Skrzywdzeni
O nauczycielu jednej z podoławskich szkół pisaliśmy pod koniec czerwca ubiegłego roku. Przez kilka lat zajmował się dziećmi w świetlicy i uczył języka obcego. Wydawał się być bez skazy. Sumienny, spokojny, pracowity, potrafił zachęcić do nauki, a przede wszystkim lubiany przez uczniów i nauczycieli. Został nawet wybrany nauczycielem roku. Dzieci darzyły go szacunkiem i zaufaniem. Rodzice również: - Mój kilkuletni syn bardzo chętnie chodził do świetlicy - mówiła jedna z mieszkanek. - Wracał zawsze uśmiechnięty. Nie wierzę, że ten człowiek mógł skrzywdzić dzieci.
Nikt nie przypuszczał, że nauczyciel ma drugą twarz. W marcu zaczął przeprowadzać testy psychologiczne i badania, do których nie miał żadnych uprawnień. W trakcie lekcji przychodził do klasy i prosił o zwolnienie konkretnego ucznia. Nauczyciele godzili się, niczego nie podejrzewając. Ufali koledze, ponieważ wcześniej wspominał im, że będzie przeprowadzał ankiety. Byli pewni, że o wszystkim wie dyrekcja. Nikt nie protestował. Jeżeli planował dodatkowe zajęcia, do tej pory zawsze to zgłaszał. Wybierał tylko chłopców. Szedł do świetlicy, zamykał drzwi i dawał do wypełnienia test zdań niedokończonych. Później kazał się rozebrać i przeprowadzał bilans. Sprawdzał wagę, mierzył wzrost, rozpiętość ramion i obwód klatki piersiowej. "Badania" dotyczyły również stref intymnych. Wyniki zapisywał.
Kiedy do dyrekcji dotarła informacja, że pracownik przeprowadza takie badania, powiadomiono prokuraturę, a jego zawieszono. Sprawę prowadziła Renta Procyk-Jończyk, prokurator rejonowy. Postawiła mu zarzuty molestowania seksualnego i przekroczenia uprawnień. Na początku podejrzany nie przyznawał się. Zaprzeczał, żeby przeprowadzał ankiety, a już na pewno nie dotykał chłopców. Później stopniowo zmieniał zdanie, zwłaszcza gdy znaleziono uzupełnione testy i wyniki "bilansu". Wówczas tłumaczył, że chciał psychologicznie pomóc dzieciom. Dowiedzieć się, gdzie leży źródło problemu. Jednak problem miał on, a nie podopieczni. - Podważyłam jego linię obrony - wyjaśnia Renata Procyk-Jończyk, szefowa oławskiej prokuratury. - Dzieci, wytypowane do badań, nie miały kłopotów ani w szkole, ani w domu. Nie były kierowane do poradni psychologiczno-pedagogicznej. To uczniowie z dobrymi lub bardzo dobrymi wynikami w nauce. Nie sprawiali kłopotów wychowawczych. Badania przeszło siedmiu chłopców, czterech zostało seksualnie skrzywdzonych.
Uśpił czujność
12 marca zeznawał na rozprawie biegły seksuolog, powołany przez sąd. Wydał opinię, że oskarżony nie powinien pracować z dziećmi. Nauczyciel powiedział, że żałuje tego, co zrobił. Przyznał się do "złego dotyku". Najtrudniej mu było pogodzić się z zakazem wykonywania zawodu. - Nie chciał przyznać, że przekroczył uprawnienia - mówi prokurator. - Twierdził, że wszystko, co robił, było w zakresie jego obowiązków.
Skazany przyjął wyrok z pokorą. Powiedział, że z tym piętnem będzie żył do końca. Został zobowiązany do leczenia psychologicznego i seksualnego. Może się odwołać od decyzji sądu, ale prawdopodobnie nie zrobi tego. Jak to możliwe, że pracował w szkole kilka lat i nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak? Prokurator podkreśla, że uśpił czujność wszystkich. Od początku był postrzegany jako człowiek znakomicie przygotowany do wykonywania zawodu. Miał bardzo dobry kontakt z dziećmi.
Wszystko zaczęło się psuć nagle, rok temu. Podczas przesłuchań nauczyciele zeznali, że zrobił się inny. Bardziej nerwowy i niespokojny. Dzieci też mówiły, że "pan ze świetlicy ostatnio krzyczy". Na rozprawie biegli psychiatrzy orzekli, że zaczął zachowywać się nietypowo. Był pobudzony. Napięcie seksualne narastało, a ujście znalazł, zabierając dzieci na badania. Idąc do świetlicy, żaden uczeń nie spodziewał się, że ze strony tego człowieka może spotkać go coś złego. - Wykorzystał relacje miedzy nauczycielem a uczniem szkoły podstawowej - dodaje Renata Procyk-Jończyk. - Zabierał dzieci podstępem. Z pełną ufnością przychodziły do niego rozwiązywać testy.
Te badania zostawiły ślad w psychice chłopców. Żeby nie musieli kilkakrotnie przypominać sobie traumy, przesłuchiwano ich tylko raz.
Wolała konkubenta
W naszym powiecie odkrywanych jest coraz więcej przypadków seksualnie wykorzystanych poniżej 15 roku życia. Dzieci często są krzywdzone przez osoby z najbliższego otoczenia, którym bezgranicznie ufają. Kiedy odważą się mówić o kłopotach, zdarza się, że własna matka im nie wierzy. Tak było w przypadku dwóch sióstr. Wykorzystywał je konkubent matki, który wcześniej zastępował im ojca i nie robił nic złego.
Sytuacja zmieniła się, gdy siostry zaczęły dorastać. Miały świadomość, że to, co robi ojczym, jest niedopuszczalne. Jedna z nich o wszystkim powiedziała matce. Ta jednak nie wierzyła lub nie chciała uwierzyć. Wolała chronić konkubenta niż oszczędzić koszmaru dzieciom. Mimo próśb, nie uzyskały od niej pomocy. Sprawa wyszła na jaw, gdy zdesperowana nastolatka zwierzyła się pielęgniarce. To ona zareagowała i powiadomiła prokuraturę.
Renata Procyk-Jończyk tę sprawę prowadziła długo, ponieważ młodsza dziewczynka bała się mówić. Twierdziła, że nic się nie stało, a sprzeczne zeznania komplikowały sprawę. Zwłaszcza, że mężczyzna nie przyznawał się. Twierdził, że szukał telefonu w łóżku dziewczyny i przypadkiem ją dotknął w miejsce intymne, a ona niewłaściwie to odebrała. Przełom nastąpił, gdy matce ograniczono prawa rodzicielskie, a siostry trafiły do rodziny zastępczej. Tu dostały dawkę prawdziwej miłości. - Młodsza dziewczynka została zupełnie odmieniona - mówi prokurator. - Uwierzyła w siebie, stała się promieniejąca i szczęśliwa. Kobieta z rodziny zastępczej wskrzesiła życie istoty, która była już złamana. Dzięki niej otworzyła się i zdobyła na to, by powiedzieć prawdę.
Mężczyznę skazano na kilka lat w zawieszeniu i zakazano kontaktowania się z dziewczynkami. Siostry od czasu do czasu odwiedzają matkę, ale prawdziwe ciepło rodzinne znalazły w innym domu. Matka nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego nie reagowała na rozpaczliwy apel dzieci. Tłumaczyła tylko, że kocha konkubenta. - To pierwszy przypadek w mojej karierze, kiedy matka stała po stronie konkubenta, a nie własnych dzieci. - dodaje prokurator.
Równie wstrząsający jest kolejny przykład z powiatu. Ojciec zmuszał 14-letniego syna do współżycia ze swoją konkubiną. Mówił do dziecka, że pokaże mu jak być mężczyzną. Konkubina wcale nie protestowała. Chłopiec zwierzył się matce. Przerażona powiadomiła prokuraturę. Niestety, to co mówiło dziecko, okazało się prawdą. Jego ojciec został skazany na 8 lat więzienia. Ukarano również konkubinę.
Za pieniądze i upominki
Są przypadki dziewcząt i chłopców, którzy nie mają jeszcze 15 lat, ale zgadzają się współżyć z dorosłymi za pieniądze lub drobne upominki. Wystarczą nowe buty, bluzka, spodnie... To wcale nie musi być najnowszy telefon czy odtwarzacz mp3.
Szukają sponsorów przez internet. Wysyłają swoje zdjęcia, na których stylizują się na starsze i taki człowiek nawet nie musi wiedzieć, że spotyka się z nieletnią. Później poznaje prawdę, bo dostaje wezwanie z prokuratury. - Podejrzany pokazywał mi zdjęcia, jakie otrzymał na maila - mówi prokurator. - Rzeczywiście, dziewczyna wyglądała na około 20 lat. Mężczyzna działał w błędzie. Kiedy przesłuchiwałam nieletnią, trudno mi było uwierzyć, że to ta sama osoba, którą widziałam na zdjęciu.
Z kolei około 50-letni mężczyzna, który poznał koleżankę 14-letniej córki, wiedział doskonale, ile ma lat. I wcale mu to nie przeszkadzało. Twierdził, że ją kocha, a ona mówiła, że ma w nim oparcie i zapewniała, że jest szczęśliwa. Nie chciała, żeby go skazano. Kiedy uwodził nieletnią, był żonaty, ale na sali rozpraw zapewniał, że gdy nastolatka będzie pełnoletnia, ożeni się z nią. Został skazany na karę więzienia w zawieszeniu.
Przygnębiająca jest historia 14-letnich chłopców, którzy dobrowolnie umawiali się z dorosłymi mężczyznami, w zamian za luksusowe upominki. W domu niczego im nie brakowało, ale mimo to prostytuowali się. Rodzice byli w szoku, kiedy dowiedzieli się, co robią ich dzieci. Sprawę skierowano do prokuratury we Wrocławiu, ponieważ przestępstwo popełniono na tamtym terenie. Wiadomo, że chłopcy umawiali się również w naszym powiecie, ale wtedy mieli już skończone piętnaście lat i twierdzili, że nie mieli z tego korzyści materialnych. To bardzo częsta wymówka, kiedy nieletni nie chcą stracić sponsorów.
*
Te zdarzenia nie mieszczą się w kanonach moralnych. Dla zwykłego człowieka są niedopuszczalne, niektóre niewyobrażalne, jednak coraz więcej wychodzi ich na światło dzienne, także w naszym powiecie. Prokurator apeluje, żeby zwracać uwagę na swoje pociechy, kontrolować to, co robią w internecie, dużo z nimi rozmawiać i natychmiast reagować, gdy dziecko daje sygnał. - Po każdym widać, że coś się dzieje - podkreśla Renata Procyk-Jończyk. - Jeśli z dnia na dzień się zmienia, trzeba pytać, a jeśli nie chce mówić, poprosić o pomoc psychologa.
Ważne jest, aby powiadomić odpowiednie instytucje, jeśli podejrzewamy, że dziecko może być krzywdzone. Nie bać się. Jeden krok może przerwać prawdziwy koszmar. - Zawsze będę walczyć o dobro tych najmniejszych i bezbronnych - podkreśla szefowa oławskiej prokuratury. - Nie pozwolę na bezkarne krzywdzenie dzieci. Cieszę się, że przestępcy seksualni są skazywani, a to, co robią, wychodzi na jaw. Każda sprawa tego typu, skierowana przeze mnie do sądu, zakończyła się wyrokiem skazującym.
Ludzie z dewiacjami seksualnymi, krzywdzący dzieci, nie znikną, ale wiele zależy od tych, którzy wiedzą, że w pobliżu dzieje się coś złego. To ich reakcja może wyzwolić malucha, który boi się poskarżyć. "Jeśli komuś powiesz, przestanę cię kochać" - te słowa kneblują dzieciom usta. Często na zawsze, a winni nie ponoszą konsekwencji.
Agnieszka Herba [email protected]
Reklama
"Zły dotyk" nauczyciela
Ten młody nauczyciel już nigdy nie będzie uczył dzieci. Sąd zakazał mu dożywotnio wykonywania zawodu i skazał na dwa lata pozbawienia wolności, w zawieszeniu na pięć. Mężczyzna przekroczył zawodowe uprawnienia i seksualnie skrzywdził kilku chłopców, w wieku 11-12 lat. W ich psychice pozostawił znamię na całe życie. Podobnych zdarzeń w naszym powiecie jest więcej
- 27.03.2013 08:35 (aktualizacja 27.09.2023 16:28)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze