Okazją była wizyta serwisantów z niemieckiej firmy "Enercon", która wyprodukowała wiatraki. Skoro oni wchodzą, to my też! Oczywiście za zgodą Andrzeja Jeżewskiego z oławskiej spółki "Promet-Plast", do której należy farma wiatrowa. Przy okazji właściciel tłumaczy, dlaczego sam jeszcze nie był na szczycie. - Przed zakupem wchodziłem już do wnętrza takich wiatraków w Niemczech, więc wszystko znam dosłownie od środka - mówi. - Gdy wiatraki stanęły na Górce Gajowej pod Oławą, obiecałem koledze, że wejdziemy na nie razem i jakoś do tej pory nie było okazji.
Sama okazja to jednak za mało. Aby "zaliczyć" wierzchołek wiatraka, nie można mieć lęku wysokości, za to konieczne są mocne nogi i ręce.
Trzeba nieco siły
Wejście do wiatraka przypomina latarnię morską. Na parterze nad nami siatka - na wszelki wypadek, gdyby coś spadało. Przed nami około 300 metalowych szczebli drabiny, stojącej pionowo - 72 metry drogi na szczyt. Na samych rękach i nogach można nie dać rady - konieczna jest uprząż, jak do wspinaczki wysokogórskiej. Obowiązkowy kask ochronny na głowę. Pomocne okazują się także po drodze dwa przystanki - platformy, gdzie można się zatrzymać i wyrównać oddech.
Rura, na dole o średnicy ok. 5 metrów, szybko się zwęża i ktoś o skłonnościach klaustrofobicznych może mieć problemy. Wnętrze jest oświetlone i praktycznie puste. Jedynie środkiem biegnie wiązka kabli, której grubość wzrasta wraz z wysokością.
Pierwszy idzie serwisant Rafał Chybciński. Otwiera włazy na poszczególnych poziomach, podpowiada, gdzie można wpiąć swoje klamry od uprzęży zabezpieczającej.
Wchodzimy na ostatni poziom, gdzie znajduje się generator prądu z oprzyrządowaniem. Kopuła z tworzywa sztucznego przypomina wnętrze statku kosmicznego. Brakuje tylko charakterystycznego: - Houston, mamy problem! Jakieś kolorowe przyciski, światełka, silniki, gaśnica i dwa włazy. Dolny, którym za pomocą wyciągarki można przetransportować w górę np. potrzebne narzędzia, i górny, do wychodzenia na zewnątrz generatora.
Teraz trochę liczb
Na potrzeby naszej "wycieczki", skrzydła wiatraka stoją, ale wystarczy wiatr o sile 2,5 m na sekundę, aby ruszyła produkcja prądu. Każdy z czterech "oławskich" wiatraków może wytwarzać maksymalnie do 800 kilowatów prądu. Co to znaczy? Przy założeniu, że przeciętny dom jednorodzinny potrzebuje ok. 5 kW, wychodzi na to, że jeden taki wiatrak, przy maksymalnym wykorzystaniu, mógłby zasilać ok. 200 gospodarstw. To oczywiście teoria, bo faktyczna wydajność takiego wiatraka wynosi ok. 30% - przecież nie zawsze wieje, do tego z idealna mocą. Cała farma wiatrowa w Gaju Oławskim ma moc maksymalną 3,2 megawata. Praktycznie produkuje stosunkowo mniej energii. Ile? - Wystarczy na spłatę kredytów i jeszcze zostaje mała "górka" - zapewnia Andrzej Jeżewski. - Cała inwestycja powinna się zwrócić za 8-10 lat.
Widok z wiatraka zapiera dech
Serwisant mówi, że "nasze" wiatraki, to prawdziwy mercedes w swojej klasie. Nie ma tu żadnych przekładni, które osłabiałyby wydajność urządzenia. Śmigła są zespolone z rotorem, który kręcąc się, produkuje energię elektryczną. - Gdy wszystko ustawimy jak trzeba, potem wystarczy wizyta serwisanta raz na pół roku, żeby sprawdzić całość i uzupełnić smary w specjalnych podajnikach - tłumaczy Chybciński. - Urządzenia powinny pracować bez zgrzytu i zwykle właśnie tak działają.
Na wszelki wypadek jest cały system zabezpieczeń. Od wymyślnych czujników w skrzydłach wiatraka, które pomagają ustawić właściwy kąt nachylenia względem kierunku wiatru, poprzez czujniki głośności pracy urządzenia, aż do zabezpieczenia mechanicznego, odcinającego zasilanie w przypadku np. zbyt silnych przechyłów. Akurat to urządzenie jest tak proste, że każdy zrozumie zasadę działania. W pewnym miejscu jest umieszczona czarna kulka, o średnicy 4-5 cm, naciskająca wyłącznik zasilania. Gdy cała konstrukcja przechyli się zbyt mocno, np. w wyniku trzęsienia ziemi czy nagłego podmuchu huraganu, kulka spada, nacisku nie ma i wyłącznik odcina przepływ energii. Proste?
Lekko trzęsie
Oczywiście, to systemy na wypadek bardzo znacznych odchyleń od pionu. Podczas normalnego funkcjonowania wiatraka, gdy np. nagle zatrzymają się skrzydła, odczuwa się tylko lekki wstrząs i odchylenia rzędu kilku, kilkunastu centymetrów. Podobnie odczuwalne jest lekkie drżenie, gdy generator pracuje przy mocniejszym wietrze.
- Gdy jednak sprawdzamy urządzenie, testujemy także awaryjne zatrzymanie i wtedy odchył może sięgać nawet metr czy dwa, a wówczas wcale nie jest przyjemnie i lepiej nie jeść wcześniej śniadania - mówi serwisant. - Na szczęście to tylko próby wytrzymałościowe.
Producent nie polega wyłącznie na urządzeniach. W niektórych sytuacjach, np. gdy zbyt blisko przeleciał samolot i system wyłączył zasilanie z powodu dużego hałasu, do ponownego uruchomienia wiatraka potrzebne są dwie osoby. Jedna musi być na dole, druga w tym samym czasie jest na górze. Wtedy trzeba dzwonić do producenta w Niemczech, aby otrzymać specjalny kod, ważny przez jedną minutę. Jedna osoba w tak krótkim czasie nie dałaby rady wcisnąć jednego przycisku na górze, a drugiego na dole. Wszystko po to, aby wymusić wejście na górę i sprawdzenie osobiście systemu, a nie tylko przekręcenie wyłącznika.
Jest pięknie
Wreszcie kończymy zwiedzanie od środka i wychodzimy na zewnątrz. Pogoda akurat niemal bezchmurna, więc widok zapiera dech. Już przed wojną Górka Gajowa - najwyższe wzniesienie w powiecie oławskim - była szczególnym miejscem. Z powodu sprzyjających prądów powietrza właśnie stąd startowały szybowce. Tu zamierzano zbudować tzw. wieżą Bismarcka. Już wiele lat temu zauważono, że z tej górki widać wiele miejscowości. Dziś z wysokości szczytu wiatraka, czyli ok.75 metrów nad ziemią, łatwo można zobaczyć 7 miast: Oławę, Wrocław, Jelcz-Laskowice, Siechnice, Brzeg, Wiązów i Strzelin.
Nie tylko wiatr
- Gdy pierwszy raz napisaliście o wiatrakach, dziennie przyjeżdżało nawet i 300 osób, aby je obejrzeć - mówi Andrzej Jeżewski ze spółki "Promet-Plast". - I dobrze się stało. Ludzie mogli się przekonać, jak działają, że nie jest głośno. To zainteresowanie dało mi zastrzyk do dalszego działania.
O co chodzi tym razem? Jeżewski planuje wybudowanie na Górce Gajowej, pod wiatrakami, elektrowni słonecznej. Wyliczył, że w ciągu roku mamy 1040 godzin świetlnych, dających możliwość pozyskiwania energii. Na 3 hektarach, które już są ogrodzone, postawi ogniwa fotowoltaiczne, o mocy 1,8 MW. Całość ma być połączona z wiatrakami, co da hybrydę wiatrowo-słoneczną o maksymalnej mocy 5 MW.
Do tego wszystkiego Jeżewski planuje wybudowanie centrum badawczo-rozwojowego odnawialnych źródeł energii - ma już pozwolenie na budowę. Całość w tzw. budynku pasywnym, pokrytym panelami fotowoltaicznymi, zaspokajającymi całkowite zapotrzebowanie energetyczne przedsięwzięcia. - Naukowcy i studenci badaliby tam wpływ takiej hybrydy na sieć - mówi Jeżewski.
Wiatr, słońce i budynek pasywny - prawdopodobnie nigdzie na świecie nie ma centrum badawczego w takim zestawie i w takiej wielkości. To ma być jedyna taka hybryda w Europie. W USA jest podobna, ale mniejsza.
Jeżewski już wie, że będzie zainteresowanie takimi badaniami, bo rozmawiał w tej sprawie z naukowcami politechnik w Warszawie i Wrocławiu. Wie też, że na takie przedsięwzięcie można pozyskać pieniądze z wielu źródeł: - Mam nadzieję, że stworzymy centrum, udostępniające wszystkie możliwe badania, dotyczące uzyskiwania energii z wiatru i słońca. Jako jedyni w kraju będziemy udostępniać, także studentom, wszystkie dane z naszej hybrydowej farmy. Na własne oczy będzie można się przekonać, co, ile i kiedy produkuje energii elektrycznej, zanim podejmie się decyzję, np. w sprawie zakupu ogniw fotowoltaicznych na własny dach.
Są już firmy komercyjne, chcące uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Ich przedstawiciele na miejscu prezentowaliby swoje produkty, związane z pozyskiwaniem energii. To wszystko jednak sprawa przyszłości. Na razie Jeżewski czeka na wejście w życie ustawy, która określi warunki opłacalności produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Prace nad ustawą trwają już dwa lata, ale końca na razie nie widać.
- Przy dzisiejszym prawie inwestycja w fotowoltaikę nie zwróci się w ciągu 20 lat - tłumaczy Jeżewski. - Czekam na nowe prawo energetyczne, które skróci ten czas do około 10 lat, wtedy produkcja energii ze źródeł odnawialnych stanie się opłacalna. Niemcy mają już za sobą ten boom, związany z fotowoltaiką, my jeszcze jesteśmy przed.
Tekst i fot.: Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze