Alicja Kamińska, która każdego roku spędzała u wujostwa wakacje, wspomina, że mieszkańcy Oławy i okolic potrzebowali wtedy pilnie zdjęć do nowych dokumentów, toteż interes rozkręcał się bardzo szybko. Klientów zachęcały i zapraszały zawieszone na frontonie budynku, po obu stronach bramy, szklane gabloty, w których eksponowano zdjęcia ślubne, komunijne i portretowe. Pracowali obydwoje, przy czym Bronisław zazwyczaj robił zdjęcia, a Michalina zajmowała się obróbką i retuszowaniem, co wymagało wielkiej precyzji i zmysłu artystycznego.
Prowadzeniem domu zajmowała się Tekla Baściak, zwana Teklusią, która przyjechała z Żydłami z Kołomyi. - Traktowana była jak członek rodziny - wspomina Alicja. - Pochodziła z bardzo ubogiego domu, jej ojciec niejednokrotnie zmuszony był do żebrania. Jako piętnastoletnią dziewczynę zatrudnił ją ojciec cioci Michaliny, do pomocy dla poruszającej się na wózku żony. Po śmierci państwa Hnatkowskich, Tekla zamieszkała z ciocią, pozostała również po jej ślubie z wujkiem Bronisławem. Po wojnie przyjechała z nimi do Oławy, pozostawiwszy na Wschodzie brata. Stale go później wspomagała, a nawet dwa razy odwiedziła.
Nie było łatwo - zakład Żydłów był często kontrolowany i nachodzony przez różnych funkcjonariuszy. Zachowała się kopia listu skierowanego do Urzędu Skarbowego, w którym Bronisław Żydło bardzo wyczerpująco wyjaśnia, że posiadany przez nich majątek (wyposażenie zakładu, ruchomości, biżuteria Michaliny) zostały przywiezione z Kołomyi, nie pochodziły - jak ich posądzano - z nielegalnego handlu z Niemcami. W późniejszych latach proponowano im z kolei przeniesienie się do jednego z budowanych przy ul. Zacisznej tzw. "okrąglaków", jednak Żydłowie nie zgodzili się na przeprowadzkę, gdyż zmiana lokalizacji z centrum na obrzeża miasta stanowiła duże ryzyko utraty klientów (odebrali to zresztą jako działania konkurencji...).
Mimo to zakład prosperował - oławianie robili tu zdjęcia do dokumentów, ale też i zwyczajowe portrety ślubne, później przyprowadzali swoje dzieci w strojach komunijnych, fotografowały się w uroczystych ustawieniach całe rodziny. Przez wiele lat kolejne roczniki absolwentów liceum tu właśnie zamawiały pomaturalne tableau.
Bronisław Żydło, podobnie jak przed wojną, wychodził w teren i fotografował Oławę - zachowały się zdjęcia np. z powodzi w 1947 roku, czy fotografie jeszcze stojącego zamku na placu Piastów. Nie wszyscy klienci wiedzieli, że Michalina pracowała razem z mężem. Zwana przez najbliższych ciocią Myszką (bo tak właśnie - Myszko - zwracał się do niej mąż), wprowadzała klienta do atelier, kasowała należność. W zakładzie było wydzielone, specjalnie wyposażone pomieszczenie, gdzie przy podświetlonym stole Michalina pracowała przy obróbce fotografii, przy retuszu. Wykonywała artystyczną pracę - jak niegdyś, gdy prowadziła w Kołomyi zakład "artystycznej fotografii". Była zawsze w cieniu męża, toteż oławianie mawiali, że "idą do Żydły zrobić sobie zdjęcie", zresztą na logo zakładu widniał napis "FOTO-ATELIER Br. Żydło Oława pl. Zamkowy 25 tel. 120". Może takie były czasy, że żona była na drugim planie? A może taki był jej wybór, mimo że na początku to ona była dla niego mistrzem? Tego już się nie dowiemy.
(cdn.)
Grażyna Notz
Napisz komentarz
Komentarze