Oława Długodystansowiec
- Startujesz w przełajach i w biegach ulicznych. Skąd ta różnorodność?
- Jestem biegaczem uniwersalnym. Czuję się dobrze w biegach ulicznych, przełajowych i górskich. W tym roku odbędą się mistrzostwa świata w Krynicy-Zdroju - 12 km pod górkę, na wzniesieniach. Mam zamiar wystartować, będzie to ciekawe doświadczenie.
- Biegaczem uniwersalnym, czyli takim, który biega na krótkich i długich dystansach?
- Są krótkodystansowcy, średniodystansowcy i długodystansowcy. Niektórzy biegają długie maratony, powyżej 120 km. Ja jestem uniwersalny, startowałem kiedyś na 400 m, na 600 m, potem zacząłem pokonywać coraz dłuższe trasy. Głównie biegi średniodystansowe - na 3 km, 6 km i 10 km. Właśnie na 10 km czuję się najlepiej, ponieważ mogę biec szybko na początku i na końcu. Na finiszu zawsze mam jeszcze zapas sił i to jest fajne. Wracając do uniwersalności, to wszystko zależy od mięśni. Jeśli człowiek ma 50% kurczliwych i 50% wolnokurczliwych, to może biegać krótkie i długie trasy. Tak właśnie jest w moim przypadku.
- Wolisz przełaje, biegi uliczne, a próbowałeś maratonów?
- Nie, nie, maratony to nie moja działka. Trener twierdzi, że jestem zbyt szybki, żeby biegać w maratonach. Na długich dystansach potrzebna jest przede wszystkim wytrzymałość. Startowałem na 10,5 km podczas Memoriału Barbary Szlachetki w Jelczu-Laskowicach. Była to bardzo fajna trasa. Prosta, z dużą ilością podbiegów. Jeśli miałbym sprecyzować, to chyba najbardziej lubię biegi uliczne. Oczywiście, nie mam zamiaru zrezygnować z przełajów. Są mi bardzo potrzebne, bo wyrabiają charakter i charyzmę. Nie można przez cały czas biegać po asfalcie.
- Jak długo startujesz?
- Zacząłem w podstawówce, ale zawodowo biegam od 2005 roku. Od pierwszej klasy gimnazjum. Wszystko zaczęło się na lekcji wychowania fizycznego. Biegaliśmy na 1 km, dokładnie pamiętam swój czas. Miałem wtedy 3 minuty i 22 sekundy, ale ten wynik mnie nie satysfakcjonował. Chciałem go poprawić i za drugim razem byłem o dziesięć sekund szybszy. Wuefista to docenił, wziął mnie do swojej sekcji i od tamtej pory startuję.
- Zacząłeś trochę z przypadku?
- No tak, to był czysty przypadek. Nigdy nie myślałem, że będę biegał. Wcześniej dużo grałem w piłkę nożną. Na szczęście zauważył mnie wuefista i pomógł "ruszyć". Potem to już była tylko moja inicjatywa. Zdecydowałem, że chce to robić, że właśnie tej dyscyplinie będę się poświęcał. Trenowałem, trenowałem, aż w końcu wystartowałem w pierwszych zawodach. Miałem wtedy 13 albo 14 lat i biegłem w zwykłych trampkach.
- Pierwsze sukcesy przyszły...
- ...rok później. Wystartowałem w przełajach w podoławskiej Bystrzycy. Zająłem tam trzecie miejsce. Z upływem lat nabierałem doświadczenia, wyniki były lepsze i nagród było więcej. W tym roku osiągnąłem najwyższą formę. Czyli chyba dobrze się rozwijam. (śmiech)
- Kiedy poczułeś, że jesteś na tyle dobry, by móc coś osiągnąć?
- Chyba dwa lata temu. Po starcie w Lubinie na 10 km, w którym miałem bardzo dobry czas, poczułem, że moja forma może się zwiększać i w przyszłym roku może być jeszcze lepiej. Postanowiłem walczyć o swoje i wierzę, że tylko mocno dążąc do celu, mam szansę go osiągnąć. Kulminacja nastąpiła w tym roku. W czasie biegu w Jelczu-Laskowicach czułem wielką lekkość. Na mecie byłem drugi i to duży postęp w porównaniu z poprzednim rokiem. Wtedy byłem dziesiąty. Jest różnica.
- Czyli za rok wygrasz?
- Na to wygląda (śmiech). Myślę, że mam szansę!
- Jak trenujesz? Ile czasu poświęcasz na sport?
- Biegam siedem razy w tygodniu. Raz, albo dwa razy dziennie. Przed zawodami mam dzień, czasami dwa dni przerwy. Dużo zależy także od tego, jak kończę pracę, ile mam czasu itp. Staram się układać plan treningów w taki sposób, by móc pogodzić wszystko czasowo. Mam swoje konkretne trasy, biegam po asfalcie, innym razem po szutrze lub po wałach.
- Można w Oławie trenować przełaje?
- Tak, oczywiście. Jest u nas wiele fajnych miejsc, w których można to robić.
- Zostańmy przy przełajach. Jako jedyny z Dolnego Śląska, wziąłeś udział w mistrzostwach świata amatorów w Bydgoszczy.
- No tak, to była masakra. Bardzo ciężka trasa, bieg po błocie, podbiegi, liczne przeszkody, rowy, trociny itd. Wymagała dobrej koordynacji, trzeba było być skocznym, szybkim, wytrzymałym i silnym.
- Jak się znalazłeś na tych MŚ?
- Przez przypadek. Przeczytałem w internecie, że można startować. Nigdy wcześniej nie brałem udziału w tego typu zawodach. Pomyślałem sobie, że warto spróbować. Przełaje to zawsze coś innego, niż normalny bieg. Do tego wysoka ranga imprezy. Zapisałem się, wpłaciłem startowe i pobiegłem.
- Czyli każdy mógł tam wystartować?
- Pod warunkiem, że miał określony czas. Kryteria były dosyć wysokie. Trzeba było przebiec 6 km w niecałe 20 min.
- Jak oceniasz poziom trudności w Bydgoszczy?
- Startowali tam różni biegacze, nawet mistrzowie Polski. Wszyscy zgodnie twierdzili, że było bardzo ciężko. Sprawę utrudniały bardzo ciężkie podbiegi i minusowa temperatura. Człowiek docierał do mety i nie miał już żadnych sił.
- To najtrudniejszy bieg w twoim życiu?
- Nie - najtrudniejszy był w Jarosławcu. To było trzy, może cztery lata temu. Moje pierwsze 15 km w życiu przyszło mi pokonać w 36-stopniowym upale. Wiele osób padło na trasie, warunki były ekstremalne. Na koniec czułem dosłownie wszystkie mięśnie. Do tego to były przełaje. Biegliśmy po plaży, po szutrze i po asfalcie.
- Miałeś kiedyś taką sytuację, że nie ukończyłeś biegu?
- Zdarzyło mi się, ale tylko raz. Dwa, czy trzy lata temu. Była zima, miałem grypę. Już na pierwszych kilometrach nie dawałem rady. Bardzo chciałem dobiec do mety, ale organizm odmówił mi posłuszeństwa. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy.
- Jak często startujesz, ile tras zaliczyłeś?
- Rocznie 30-35. Po ośmiu latach mam około 400 startów. Praktycznie co weekend są jakieś zawody. Oczywiście oprócz zimy, wtedy jest dużo luźniej, odpoczywam od wszystkiego.
- Co jest najtrudniejsze podczas biegu na 10 km?
- Startowałem kiedyś w Gnieźnie, był straszny upał. Na piątym kilometrze byłem jak z waty, wszystko mnie bolało. Czułem, że płuca bardzo ciężko pracują. Czasami zdarzają się właśnie takie krytyczne momenty i chyba to jest najtrudniejsze. Wtedy pomaga pozytywne myślenie. Trzeba wierzyć w swoje siły i nie wolno się poddawać. Po ukończeniu takiego biegu radość jest niesłychana.
- A co sprawia ci największą przyjemność?
- Uwielbiam moment, w którym czuję, że mogę biec jeszcze szybciej. Czasami biegnę wolno i nogi same mnie ciągną do przodu, żebym przyspieszył, biegł szybciej i szybciej. To jest naprawdę fajne uczucie, często niezależne ode mnie.
- Gdzie widzisz siebie za kilka lat?
- Starty w mistrzostwach świata i Europy, już nie amatorów, tylko profesjonalistów, to dla mnie obowiązek. Marzy mi się wyjazd na Igrzyska Olimpijskie do Rio de Janeiro.
- Jesteś w stanie wystartować na igrzyskach?
- Tak, pod warunkiem, że będę trenował tak mocno, jak dotychczas. Wiem, że mogę to osiągnąć. Jeśli zwiększę, a potem ustabilizuje formę w ciągu najbliższych dwóch lat, to szansa się pojawi. Ode mnie zależy, czy ją wykorzystam. Muszę poświęcić bardzo dużo czasu. Jestem gotowy na to wyzwanie.
- W jakiej dyscyplinie widziałbyś się na IO?
- Bieg na 10 km, ewentualnie na 3 km z przeszkodami.
- Życzę ci tych igrzysk, bo to największe marzenie każdego sportowca.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć.
Reklama
Przełaje, biegi uliczne, górskie - to wszystkie ma za sobą. Jako jedyny reprezentant Dolnego Śląska wziął udział w mistrzostwach świata amatorów. Teraz myśli już tylko o profesjonalnych startach. Marzy mu się występ na Igrzyskach Olimpijskich w Brazylii. Z Mateuszem Nowackim, oławianinem zawodnikiem UGKS "Wymiatacze" Odra Brzeg, rozmawia Kamil Tysa
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze