Oława Oryginalne
Powiedzieć, że to ich sposób na życie, to nic nie powiedzieć. To pasja, coś, co kochają. Trzeba mieć to we krwi, w genach, a przede wszystkim w rękach. Ten dryg, wyobraźnię i cierpliwość. Wiedzą, jak skleić, zszyć i spiąć, aby powstały naszyjnik, ozdobna poduszka, zabawka, torebka z bluzki z lumpeksu i lalka, jakiej nie ma nikt inny. Niepowtarzalność to największa zaleta tych produktów. Rękodzieło musi kosztować, choć utrzymać się z tego nie jest łatwo.
Bransoletki z widelców na przekór chińszczyźnie
Kiedy Edyta Wasiak postanowiła, że założy firmę "Lejdis Art", miała 600 zł i pomysł. Zaczęła od - jak mówi - zwykłych koralików. Zauważyła, że jest coraz większe zainteresowanie niepowtarzalną biżuterią, którą klientki dobierają do konkretnej kreacji. - Postanowiłam rozszerzyć działalność, otworzyłam sklepik w "Jakubie" - mówi. - Idea jest prosta. Wszystko, co sprzedaję, to rękodzieło. Zaczęłam współpracować z osobami, które tworzą coś niestandardowego. Powstało oławskie mini-centrum rękodzieła, bo oprócz mojej biżuterii, są też wyroby innych twórców.
Na niewielkiej powierzchni sklepiku są filcowe torby, szydełkowe czapki, przedmioty wykonane metodą decoupage, sutasz, metaloplastyka. Edyta postawiła na biżuterię, a ostatnio na nową technikę jej wyrobu - wire wrapping. To pracochłonna metoda tworzenia z drucików. Spod jej rąk wychodzą misterne kolczyki, imponujące naszyjniki, bransoletki z przeróżnych materiałów, nawet z widelca i zamków błyskawicznych. Robi także biżuterię ze skóry.
Zamiłowanie do czynności manualnych wyniosła z domu, podobne miała jej mama. Edytę wciągnęła nowa metoda tworzenia biżuterii. Dodaje do niej zawsze modne kamienie naturalne, aby każda rzecz była niepowtarzalna. Duży i skomplikowany naszyjnik robi cały dzień, kolczyki, w zależności od wzoru - około godziny. - To ostatnio mój konik i widzę, że jest zainteresowanie - przekonuje Edyta.
Skąd czerpie wzory? Różnie. Coraz więcej klientów przychodzi z własnym pomysłem. To oni inicjują i poszerzają asortyment. Potrzebne narzędzia,? Szczypce, obcęgi, kleje. Nie spoczywa na laurach - jeździ na wystawy, podgląda, uczy się, pokazuje. Sprzedaje swoje wyroby w internecie, prowadzi bloga, biżuterię można oglądać na Facebooku. Marzy jej się centrum rękodzieła, gdzie razem z innymi lokalnymi twórcami mogłaby pokazać swoje wyroby. Zauważa, że pojawił się trend na rękodzieło jako odtrutka na zalewającą nas chińszczyznę. Coraz więcej osób chce wyglądać niepowtarzalnie. Ona im w tym pomaga.
Policjant z pianki na prezent
W malutkiej pracowni na targowisku "Oławka" Barbara Kawalerska robi kibica w stroju WKS "Śląsk" oraz piłkarza. To dla niej nie pierwszyzna - robiła już Boba Budowniczego, weterynarza ze świnką na rękach, panią domu z wałkiem, panią doktor ze stetoskopem, baletnicę, dzieci komunijne, policjanta, studenta, młodą parę. Wszyscy z pianki i styropianu.
Zaczęło się od prababci, która robiła cuda i cudeńka. Kiedyś dwie kobiety pobiły się na targu, o upleciony przez nią wianek. Z połamanej lalki prababcia potrafiła wyczarować aniołka. Potem była babcia. Szyła, robiła kwiaty z bibuły. Mama Barbary uwielbiała roboty szydełkiem i na drutach. Manualny gen mają także w tej rodzinie mężczyźni - bracia i ojciec, który wprowadził w życie wiele nowatorskich pomysłów. Z dzieciństwa zapamiętała pudełka z kliszy fotograficznej. Dlatego Basia ma ten gen.
Zaczynała od szycia torebek z materiału z odzysku. Tkaniny kupowała w lumpeksach - skarbnicy ciekawych wzorów. Najpierw sprzedawała tylko znajomym i szukała klientów na forum dla rodziców. Rynek zbytu był duży, część trafiała za granicę. Torebki szyje nadal. Nigdy jej się nie zdarzyło zrobić dwóch takich samych.
Teraz jest czas lalek, bo Basia lubi lalki. Często kupuje je w szmateksach i nadaje im drugie życie. Swoje robi z pianki PCV, z jakiej powstają puzzle dla dzieci. Pomysł pochodzi z Hiszpanii, gdzie takie lalki są bardzo popularne. Nie projektuje ich, ma w głowie to, jak powinny wyglądać. Najczęściej powstają na zamówienie. - Przychodzi klient i chce lalkę na prezent dla konkretnej osoby - opowiada Barbara Kawalerska. - Pytam, co ta osoba lubi, kim jest. Miałam kiedyś zamówienie dla dziewczyny, która lubi czytać, więc zrobiłam lalkę, trzymającą stos książek. Swoją pierwszą lalkę robiłam dwa dni. Pierwsze dwie mam. Trzecia znalazła nabywcę i potem już poszło - zaczęły spływać zamówienia. Robię dużo lalek komunijnych i ślubnych. Można ich szukać także w internecie. Z tego co wiem, w Polsce tylko ja robię takie.
Lalka komunijna
Basia szyje także zabawki. Uważa, że rękodzieło ma przyszłość, choć niektórzy mówią, że jest za drogie. Nie zgadza się z tym, bo oławskie ceny wyrobów rękodzielniczych wcale nie są wygórowane. Ma stałych klientów, dla których wykonuje zamówienia na różne okazje - chrzciny, rocznice ślubu, urodziny. Używa do tego pistoletu na gorący klej, dziurkaczy (ma nawet ręczny kasownik do biletów z czasów PRL), wiertełek, szpilek i ozdób pasmanteryjnych. Twarze maluje ręcznie. Kiedyś przyśniła jej się baletnica, więc przyszła rano do warsztatu i taką zrobiła. Kiedyś zrobiła strażnika miejskiego i policjanta z kajdankami. Nad jedną lalką pracuje od dwóch do czterech godzin.
Rękodzieło jednoczy
Lokal, w którym mogłyby się spotykać kobiety, tworzące rękodzieło, to pomysł, o którego realizację starała się kiedyś Aneta Wizła-Gut, właścicielka firmy "Gut Idea". Mogłyby się tam spotykać kobiety, które potrzebują wspólnej pracy i wymiany doświadczeń. - Starałam się o to u władz lokalnych, ale pomysł umarł - opowiada. - Tworzenie rękodzieła w Polsce nie jest doceniane. Na szerszą skalę to się nie przyjmuje. Jest nadal dla wielu zbyt drogie. Klienci wzdychają, dlaczego tyle trzeba płacić? A to nie trwa minutę, nie wkładam kawałka materiału w maszynę i już. To długotrwała, etapowa robota. Rozumie ten, kto coś robi ręcznie. Wielu innych uważa, że każda rzecz powinna kosztować tyle, ile w chińskim sklepie.
Pochodzi z Poznania. Jej przygoda z rękodziełem i trwająca do dziś fascynacja zaczęła się od znanej tam twórczyni - Doroty Czeraniuk. Ona stworzyła kreatywne centrum dla kobiet. Anecie spodobały się spotkania, podczas których kobiety coś robiły, wymieniały się serwetkami, wzorami. - Chodziło bardziej o to, żeby jednoczyć ludzi, bardziej niż o sprzedaż i kupno - opowiada. - Jeżeli ktoś chce mieć coś zrobionego ręcznie, zapłaci za taki produkt i go doceni. W rękodziele ważna jest wspólna praca i wymiana doświadczeń. W naszym powiecie jest bardzo dużo osób, które potrafią coś robić. Nie mają jednak gdzie się zrzeszyć i spotykać.
Na początku rękodzielniczej drogi Anety, był decoupage, potem filcowanie - na sucho i na mokro oraz scrapbooking. Teraz wciągnęła ją biżuteria sutaszowa. Pasją robótek manualnych zaraziła ją babcia. Z dzieciństwa zapamiętała wyciąganie nitek z płótna i robienie mereżki, haft płaski i szydełkowanie.
Uwielbia szycie drobiazgów, zabawek, filcowanie, przenoszenie decoupagu na tkaninę, bombki przestrzenne, ozdoby, serduszka, lampiony - wszystkiego, co ładne i nie zawsze praktyczne. Zanim trafią do klientów, zdobią stoisko w oławskim "Tesco".
Dziś rękodzieło to wiele nowych metod, albo już znanych i odkrywanych na nowo. Aneta Wizła-Gut jeździ na szkolenia i się uczy, bo w Polsce rękodzieło, wbrew wielu przeciwnościom - stale się rozwija.
Słowniczek nowoczesnego rękodzieła:
* sutasz - rodzaj haftu ręcznego, tworzenie biżuterii z materiałowych pasków, z wykorzystaniem kamieni naturalnych;
* scrapbooking - technika ozdabiania zeszytów, ramek, z wykorzystaniem papieru;
* decoupage - ozdabianie wzorami wyciętymi z papieru;
* filcowanie - tworzenie nowej tkaniny z czesanki wełnianej;
* wire wrapping - tworzenie biżuterii z drutu
Tekst i fot.: Monika Gałuszka-Sucharska
Napisz komentarz
Komentarze