Powiat Rozmowa
- Książka nie będzie tylko o autobusach i ciężarówkach?
- W gruncie rzeczy, ona w ogóle nie jest o pojazdach. To książka o ludziach, na ogół o jelczanach. Ja, ani drugi autor, dyrektor Jan Dalgiewicz, nie jesteśmy jej dosłownymi autorami. Jesteśmy inicjatorami publikacji. Rok temu wymyśliliśmy, żeby zwrócić się do byłych pracowników JZS "Jelcz", aby spisali wspomnienia o swojej pracy i latach, przepracowanych w ówczesnej fabryce. Zależało nam przede wszystkim na przypomnieniu jak największej liczby nazwisk byłych pracowników. Oprócz wspomnień są też wywiady i liczne fotografie.
- Udało wam się zebrać takie wspomnienia. Ile osób wypowiada się w książce?
- Jest czterdzieści opracowanych tekstów, składających się na całość książki. Praca związana z opracowaniem i z doprowadzeniem do publikacji oraz z zebraniem funduszy na książkę, spadły na dyrektora Dalgiewicza i na mnie. Nie było to łatwe. Z naszych statystyk wynika, że w publikacji pojawia się ponad 1500 nazwisk różnych osób. Gdyby nie determinacja dyrektora Dalgiewicza dla oddania swego szacunku dla jelczan - swoich współpracowników i przyjaciół JZS "Jelcz" - pewnie to szlachetne przedsięwzięcie nie doszłoby do skutku.
- Kto opowiada o JZS "Jelcz"?
- Byli pracownicy różnego szczebla, począwszy od dyrekcji i kierownictwa fabryki, po ludzi, pracujących przy produkcji oraz niezwiązanych bezpośrednio z "Jelczem", ale z nim współpracujących.
- Jakieś znane nazwiska...
- Jest obszerny wywiad z dyrektorem Feliksem Otachlem. Są wspomnienia dyrektora Jana Dalgiewicza, Jana Bryłkowskiego, Leona Szuturmy i wielu innych, zasłużonych ludzi. Wywiadu udzielił także wojewoda wrocławski Janusz Owczarek, który współpracował z dyrekcją JZS "Jelcz" i ówczesnymi władzami terenowymi w zakresie rozbudowy osiedli mieszkaniowych w Oławie i w Jelczu-Laskowicach. Są przytoczone zdarzenia, związane z powstaniem miasta Jelcz-Laskowice. Książka nie jest wyłącznie o Jelczańskich Zakładach Samochodowych. Dużo faktów wiąże się z Oławą oraz wieloma miejscowościami naszego regionu. Pokazane są procesy miastotwórcze, czyli działania, które doprowadziły do rozbudowy Oławy oraz do powstania miasta Jelcz-Laskowice. To wszystko jest ważne, ale najważniejsi są ludzie i ich dokonania. To oni są podstawą tego opracowania, a nie produkty fabryki.
- O produktach już pisałeś w poprzednich dwóch książkach...
- Brakowało książki o ludziach "Jelcza" z tamtych czasów. Od trzech lat byli pracownicy JZS zwracali się do mnie, abym ją napisał. Sam nie byłem w stanie tego zrobić, choć po poprzednich publikacjach wiele drzwi się dla mnie otworzyło. Ludzie docenili to, co robię. Powstało zapotrzebowanie na takie opracowanie. Gdyby nie ono, to całe przedsięwzięcie nie miałoby sensu. Mam nadzieję, że jego wynik będzie pożyteczny dla nas wszystkich. Nie byłoby tego, gdyby nie wysiłek autorów poszczególnych opracowań i pomoc w publikacji i kontakt z odbiorcami książki. Dyrektor Jan Dalgiewicz i ja serdecznie dziękujemy za pomoc. wszystkim tym osobom oraz wspierającym nas przyjaciołom.
- Usłyszałeś od pracowników "Jelcza", że tą książką przedłużasz im życie o 10 lat. Co poczułeś?
- To mocne i ważne słowa, nigdy się nie spodziewałem, że coś takiego usłyszę. Miło mi jest, gdy traktują mnie, jak jednego ze swoich.
- To nietypowe, że młody chłopak, który nigdy nie pracował w JZS "Jelcz", pisze już trzecią książkę o historii fabryki. Byli przecież dziennikarze"Głosu Jelcza...
- Zawsze szanowałem i szanuję dziennikarzy "Głosu Jelcza" oraz tę gazetę. Jest ona dla mnie do dziś skarbnicą wiedzy.
- W książce jest coś o tej gazecie?
- Tak, jest dużo ciekawostek z nią związanych, ale także wiele innych. Na przykład to, że JZS "Jelcz" miały swój szpital, swoją rozbudowaną służbę żywienia zbiorowego, dom kultury, szkoły. O tym wszystkim wielokrotnie pisał "Głos Jelcza". Wielki sentyment dla tej byłej fabrycznej gazety i jej redaktorów ma Jan Dalgiewicz. Teraz takim szacunkiem darzy "Gazetę Powiatową - Wiadomości Oławskie".
- "Jelcz" miał wszystko.
- Nie powinniśmy pozwolić, aby to zostało zapomniane. Dzisiaj, po niektórych jelczańskich produktach i inwestycjach nie ma prawie śladu. Ważne jest, aby młodsze pokolenie pamiętało, że ich ojciec, dziadek, matka czy kuzyn, pracowali kiedyś w Jelczańskich Zakładach Samochodowych, lub przez najbliższych mieli związek z tą byłą wielką fabryką.
- Dlaczego to jest takie ważne? W Polsce upadało tyle fabryk, ale nie pisze się książek o nich. To fenomen, że ty oraz byli pracownicy tak bardzo żyjecie tą historią.
- Dlaczego ja tym żyję? Może dlatego, że teraz poznałem bohaterów moich poprzednich publikacji - inżynierów, dyrektorów, pracowników i powstała książka wspomnieniowa. Trudno jednoznacznie stwierdzić, dlaczego właśnie JZS "Jelcz". Może dlatego, że była to wielka i osobliwa fabryka, która prowadziła atrakcyjną produkcję, ale też dbała o ludzi. Była znana w kraju i za granicą. Czy to mało? Czas pokazuje, że ludzie ją też z czułością wspominają.
- Wiele osób ciągle pyta: - Dlaczego "Jelcz" upadł i czy musiał upaść? Czy w waszej publikacji znajdziemy odpowiedzi? Czy bohaterowie poruszają również takie bolesne sprawy?
- Nie odpowiem wprost, bo to tak, jakbym zaczął opowiadać treść książki. Wiem, że ludzie pytają o upadek fabryki, dlaczego wyburzono wieżowiec, dlaczego zniszczono jakiś majątek. Książka obejmuje okres od 1952 do 1995 roku, do momentu, kiedy działały Jelczańskie Zakłady Samochodowe pod tą nazwą. Wielu czytelników, oprócz wspomnień, nazwisk swoich bliskich i przyjaciół, znajdzie tu także odpowiedzi na szereg pytań, które ich nurtują. To już historia. Nasi bohaterowie dawnych wydarzeń nawet sprzed 60 lat, udostępnili swoją wiedzę o tamtych czasach, m.in. wiele zdjęć z domowych archiwów. Publikacja, którą udostępnimy już za parę dni, ma charakter dokumentalny i tę zaletę, że ratuje od zapomnienia wiele faktów i nazwisk.
- Kilku bohaterów nie doczekało publikacji.
- Nie żyją dyrektorzy Feliks Otachel i Jan Strzelbicki, nie żyją inżynier Wiesław Czapla i Zbigniew Świniarski. To znane jelczańskie nazwiska.
- Warto było napisać tę książkę?
- Na to pytanie odpowiedzą czytelnicy. Liczę na przychylną opinię. Mam autoryzację wywiadu z panem Otachlem. Rozmawiałem z jego córką. Ta pani przyjedzie na prezentację książki. Była wzruszona, że ktoś pamięta o jej ojcu. Mówi, że to dla niej zaszczyt.
- Ile stron ma opracowanie?
- Prawie 500. Materiału zebraliśmy znacznie więcej. Gdybyśmy chcieli opublikować całość, książka rozrosłaby się o następne 100 albo 200 stron. Część materiału pozostaje do ewentualnego wykorzystania. Część wymaga zastanowienia, czy w ogóle to kiedyś publikować.
- Na okładce z przodu jest wieżowiec BOT, a z tyłu - walący się wieżowiec. To bardzo symboliczne.
- To faktycznie charakterystyczny symbol w historii "Jelcza". Tego faktu nie sposób pominąć. Wielu pracowników JZS nie chciało oglądać unicestwienia wieżowca BOT. Ci, którzy zobaczyli to osobiście lub też w mediach, byli na ogół wstrząśnięci i wściekli. Nie mnie oceniać, czy to musiało się tak skończyć. Coś jednak zostanie. Jerzy Smyk napisał, że najtrwalszym produktem Jelczańskich Zakładów Samochodowych jest miasto Jelcz-Laskowice. Nie sądzę, żeby ktoś kiedykolwiek pokusił się o wyburzenie tego miasta.
Książkę "Historia JZS Jelcz - Zapisy wspomnień"...
...będzie można kupić podczas promocji 24 maja, w restauracji "Uśmiech", przy ul. Techników. Początek o godz. 17.00. W następnym dniu książka będzie prezentowana w Oławie, a następnie ponownie w Jelczu-Laskowicach. Na tych prezentacjach byli pracownicy JZS Jelcz będą mogli się spotkać z Janem Dalgiewiczem. Szczegółowych informacji w tej sprawie proszę zasięgać u mnie, np. poprzez drogę mailową[email protected]
Reklama
To pracownicy "Jelcza" napisali tę historię
- 22.05.2013 08:43 (aktualizacja 19.08.2023 20:42)
Z Wojciechem Połomskim, współautorem książki "Historia JZS Jelcz - Zapisy wspomnień", która ukaże się 24 maja - rozmawia Monika Gałuszka-Sucharska
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze