Powiat Inwestycje, szkoły i polityka historyczna
- Jak się pan czuje na stanowisku szefa powiatu?
- To ciekawe wyzwanie, w przyszłości będę je traktował, jako doświadczenie pozytywne. Myślę, że jakoś sobie radzę, aczkolwiek nie do mnie należy ostateczna ocena.
- Jedna jest taka, że prowadzi pan politykę kontynuacji, bez nowych elementów, budżet jest bardzo ostrożny, nie buduje się dróg. W poprzedniej kadencji jednak drogi się budowało.
- Nie zgadzam się z tym absolutnie. Owszem, w poprzedniej kadencji dużo robiono w dziedzinie infrastruktury drogowej, bo były ku temu sprzyjające okoliczności. Powiat mógł sobie na to pozwolić, bo miał bardzo małe zadłużenie i otwarte możliwości kredytowania oraz finansowania tych inwestycji, były programy. Skorzystał tylko z jednego - Regionalnego Programu Operacyjnego - budowa ulic 3 Maja i Sikorskiego. Stwierdzenia, że budowało się dużo, są na wyrost. Nie jest sztuką budować, gdy się ma otwartą drogę do pozyskiwania środków. W poprzedniej kadencji i na początku obecnej Narodowy Program Finansowania Dróg Lokalnych był zupełnie inaczej ułożony. Finansowanie układało się w stosunku 50% samorząd i 50% państwo. Teraz tak nie ma. Możliwości finansowe powiatu trochę się wyczerpały. W poprzedniej kadencji budowało się drogi także za pieniądze, które powiat dostał po powodzi w 2010 roku. To były wydatki remontowe, a nie inwestycyjne. My musimy zrobić wszystko - i robimy - żeby to były wydatki inwestycyjne. To poprawia wskaźniki i daje możliwości pozyskiwania dodatkowych pieniędzy. Mogliśmy wziąć tylko 350 tys. zł kredytu na dokończenie termomodernizacji szkół.
- Zastał pan powiat "zakredytowany"?
- Taka jest prawda. Nie bez kozery mówiłem, że nasz budżet jest ostrożny. Przed nami jest przecież budowa szkoły specjalnej, na którą musimy wziąć kredyt. Oprócz tego, będziemy musieli remontować drogi i szkoły. Wbrew temu, co się mówi, jeżeli chodzi o szkoły, zrobiliśmy dużo. Dokończyliśmy wszystkie rozpoczęte projekty, uruchomiliśmy możliwości realizacji nowych. Staramy się sięgać po środki, po które nie sięgali moi poprzednicy. Na przykład z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, sięgamy nawet bezpośrednio do Brukseli. Takie są wymogi chwili.
- Wróćmy do szkoły specjalnej. W tej chwili głównym problemem jest gmina Jelcz-Laskowice. Podpisali porozumienie w sprawie dofinansowania budowy, czy nie podpisali?
- Nie traktowałbym tego jako problem, bo mam zapewnienia - nie tylko burmistrza, ale także przewodniczącego Rady Miejskiej i radnych, że gmina Jelcz-Laskowice się dołoży. Formalnie, rzeczywiście, żadnego ruchu jeszcze nie zrobiła. Wierzę, że zrobi.
- Mówił pan o tym na sesji Rady Powiatu, odnosząc się do wypowiedzi burmistrza Kazimierza Putyry, który stwierdził, że to pan gra politycznie szkołą specjalną. Nie ma pan wrażenia, że może też być odwrotnie?
- Pani to powiedziała.
- Ale pan nie zaprzeczył. Czy burmistrz Putyra stawia warunek - nocne dyżury lekarskie w J-L, w zamian za dofinansowanie szkoły specjalnej?
- Nie chciałbym tego tak traktować, bo na temat nocnych i świątecznych dyżurów rozmawiamy już dość długo. Niektórym się wydaje, że za długo. Nie jest to łatwy temat, bo dotyczy zdrowia, a czasem i życia ludzi. Nie można lekko podchodzić do tej sprawy, pewne rzeczy trzeba rozwiązać do końca.
- Ciągle jednak nie są rozwiązane.
- Nie są, bo pewne rzeczy nie są dogadane, ale myślę, że ten temat rozwiążemy. Czy spełni to oczekiwania mieszkańców Jelcza-Laskowic, życie pokaże.
- Na jakim etapie jest proces budowy szkoły specjalnej?
- Kończymy dokumentację. Zmieniliśmy koncepcję funkcjonowania szkoły, rozszerzyliśmy ją. Ma to być centrum edukacyjno-rewalidacyjne, zapewniające młodzieży, dzieciom i starszym możliwości realizowania się, czego do tej pory nie mają. Myślę, że ten kierunek jest właściwy, ale potrzebne było przeprojektowanie. Budynek ma być energooszczędny, na miarę XXI wieku. Do końca czerwca nowy projekt będzie gotowy.
- Nadal są głosy, że ta szkoła nie powstanie, bo były już inne propozycje, np. prawie pewny remont internatu. Teraz można odnieść wrażenie, że władze Jelcza-Laskowic pogrywają z panem w związku ze szkołą specjalną. Jest pan przekonany, że ją wybudujecie?
- Jestem przekonany, że szkoła powstanie. To wszystko zaszło już tak daleko, są takie potrzeby. Nikt nie powinien się wycofać.
- Jeżeli samorząd Jelcza-Laskowic nie dołożyłby pieniędzy, czy bez tego wkładu jest możliwe wybudowanie szkoły?
- Wtedy być może czas budowy się wydłuży, weźmiemy to na swoje barki i będziemy realizowali wspólnie z pozostałymi samorządami. Nie wierzę jednak, że gmina J-L się wycofa...
- Powiat mocno wszedł w projekty związane z energooszczędnością. Czy to da wymierne korzyści finansowe i oszczędności? Energooszczędny ma być też budynek szkoły specjalnej.
- Takie są trendy i znaki czasu. Musimy iść w tym kierunku, pozyskując pieniądze zewnętrzne. To kierunek, który powinien nam przynieść dużo korzyści w kolejnym rozdaniu. Jest duży nacisk na sprawy, związane z oszczędnością energii i chcemy być w czołówce zmian. Dlaczego nie? Niech inni biorą z nas przykład.
- Tymi sprawami w Starostwie Powiatowym zajmuje się etatowy członek zarządu, Tomasz Kołodziej. Jego osoba budzi wiele zastrzeżeń i kontrowersji. W poprzedniej kadencji nie było etatowego członka i jakoś to wszystko funkcjonowało. Teraz jest i wiadomo, że jego zatrudnienie było posunięciem politycznym. Czy w ogóle taki etat jest niezbędny?
- Wbrew pozorom, wcale tak dobrze wcześniej nie szło. Mimo że mamy inne warunki finansowe, idziemy szerzej w inwestycje, bo realizujemy zadania, których poprzedni zarząd wcześniej nie podejmował. RPO realizował Powiatowy Zarząd Drogowy, przebudowę szpitala - jego dyrektor Andrzej Dronsejko, remonty na drogach - również Wojciech Drożdżal, szef PZD. Nasze obecne inwestycje wymagają ludzi tutaj, w Starostwie Powiatowym. Przygotowanie wniosków, znalezienie środków, realizacja zadań, wymaga pracy. Pan Tomasz Kołodziej, abstrahując od niektórych uwag na jego temat, dobrze wypełnia swoją rolę. Realizujemy rewitalizację szkoły w J-L, modernizację internatu przy ulicy Kutrowskiego, budujemy szkołę specjalną. To kolosalne inwestycje. Pozytywnie oceniam pracę pana Kołodzieja.
- Nie zaprzeczy pan, że jest on solą w oku wielu osób.
- Nie ma ludzi idealnych.
- Władze Jelcza-Laskowic przecież naciskały, żeby się pan go pozbył.
- W polityce dzieją się różne rzeczy, nawet takie. Ja jednak obstaję przy swoim i uważam, że pan Kołodziej realizuje swoje zadania właściwie, co nie znaczy, że nie mógłby robić tego lepiej.
- Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego prowadzi postępowanie w sprawie tzw. "muru Kołodzieja" przy ul. 3 Maja. Czy jest już jakaś decyzja?
- Nie dostałem na razie żadnej informacji. Wiem, że były pewne sprawy, związane z naruszeniem prawa, ale moim zdaniem to lekkie nadużycie i wiąże się z wymiarami obiektu, które nie były precyzyjnie podane.
- A lokalizacja muru?
- Co do tego nie ma wątpliwości. Nie widzę potrzeby rozbiórki tego obiektu.
- Stoi tam teraz pomazany...
- Nie myśmy go popisali. Zbliża się 17 września, okrągła rocznica wyjazdu z Polski ostatniej jednostki Armii Radzieckiej. Jest okazja, aby mur odnowić, bo to rocznica, o której nie powinniśmy zapominać.
- Powiat nadal będzie zajmował się polityką historyczną?
- Dla mnie to ma znaczenie. Obchody rocznic i świąt państwowych nabrały innego kolorytu, np. Święto Flagi i barw narodowych. To działania, których nikt wcześniej nie prowadził. My prowadzimy. Staramy się robić to bez zadęcia - skromne, ale jasne pokazanie znaczenia tego święta w naszej historii. Jestem daleki od organizowania akademii ku czci, ale taką politykę trzeba prowadzić także tu, na dole, bo nikt za nas tego nie zrobi.
- Brał pan w tym roku udział w obchodach rocznicy katastrofy smoleńskiej na skwerze (już nazwanym św. Rocha) i powiedział pan coś, o co pytało nas wielu czytelników - co starosta miał na myśli? Mówił pan, że już niedługo prawda o katastrofie wyjdzie na jaw, że ją poznamy. To wszystko, co ustalono dotychczas, to nieprawda?
- Nie traktuję raportu, który został ogłoszony, jako prawdy. Uważam, że jest bardzo wiele znaków zapytania i nie można jednoznacznie stwierdzić, że było tak, a nie inaczej. Pewne twierdzenia tam zawarte, mijają się z prawdą, stąd taka moja wypowiedź - że prawdy się dowiemy. Nie wiadomo kiedy, ale wierzę w to.
- Wielu uznało, że takie stwierdzenie to ukłon w stronę pisowskiego elektoratu i tych, którzy wierzą w strzały i inne hipotezy, o których nie chciałabym mówić.
- To temat ważny, ale nie lokalnie. Każdy ma swoje zdanie. Problem tej katastrofy jest istotny, bo pokazuje stan naszego państwa, które w mojej ocenie - w tej sprawie nie stanęło na wysokości zadania.
- Zaczęliśmy od dróg. Od wielu lat mieszkańcy Bystrzycy apelują o modernizację ulicy, przebiegającej przez środek wsi. Jest w fatalnym stanie. Ani poprzednie władze powiatu, ani obecne nic z tym nie robią, tymczasem powiat znów remontuje drogi w gminie Jelcz-Laskowice - w Biskupicach, Minkowicach, Miłoszycach. Droga w Bystrzycy jest nieważna?
- Przy realizacji takich remontów staramy się współpracować z gminami, bo nie mamy pieniędzy, aby to zrobić kompleksowo. Chcieliśmy zrobić drogę w Bystrzycy i zapewniliśmy w budżecie 250 tys. zł. Pan wójt zadeklarował tyle samo i liczyliśmy na to, że dostaniemy dofinansowanie ze "schetynówek". Chcieliśmy przeznaczyć milion złotych na remont jednego z gorszych odcinków drogi. Nie dostaliśmy tych pieniędzy. Dlaczego? Nie wiem. W pozostałych remontach w dużym zakresie partycypują gminy - nawet w 70% kosztów. Jeżeli gmina Oława nam pomoże, spróbujemy zrobić coś więcej. 500 tys. zł to dla drogi w Bystrzycy kropla w morzu potrzeb. Lepiej przytrzymać te pieniądze. Tam na dużym odcinku trzeba zrobić kanalizację deszczową. Tutaj wszyscy polegliśmy. To milionowe wydatki. Każdy zarząd podchodził do tego z dystansem i nigdy nie było zdecydowanej woli, aby ten problem rozwiązać. W naszym skromnym budżecie pokazaliśmy, że chcemy to zrobić. Za pół miliona wykonamy tylko ok. 500 metrów. Lepiej poczekać do końca roku, może będzie dodatkowe rozdanie.
- Na niedawnej sesji Rady Powiatu poruszano problem Zespołu Szkół w Jelczu-Laskowicach. Co się dzieje w tej szkole? Wiemy, że tam jest niewesoło. Mało uczniów i inne problemy.
- Sprawy dydaktyczne i wychowawcze toczą się dobrze, ale dziwnym trafem w dwudziestoparotysięcznej gminie, kilkunastotysięcznym mieście, jest problem z zapełnieniem szkoły średniej w pierwszym naborze. Kiedyś była szkołą przyzakładową, cieszyła się bardzo dobrą renomą. Po zmianach w "Jelczu"stanęła przed problemem - co dalej? Poszła w kierunku informatyki, to dobrze. Jednak budzi niepokój, że od kilku lat uczniowie nie wybierają tej szkoły w pierwszym naborze. Zastanawiamy się, co z tym zrobić. Nie wyobrażam sobie, żeby w J-L nie było szkoły średniej.
- Jeżeli nie będzie na nią zapotrzebowania...
- Jak może nie być w dużej gminie?
- Sam pan wie, że ciekawą ofertę, od zawodówki po różne rodzaje techników, mają oławskie ZSP nr 1 i nr 2.
- Demokracja ma swoje prawa, każda szkoła walczy o uczniów. Szkoła w J-L musi stanąć do zawodów, tak jak szkoły oławskie, które czują na plecach oddech Wrocławia. Szukają pomysłów, jak przyciągnąć młodzież. Szkoła jelczańska musi się w to włączyć. Oczekuję od dyrekcji takich ruchów. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej, bo to może skutkować nawet decyzjami personalnymi.
- A gimnazjum?
- Jest jakimś sposobem na pełne funkcjonowanie tej szkoły. Rok temu wyszliśmy naprzeciw potrzebom gminy J-L, z którą współpracujemy od lat i przejęliśmy klasy gimnazjalne oraz włączyliśmy je w struktury szkoły. To był interesujący ruch, choć nie jest łatwo zintegrować te środowiska. Wydawało mi się, że będzie prościej.
- Gimnazjum nr 1 w J-L zawsze cieszyło się poważaniem rodziców i uczniów. Była to szkoła o swoistym charakterze, nadawanym przez dyrektor Agatę Skierską. Teraz to wszystko się sypnęło.
- Sypnęło się. I to budzi mój duży niepokój, myślimy o tym poważnie.
- Tłumy chcą się zapisać do Publicznego Gimnazjum nr 2, a przecież szkoła nie jest z gumy.
- To dla mnie zaskoczenie, bo słyszałem wiele dobrego o gimnazjum nr 1 w J-L.
- Ale to nie pan podejmował decyzję o odwołaniu dyrektor Skierskiej...
- Właśnie.
- Dyrektor ZS w J-L proponuje utworzenie w swojej szkole klas o profilu sportowym. To może być dobry pomysł.
- Zwłaszcza w kontekście wykonywanej przez nas rewitalizacji terenów przy szkole. Baza lokalowa i sportowa jest tam więc dobra. Dodatkowym atrybutem mogłaby być powstająca hala sportowa w Jelczu-Laskowicach. To temat do przemyśleń. Nie mamy dużo czasu, nowy rok powinien pokazać właściwe kierunki. W szkolnictwie pośpiech nie jest wskazany.
- Pośpiech jest wskazany chyba w stosunku do pałacu w Jakubowicach. Popadnie w ruinę, jak pałac w Marszowicach?
- W tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz. Nie chcę się odnosić do spraw sprzed lat...
- Ale to one rozpoczęły ten proces.
- Coś się nie udało z różnych przyczyn. Na różne sposoby próbujemy znaleźć inwestora, ale rynek nieruchomości zastygł kilka lat temu. Nie wiem, czy znajdzie się chętny na Jakubowice, mieliśmy pewne sygnały, ale ucichły. Obiekt jest zabezpieczony, ponosimy związane z tym koszty, staramy się utrzymać zieleń parkową, ochrona dba o wentylację i wietrzenie obiektu. Pałac czeka na szczęśliwego nabywcę, ciągle promujemy ten obiekt, wystawiamy na targach nieruchomości. Za milion złotych nie chcemy sprzedawać pałacu i 17 ha parku. Niecałe 4 miliony to i tak niewysoka cena.
- Drugą Krzyżową już nie będziemy.
- Ten czas minął, trzeba szukać inaczej, komercyjnie. Szkoda obiektu, bo czas jest nieubłagany. Na razie nie ma problemów z utrzymaniem substancji, ale mogą wystąpić.
- Jak się panu podoba zwrot: "Zdzisław Brezdeń, burmistrz Oławy". Oławski PiS rozważa pana kandydaturę.
- Zawsze przed zbliżającymi się wyborami rozważane są różne warianty, również taki.
- W polityce już się pan zadomowił?
- Mniej czy bardziej, jestem w niej od wielu lat. Fakt, że jestem starostą, też o czymś świadczy. Więc dlaczego nie? Może to nie jest przypadek. Trochę niepotrzebnie nasi przeciwnicy próbują tworzyć wokół powiatu aurę, że nic się nie robi. To nieprawda. Biorąc pod uwagę możliwości finansowe, jakie ma powiat, w porównaniu z samorządami gminnymi, uważam, że robimy dużo. Prowadzimy spokojną, stonowaną i racjonalną politykę, która być może już nie nam, ale naszym zastępcom, da dobrą odskocznię do dalszych działań. My też musieliśmy niektóre inwestycje skończyć. Niektórym się wydaje, że to takie proste - finisz jest najtrudniejszy.
- Mówił już o tym Leszek Miller.
- Nie jest sztuką rozpocząć inwestycję za 3 mln, mając w budżecie milion. Trzeba znaleźć te 3 miliony.
- Co dalej ze szpitalem? Rozważana była możliwość przekształcenia go w formę spółki prawa handlowego.
- Ustawa o działalności leczniczej mówi jasno - jeżeli szpital wykazuje stratę, która przekracza wysokość amortyzacji, to obligatoryjnie Rada Powiatu musi go zlikwidować, albo przekształcić. My takiej straty nie wykazujemy, więc nie musimy tego robić, choć możemy. Na razie tego nie chcemy - takie spółki wcale nie mają się lepiej niż SP ZOZ-y. Na razie sytuacja nie wymaga tak zdecydowanych ruchów. Zainwestowaliśmy w szpital dużo pieniędzy. Są pomysły na poprawę jego funkcjonowania, np. poprzez zwiększenie odpowiedzialności personalnej kogoś, kto kierowałby na przykład przychodnią przyszpitalną czy resztą nowych oddziałów. Poprawa zarządzania szpitalem mogłaby się przełożyć na efekty. Chciałbym też wyprostować pojawiające się w internecie nieprawdziwe informacje na temat pełnomocnika ds. pacjenta szpitala. Kreuje się rzeczywistość, tymczasem, jest to osoba, przez którą przechodzą skargi na funkcjonowanie szpitala. Chcemy o tym wiedzieć pierwsi. Skargi są. Znamy problemy i szybko staramy się reagować.
- Na koniec...
- Starosta i zarząd sobie radzą, wbrew wieszczeniu niektórych, że to będzie katastrofa. Powiat funkcjonuje, a jego sytuacja finansowa jest przyzwoita. Mamy wiele planów, związanych także z wyglądem szkół i funkcjonowaniem oświaty. Chcemy zmienić myślenie na temat szkolnictwa zawodowego i wiemy, jak to zrobić.
Napisz komentarz
Komentarze