To akurat w całym tym nowym systemie najmniejszy problem. Znacznie większym jest to, że praktycznie dotąd nie zadziałał. Przynajmniej w Oławie, którą mam okazję częściej, praktycznie codziennie, obserwować. To co tutaj widzę, przypomina klasyczną szarpaninę i zwalanie odpowiedzialności. Piszemy zresztą o tym od kilku miesięcy, prawie w każdym numerze gazety. Dziś chciałbym zwrócić uwagę na kilka może drobnych, ale ważnych rzeczy, wynikających ze "śmieciowej miesięcznicy"...
Pierwsza kwestia to brak kubłów. Okazuje się, że za nowe duże pojemniki, które od 1 lipca miały stanąć karnie przy dużych blokowiskach spółdzielczych, komunalnych i wspólnotowych, jeszcze w marcu wystarczyło zapłacić sześćset zł, a dziś ceny tych samych kontenerów sięgają nawet sześciu tysięcy złotych. Fakt, cenę kształtuje popyt! Tej zasady nawet wychowani w socjalizmie uczyli się przecież podczas zajęć z ekonomii politycznej kapitalizmu, więc powinni ją znać.
Szefowa wrocławskiego oddziału Przedsiębiorstwa Higieny Komunalnej "Transformers", która to firma wywozi śmieci z Oławy, zakupiła cześć pojemników właśnie jeszcze w marcu, po znacznie niższej cenie. Dziś musi je jednak dokupić, bo popyt jest ogromny, a zarządcy budynków nie dają rady. Byli przekonani, że to sprawa miejskich urzędników, a ci pewnie już wcześniej wiedzieli czym to grozi, więc sprytnie w regulaminie zrzucili odpowiedzialność na zarządców właśnie. Ci spotykają się po kilka razy w tygodniu, obliczają, przeliczają, mierzą, a kubłów jak nie było, tak nie ma. Mają się pojawiać stopniowo, do końca sierpnia. Pożyjemy, zobaczymy!
Druga kwestia to inny odbiorca. Do 30 czerwca miasto obsługiwały dwie firmy - wspomniany "Transformers" oraz "van Gansewinkel". Od 1 lipca obie robią to nadal, tylko że teraz już nie jako konkurujące ze sobą podmioty, tylko jako przyjaciele z konsorcjum. Trochę więc się pozamieniali posesjami, często słusznie, bo racjonalniej. Ale w wielu miejscach od razu bałagan się zrobił. Bo np. "Transformers" miał śmieciarkę, którą obsługiwało z reguły co najmniej dwóch pracowników. Ta śmieciarka pochłaniała na miejscu odpady z kontenera, który po opróżnieniu od razu wracał na swoje miejsce. Pracownicy zamiatali i sprzątali rejon ustawienia kontenera i było w miarę czysto. Kierowca auta z "van Gansewinkela" jeździ sam, zabiera duży kontener z podwórza i wiezie go do Gaci. Tam musi odstać swoje w kolejce, a potem wraca na miejsce opróżniony, często dopiero po godzinie. To wystarczy, żeby rejon ustawienia kontenera totalnie się zaśmiecił. Kierowca tego nie sprząta, bo ponoć w aucie nawet miejsca na łopatę i miotłę nie ma.
Miałem jeszcze coś dodać o bankowych haraczach za opłaty śmieciowe, ale na stronie urzędowej w tym wydaniu gazety zauważyłem tekst, z którego wynika, że coś już w tej kwestii zrobiono. To wszystkich nie usatysfakcjonuje, ale ten mały kroczek też jest ważny...
Krzysztof A. Trybulski
Reklama
Śmieciowy Armagedon trwa
Mija właśnie miesiąc od obowiązywania nowych zasad składowania i odbierania śmieci, wytwarzanych przez mieszkańców miast i wsi. Urzędowo mówiąc - nie "śmieci", tylko "odpady komunalne"
- 06.08.2013 15:18 (aktualizacja 27.09.2023 16:20)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze