzięki temu mam wiele pomysłów na prace. Najlepszą inspiracją jest nasze otoczenie. Trzeba się tylko nauczyć je zauważać. Pomysł może się narodzić dosłownie ze wszystkiego.
- Można o panu przeczytać: bardziej znany na świecie niż w Polsce. Proszę to wyjaśnić.
- Bardzo się zraziłem do naszego kraju, do tego, jak są tutaj postrzegani ludzie z ambicjami. Kiedy zacząłem publikować zdjęcia na portalach fotograficznych, zgłosiła się do mnie pewna pani z Warszawy. Poprosiła o wydrukowane i oprawione zdjęcia na aukcję fotograficzną. Zrobiłem to, ale fotografie się nie sprzedały, mimo niewygórowanych cen. Wystartowałem jeszcze w jednym konkursie, zobaczyłem jakie zdjęcia wygrały i stwierdziłem, że nie będę się promował w Polsce.
- Stąd też strona internetowa tylko w języku angielskim?
- Tak, chociaż ten język jest na tyle popularny, że każdy powinien go znać, więc Polacy też nie powinni mieć większych problemów ze znalezieniem informacji na mojej witrynie.
- Nie docenili pana w naszym kraju, a jak to wyglądało na zachodzie?
- Tam przede wszystkim jest o wiele więcej prestiżowych konkursów, w których można wziąć udział i osiągnąć coś fajnego. W Polsce jest masa zmagań, związanych tylko z fotografią reporterską, którą również sobie cenię, jak np. BZ WBK Press Photo. Na zachodzie zdecydowanie bardziej docenia się zdjęcia artystyczne.
- Nie chciał pan nigdy spróbować fotografii komercyjnej?
- Raczej nie, do tego potrzeba czasu i dużo sprzętu. Jak zaczynałem, to przede wszystkim traktowałem to jako zabawę. Teraz mam rodzinę i czasu jest niewiele.
- Ile może go pan poświęcić na pasję?
- Niestety, coraz mniej. Kiedyś biegałem z aparatem dużo częściej. Po pracy, do późnych godzin wieczornych robiłem zdjęcia, albo je obrabiałem. W weekendy wychodziłem w plener, cykałem, potem nad tym pracowałem. Teraz jest zupełnie inaczej, mam czteroletniego syna i jemu poświęcam najwięcej czasu.
- Jak ważne jest, na jakim sprzęcie się pracuje?
- Na dobrą sprawę to nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Jak czytam fora, na których ludzie się chwalą, jakimi aparatami robią zdjęcia, to mi tych autorów szkoda. Podstawowa amatorska lustrzanka i dobry obiektyw - to w zupełności wystarczy do dobrej zabawy. Prawda jest taka, że nawet telefonem komórkowym można zrobić niezłe zdjęcie. W różnych prestiżowych konkursach są kategorie, w których fotkę trzeba wykonać właśnie komórką. A przysyłane są naprawdę bardzo dobre prace.
- Proszę opowiedzieć o serii "Animalies", która jest chyba najbardziej doceniana ze wszystkich pańskich prac.
- Pomysł na ten cykl powstał po wizycie we wrocławskim ZOO. Przedstawia zwierzęta w nienaturalnym świecie, gdzie bardzo wyczuwalne są ich smutek, nostalgia i depresja. Każdy kadr tego cyklu to inna historia. Razem tworzą spójną całość. Ta seria jeszcze nie jest zakończona, cały czas nad nią pracuję. Jak skończę, chciałbym wydać album.
- Co pan radzi młodym ludziom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z fotografią? Warto wykonywać fotografię kreatywną, na której ciężko zarobić?
- Na pewno nikomu bym nie odradzał robienia zdjęć artystycznych. To znakomity sposób na wyrażenie siebie, swoich emocji i uczuć. Co bym poradził? Przede wszystkim, żeby robili dużo zdjęć. Nieważne, że na początku będą słabe. Trzeba próbować swoich sił w różnych rodzajach fotografii i podglądać tych najlepszych, od których wiele można się nauczyć. Oprócz tego warto szukać oryginalnych pomysłów, starać się wykonać takie zdjęcie, jakiego nikt inny jeszcze nie zrobił.
- Jakie cechy powinien mieć dobry fotograf?
- Nie pić, nie palić... (śmiech) A tak poważnie, to zależy. Osoby, które robią pejzaże muszą być cierpliwe. W przypadku zdjęć komercyjnych, czy studyjnych często potrzebny jest impuls. Robi się wiele zdjęć i wybiera to jedno jedyne. W fotografii kreatywnej znaczenie mają cierpliwość i spontaniczność. Do tego trzeba mieć dużo samozaparcia, bo czasami ciężko wstać bardzo wcześnie rano, a bywa tak, że to jest konieczność.
- Jak doszło do tego, że miał pan wystawy w USA i Kambodży?
- Debiutancką wystawę miałem w Stanach Zjednoczonych, w Północnej Karolinie. Zorganizowała ją galeria, z którą współpracuję. Pani, która jest kuratorem w tej galerii, zadzwoniła do mnie i zapytała, czy nie chciałbym wystawić swoich prac w USA. Oczywiście się zgodziłem. Kolejna była w Kambodży. Zaczepiła mnie pewna pani z Francji, która promuje różnych fotografów. Na początku chcieli zrobić tam slideshow z moich zdjęć, ostatecznie zdecydowali, że będzie to wystawa, przy okazji festiwalu fotograficznego "Angkor Photo Festival", który się tam odbywał. Obecnie trwa wystawa grupowa w Santa Fe, na której również są moje prace.
- Takie wystawy to duże wyróżnienie dla fotografa?
- To jest przede wszystkim promocja. Dużo zależy od galerii, w jakim mieście się znajduje, ile ludzi ją odwiedza. Jeśli chodzi o dorobek fotograficzny, to dobrze jest mieć coś takiego w CV.
- Na pana stronie można zobaczyć 15 cykli zdjęć. Który jest tym ulubionym?
- "Plasticon", "Animalies" i "Moonwalk" - te trzy serie lubię, ponieważ są najbardziej spójne ze wszystkich.
- Dlaczego tak rzadko widzimy ludzi na pana zdjęciach?
- Uwiecznianie ludzi, czy robienie portretów, to moim zdaniem najtrudniejsza dziedzina fotografii. Mam w planach taki cykl i chcę go zrealizować, ale jeszcze się tego nie podjąłem. Warunek jest jeden, muszę zrobić takie zdjęcia, które będą się wyróżniać. Inaczej to nie ma sensu.
- Przeglądałem pana portfolio i jednym ze zdjęć, które zwróciło moją uwagę, była fruwająca reklamówka z "Biedronki". Efekt genialny. Skąd pomysł na coś takiego?
- Ta praca była dokładnie zaplanowana. Widziałem różne zdjęcia ludzi z reklamówkami na głowach i też chciałem zrobić coś w tym stylu. A jakie u nas są najpopularniejsze reklamówki? Te z "Biedronki". Nawet wysłałem im tę fotkę, ale dotąd nie odpowiedzieli.
- Ma pan swój fotograficzny wzorzec?
- Mam całą listę takich ludzi i myślę, że od każdego można się czegoś fajnego nauczyć. Jeśli miałbym wskazać jedną osobę, to byłby to holenderski fotograf - Erwin Olaf. Bardzo lubię jego styl.
- Jakie ma pan marzenia, związane z fotografią?
- Amator marzy o świetnym sprzęcie, profesjonalista o wielkich pieniądzach, mistrz o korzystnym świetle. Moim marzeniem jest stanąć na końcu tego łańcucha. Nigdy nie zależało mi na tym, żeby zostać sławnym fotografem, ale fantastyczne byłoby utrzymywanie się z bycia artystą.
- Które osiągnięcia są dla pana najważniejsze?
- Pierwsze miejsce w International Photography Awards 2010 i ostatnia moja nagroda, czyli trzecie miejsce w Nikon Photo Contest 2012-2013. O tym drugim konkursie już nawet zdążyłem zapomnieć, bo zdjęcia wysłałem w lutym i miłym zaskoczeniem był ostatnio otrzymany mail od organizatorów, którzy potwierdzili, że moje zdjęcia zostały docenione.
- Czego panu życzyć na fotograficzną przyszłość?
- Pomysłów i światła, to wystarczy.
- Właśnie tego panu życzę.
Fot. Krzysztof Władyka
Napisz komentarz
Komentarze