Oława Zawsze aktywny
- Od kiedy pan zaczął swoją przygodę ze sportem i aktywnym życiem?
- Gdy miałem 7 lat, zacząłem grać w tenisa stołowego. Później, w szkole średniej, zafascynowała mnie koszykówka, a idolem stał się Michael Jordan. Chciałem być taki, jak on. Wzorowałem się na sportowcach z najwyższej półki. Trafiłem też na nauczycieli, którzy mi bardzo mocno wszczepili zamiłowanie do sportu. Jednak mój organizm był niewłaściwie przygotowany do intensywnego wysiłku i zaczęły się kontuzje. Kolana, kręgosłup, stawy. To na pewien czas uniemożliwiło treningi.
- Ale nie zniechęcił się pan?
- Nie wyobrażałem sobie innego życia. Musiało wiązać się ze sportem. Skończyłem AWF. Tam bardzo dużo się dowiedziałem, m.in. jakie błędy wcześniej popełniałem, dlaczego miałem kontuzje, co przeoczyłem. W trakcie studiów byłem również trenerem koszykówki w J-L. Po tym, jak skończyłem uczelnię, potrzebne były środki finansowe i moje życie nieco się zmieniło.
- Jak?
- Przez siedem lat pracowałem jako przedstawiciel medyczny. Poznałem strukturę zdrowia od tej chorej strony. Nie miałem czasu na aktywność. Sporadycznie zaglądałem do sportu, zacząłem się źle odżywiać, mało ruszać i tyć. Gdy wracałem do aktywności, natychmiast dopadały mnie kontuzje.
- Ile pan przytył i co skłoniło do tego, żeby zmienić nawyki i wygląd?
- Spotkałem się ze znajomymi ze studiów, których nie widziałem kilka lat. Koleżanka była w szoku, nie poznała mnie. Przytyłem prawie 30 kilogramów, wcześniej ważyłem 70. Zmiany były bardzo widoczne na twarzy i całym ciele. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, po prostu kupowałem większe ubrania. Kiedy ona zwróciła mi uwagę, to dało do myślenia. Stwierdziłem: "Ja, trener po AWF, sobie nie poradzę?! Zaraz coś wymyślę i wrócę do formy!".
- Ale od myślenia się nie chudnie. Co konkretnie pan zrobił?
- Zaczęły się manewry z dietami, chodziłem spać bez kolacji, jadłem mało, bez chleba i mięsa, stosowałem różne cuda. To pomagało tylko na chwilę... Później znów tyłem. Wreszcie powiedziałem "nie". Muszę się tego nauczyć, poznać swoje potrzeby.
- Patrząc na pana nietrudno stwierdzić, że udało się! Jak pan tego dokonał?
- Wybrałem szkolenia z profesjonalistami z najwyższej klasy, m.in. byli to dietetycy naszych pływaków. Od nich się uczyłem. Kilka lat zdobywałem wiedzę, doświadczenie i uprawnienia, umożliwiające mi pełnienie funkcji trenera personalnego. Na szkoleniach dowiedziałem się, o co chodzi w odchudzaniu. I wcale nie polega to na tym, aby czegoś nie jeść. Ci profesjonaliści zmienili mój sposób dotychczasowego patrzenia. Całą zdobytą wiedzę testowałem na sobie i przekonałem się, że to działa. Schudłem. Utrzymałem stałą wagę, zacząłem normalnie jeść. Jem więcej niż jadłem, a jestem szczuplejszy.
- Jak to możliwe? Nie stosował pan cudownych diet?
- Nie. Po prostu zacząłem normalnie jeść, ale różnorodnie i regularnie. To podstawa. Codziennie jem coś innego na obiad. Wybieram produkty tylko najlepsze jakościowo. Mam ochotę na czekoladę? Jem, ale tylko najlepszą. Płatki owsiane kupuję najlepszej marki, nie jakieś mielone, nie jakieś kombinowane. Tak robię ze wszystkim.
- Sądząc po pana doświadczeniach, dieta cud to po części bujda. Działa tylko na moment.
- Nie "po części". To całkowita bujda. Na własnym przykładzie zburzyłem złudne przekonania, że nie można jeść po 18.00 i że na noc nie można jeść pieczywa. Dwie godziny przed snem jem bardzo obfitą kolację, dużo pieczywa, gotowaną kiełbasę, jajko, ser. Mam 12% tkanki tłuszczowej.
- Zna pan sekret, jak normalnie jeść i dobrze wyglądać. Jednak, żeby były efekty. trzeba czasu. Nie da się chyba tego zrobić szybko?
- Dokładnie tak. Tego nie da się osiągnąć w trzy miesiące. Napisałem projekt, który był promowany w Oławie. Został wdrożony przez jeden z klubów. To była akcja odchudzania znanych mieszkańców. Organizatorom tłumaczyłem, jak to ma działać i że trzeba na to czasu. Sposób prowadzenia pokazał, że od początku miałem rację. Po prostu im szybciej, tym gorzej. Wystarczy zweryfikować, jak te osoby wyglądają teraz... Schudły tylko na chwilę i wróciły do starych nawyków. Osoby, które ze mną trenują i solidnie schudły, pracowały na to rok, a nawet dłużej. To cały cykl, budowanie na nowo mechanizmu odżywiania. Ludzie tyją, bo popełniają podstawowy błąd. Jedzą śniadanie, a dopiero pod koniec dnia obiadokolację. Ktoś np. stawia sobie cel, że chce szybko schudnąć 6 kilogramów. Udaje się. Jest zadowolony i w tym momencie zatrzymuje się i wraca do starych nawyków.
- Po co to stowarzyszenie "Zawsze aktywni"?
- Ponieważ chcemy wspierać m.in. właśnie osoby z problemami otyłości. Stowarzyszenie ma zrzeszać ludzi, którzy mają podobną wizję. Liczę na to, że znajdą się w nim dietetycy, trenerzy fitness, nauczyciele wychowania fizycznego, którzy wspólnie z nami będą chcieli coś zmienić w złych nawykach społeczeństwa. Chcę, aby stowarzyszenie było dostępne dla wszystkich mieszkańców powiatu, żeby w pełni z niego korzystali. Dopiero starujemy, piszemy projekty, pozyskujemy środki, czekamy na ludzi, którzy zechcą nas wesprzeć również finansowo.
- Czy jest już pierwszy projekt? Do kogo będzie skierowany?
- Chcemy zacząć od dzieci. To na najmłodszych zamierzamy się koncentrować. Tak naprawdę gdy uczymy dzieci prawidłowych zachowań, wspieramy ich rodziców. Jeśli dorośli będą organizować właściwy sposób odżywiania dla maluchów, to zadbają też o siebie. Nazwa pierwszego projektu to "Dziękuję, nie tyję". Jego realizacja jest przewidziana na dwa lata.
- Na wiosnę wiele ludzi stawia sobie cel: "Od teraz będę codziennie biegać, ćwiczyć i zadbam o sylwetkę". Czy taka nagła zmiana stylu życia o intensywne treningi nie obciążają za bardzo organizmu?
- Teraz na wałach będziemy obserwować bardzo dużo biegających. Taka moda. Ale do takiej aktywności należy się stosownie przygotować. Podam prosty przykład. Niemowlę, zanim stanie na nogi, potrzebuje około półtora roku. Przez ten czas musi się nieźle namęczyć, nagimnastykować, nauczyć równowagi, stabilizacji i dopiero po tym czasie osiąga dany rezultat. Człowiek, który kilka lat siedział za biurkiem i nagle zaczyna biegać, jest na poziomie tego noworodka. Z góry jest skazany na kontuzję, która prędzej czy później się ujawni. Organizm trzeba przygotować do zmiany stylu życia.
Maciej Bych - uczy różnorodnych form aktywności ruchowej (narty, łyżworolki, nordic walking, speedminton, pływanie). Organizuje i prowadzi obozy integracji ruchowej dla dzieci i młodzieży. Współpracuje z klubami sportowymi prowadząc zajęcia przygotowania motorycznego dla zawodowych piłkarzy, koszykarzy i tancerzy. Chcesz dołączyć do stowarzyszenia "Zawsze Aktywni"? Więcej na stronie: http://www.zawsze-aktywni.pl
Rozmawiała Agnieszka Herba [email protected]
Fot. arch. Macieja Bycha
Napisz komentarz
Komentarze