Oława Połowa kadencji
- Pełni pan funkcję przewodniczącego Rady Miejskiej drugą kadencję (z przerwą na Piotra Regieca). Fajnie jest być przewodniczącym?
- Dla mnie to duża odpowiedzialność. Zadania reprezentacyjne: spotkania i otwarcia, to fajna część tej pracy - przyjemna i na luzie. Sama funkcja wiąże się z dużą odpowiedzialnością - jest 21 radnych, którzy mają różne charaktery. Na dodatek są powiązani i tworzą grupy. Trzeba ich zmotywować do wspólnej pracy, żeby osiągnąć efekty ważne dla miasta i obywateli. Bywa to czasem bardzo trudne. Radnymi rządzą lokalne interesy, często optują głównie za własnymi pomysłami. Nie jest powiedziane, że te pomysły są złe, ale nie wszystko da się od razu zrealizować. Są sztandarowe inwestycje, rozpoczęte w poprzedniej kadencji, które widać w naszym mieście i teraz się kończą. Dalsze decyzje muszą spowodować przeznaczanie pieniędzy na dokończenie inwestycji, dlatego jednomyślność radnych jest pożądana.
- Jednomyślność chyba zawsze jest pożądana przez władzę.
- Na pewno, ale zależy to również od tego, jakie ugrupowania rządzą w kolejnych kadencjach. Jeśli mamy całkowitą zmianę, to zmienia się pomysł na zarządzanie miastem. My tu mamy niejako ciągłość władzy. Główną siłą napędową był i nadal jest BBS. Nie ma co ukrywać - mają większość, a reszta próbuje swoje pomysły zainicjować. Ważne jest, aby nie stracić każdego, kto przychodzi z dobrym pomysłem. Trafiają się propozycje warte realizacji. Trzeba zawrzeć kompromis i przygotowywać rozwiązania, które można będzie wdrożyć za dwa, trzy, cztery lata.
- Przewodniczący musi szukać kompromisu i scalać radnych? Nigdy nie dąży pan do konfrontacji?
- Nie dążę do konfrontacji, staram się ze wszystkimi rozmawiać i łagodzić konflikty. Nie zawsze się to udaje, bo nie ma uniwersalnych rozwiązań. Łatwiej jest, gdy rozmawia się rzeczowo i nie narzuca innym swojego toku myślenia. Nikt nie ma jedynie słusznych i najlepszych pomysłów, jak Oława ma funkcjonować i co tu budować. Jest pewna grupa ludzi i ma swój punkt widzenia. Inni spojrzą na to zupełnie inaczej. Dobrze, że jest pewna polaryzacja w Radzie Miejskiej, że mamy opozycję, która patrzy władzy na ręce i są radni przedstawiający swoje pomysły. Jeżeli nie ma tej konfrontacji, to po pewnym czasie nawet dobre rządzenie dewaluuje się w pewien sposób.
- Przed podpisaniem aktu koalicyjnego PO i BBS, to Platforma starała się być opozycją w Radzie Miejskiej. Pan od początku był jednak zwolennikiem tej koalicji.
- Nie ulega wątpliwości, że łatwiej jest coś zrobić wspólnie. Ta koalicja nie wpisuje się w stu procentach w wizję Platformy Obywatelskiej, na temat zarządzania miastem. Koalicja polega jednak na tym, aby każdy coś z siebie dał, w celu stworzenia wspólnego programu, możliwego do zrealizowania. Oczywiście, z pożytkiem dla mieszkańców.
- Gdyby PO nie zawarła koalicji z BBS, Andrzej Mikoda nadal popierałby wszystkie działania burmistrza? Nie wszyscy radni PO akceptują politykę Franciszka Października.
- Nie jest tak, że zgadzam się ze wszystkim, co robi burmistrz. Często o tym rozmawiamy, są dyskusje na komisjach. Istnienie koalicji nie oznacza, że wszystko przechodzi bezboleśnie, są zgrzyty. To dwa ugrupowania ze swoimi wizjami, które próbują współdziałać, co nie zawsze się udaje. Staram się podchodzić do problemów w sposób merytoryczny. Nie lubię zadawać zbędnych pytań, jeżeli rozumiem problem. Często radny wie, o co chodzi, ale chce zaistnieć i pyta na sesji. To kwestia kreowania własnego wizerunku. Krytyka, ale merytoryczna. Jeżeli mam pomysł i wiem, jak go zrealizować, będę forsował swoją wizję. Jeżeli miałem uwagi do budżetu miasta, to je proponowałem. Nie można stosować totalnej negacji, aczkolwiek jest to większe prawo opozycji, bez tłumaczenia się, dlaczego to robi.
- A jeżeli działania władzy krytykują radni PO? Nie mówicie im w Platformie: - Dajcie spokój, jesteśmy w koalicji!?
- Nie ma z góry narzuconego reżimu, że jest koalicja i nie możemy się krytycznie odzywać. Radny to człowiek niezależny. Ma prawo do własnych poglądów. Wiadomo, jesteśmy związani umową. Jeśli chodzi o strategiczne sprawy, nie widzę większego rozdźwięku.
- Dyscypliny nie trzeba wprowadzać?
- Raczej nie stosujemy takich rzeczy.
- A w sprawie podwyżki cen wody była w Platformie dyscyplina?
- Nie jestem pewien, ale chyba nie wprowadzaliśmy dyscypliny. Były uzgodnienia.
- Bywają różne sposoby sprawowania mandatu. Są radni, którzy często zabierają głos, piszą interpelacje - widać ich aktywność. Są też tacy, którzy nie odzywają się przez całą kadencję i biorą taką samą dietę. Jakie jest pana zdanie? Mieszkańcy, którzy czytają o obradach RM i oglądają sesje w telewizji, mają chyba prawo wiedzieć, co myśli i mówi ich radny?
- Niewątpliwie mieszkańcy mają prawo wiedzieć, co robi radny. Jest pytanie - na ile mieszkańcy chcą wiedzieć? To zależy od postawy radnego i od otoczenia, w którym się znajduje. Też mogę pisać tysiące interpelacji, ale mam inne sposoby załatwiania spraw. Mam kontakt z wieloma osobami i czasami rozmowa wystarczy, aby problem rozwiązać. Robię to jako zwykły radny, nie przewodniczący. Drogę pisemną wybieram, gdy inne sposoby nie skutkują. Często radni opozycyjni wybierają drogę papierową. Może wynika to z mniejszego zasobu informacji, a może mają kontakty z ludźmi, nastawionymi bardziej krytycznie, a może chcą zaistnieć, pokazać swoje zaangażowanie? Nie wiem, który sposób jest lepszy. Dla mnie liczy się skuteczność. Inną sprawą jest to, o co radny pyta. Jeżeli to ważne sprawy, uważam, że warto o tym mówić na sesji RM. Często poruszane są błahe rzeczy, które wystarczy zgłosić do któregoś z wydziałów Urzędu Miejskiego.
- Może nie powinno się popadać ze skrajności w skrajność - od pytania o każdą dziurę w chodniku do nieodzywania się na sesjach i przyjęcie roli "maszynki do głosowania"?
- Moja koncepcja jest taka - pracujemy, kłócimy się nad projektami na komisjach. Na sesję powinno się przychodzić z określonym zdaniem i głosować. Powinniśmy robocze rzeczy zrzucać na komisje. Na sesjach - owszem powinno się wygłaszać swoje opinie, nawet krytyczne, ale merytorycznie i na temat. Zdarza się, że wypowiedź radnego trwa długo, ale trudno zrozumieć, o co chodzi.
- Prowadzi pan sesję spokojnie, ale pokazał pan swoje "drugie oblicze", gdy Święty Mikołaj wręczał koszulki od szczypiornistów. Niektórzy byli zdziwieni, że zareagował pan tak ostro i omal nie wyrzucił go za drzwi.
- Może byli zdziwieni, ale ja uważam, że moja reakcja nie była aż tak ostra. Wiele osób oczekiwało bardziej stanowczych działań. Mamy statut, który dokładnie określa, jak powinna przebiegać sesja.
- Nie każdy musi znać statut...
- Nie musi, ale powinien się podporządkować. Nie można wchodzić na sesję, kiedy się chce i robić, co się chce!
- Istniała obawa, że gdyby szczypiorniści przyszli wcześniej i powiedzieli, o co im chodzi, nie pozwoliłby pan na rozdawanie koszulek...
- To już inna dyskusja, gdyby przyszli i poinformowali. Mógłbym im pozwolić, albo nie, podjęliby ryzyko. Chciano, abym wyciągnął większe konsekwencje.
- Jakie konsekwencje? Jakie ma pan narzędzia?
- Narzędzia prawne, z których mogę skorzystać. Lepiej takie rzeczy wcześniej konsultować. To nie chodziło o mnie, przewodniczącego Mikodę, ale urząd, który za tym stoi. Nie mogłem się zachować nijak, musiałem zająć stanowisko.
- Są głosy, że Platforma Obywatelska tylko traci na koalicji z BBS. Oprócz stanowiska przewodniczącego, innych korzyści nie ma, o wszystkimi i tak decyduje burmistrz. Po prostu podporządkowaliście się BBS-owi.
- Może nie do końca tak. Z jednej strony jest układ w Radzie Miejskiej - arytmetyka mówi wszystko. Jeżeli liczby wyglądałyby inaczej, pozycja Platformy byłaby zupełnie inna. Głównym celem koalicji były działania dla miasta i Platforma nie mogła stać obok. Mamy strategiczną inwestycję - obwodnicę Oławy. Wspólnie z BBS zaczęliśmy pewne inwestycje, które kończymy. Są jednak również takie, których miasto nie jest w stanie zrealizować bez pomocy posła Romana Kaczora.
- To koalicja jest pomiędzy posłem a burmistrzem?
- Poseł też jest z Platformy.
- Obwodnica Oławy - jeżeli powstanie - też będzie sukcesem koalicji PO-BBS?
- Na pewno. Miasto w pewnym sensie zainicjowało proces. Podjęliśmy działania, aby problem obwodnicy pojawił się gdziekolwiek. Wspomagają nas poseł Kaczor i radny Jacek Pilawa. Miasta nie stać na wybudowanie obwodnicy. Inne sukcesy tej koalicji to zakończone inwestycje. Są kolejne pomysły, ale musimy pozbierać finanse.
- A jest pomysł na przyszłego burmistrza Oławy?
- On się gdzieś tam kreuje, ale jeszcze nikt o tym oficjalnie nie mówi. Były pewne deklaracje BBS. Może się zmienić cała struktura Rady Miejskiej, bo mamy okręgi jednomandatowe. Czy Platforma wystartuje sama, czy w koalicji - to jeszcze kwestia otwarta. Zostało trochę czasu, zobaczymy, jak będzie się układała nasza współpraca koalicyjna.
- Niektórzy mówią, że pan jest już jedną nogą w BBS.
- Niektórzy chętnie by mnie tam widzieli. Staram się z wszystkimi rozmawiać, także z radnymi, kolegami z PiS. Mam zasadę - możemy dyskutować i kłócić się, ale jako radni. Wychodząc z sali obrad, powinniśmy po przyjacielsku podać sobie rękę, ale ostatnio to się nie udaje. Z niektórymi ciężko się rozmawia.
- Ubiegły rok był bogaty w inicjatywy społeczne - happeningi, pokazywanie niezadowolenia z poczynań władzy, dużo wniosków o udostępnianie informacji publicznej, oddolne inicjatywy.
- Do biura Rady Miejskiej wpływa naprawdę dużo zapytań. Trudno powiedzieć, z czego wynika to nagłe zainteresowanie. Jest to niewątpliwie wąskie grono osób, które stale piszą. Uważałbym to za bardzo pozytywne zjawisko, gdyby było w to zaangażowanych więcej ludzi, tworzyły się grupy, interesujące się życiem społecznym. Z czego wynikają te ruchy? Być może z sytuacji kryzysowej. Jest niepewność finansowa, ludzie drżą o posady. Wiąże się to z niepewnością społeczną i może przez ten pryzmat mieszkańcy zwracają uwagę na więcej zjawisk. Nie uważam tego za negatywne. Chciałbym, żeby obywatele bardziej się interesowali i wykazywali inicjatywę. Mielibyśmy z czego czerpać. Łatwiej jest wspierać inicjatywę, która wychodzi z dołu, bo pokazuje ona potrzeby ludzi, a my tylko pomagamy to wykonać.
- Była taka inicjatywa w sprawie skate parku. Praktyka pokazała jednak, że pomysły oddolne nie są poważnie traktowane przez Radę.
- Jest także kwestia, z której strony taka inicjatywa się rodzi...
- Zauważyłam.
- ... oraz kto ma jaki wpływ na finanse miasta. Pozostaje także kwestia przekonania władzy do pomysłu. Platforma poparła inicjatywę skate parku. Ma szansę realizacji, ale musi poczekać. Szukamy sposobów jej ewentualnego dofinansowania. Odpadła wersja okrojona. Jeśli zrobić skate park, to z prawdziwego zdarzenia. Burmistrz nie wyklucza, że może uda się to zrealizować jeszcze w tym roku. Podoba mi się promowanie przez wiele miast oddolnego wpływania na budżet miasta - możliwość wybierania inwestycji przez obywateli - czyli tzw. budżet obywatelski. Radny jest zawsze między dwiema stronami - rozumie, że potrzebne są podwyżki wody, podatków, ale także rozumie obywateli, których one dotykają. Dzisiejsze podwyżki są bolesne, ale w przyszłości kolejne nie będą tak drastyczne. To duża odpowiedzialność, która na nas ciąży. Można być populistą i ciągle być przeciw, ale jak długo? Też chętnie głosowałbym, żeby nie podnosić żadnych opłat.<br />
- Mógłby pan przestać być przewodniczącym...
- Nie jestem aż tak przywiązany do tej funkcji. To nie jest moje miejsce w życiu, mam do tego dystans.
Reklama
Z Andrzejem Mikodą, przewodniczącym Rady Miejskiej w Oławie i członkiem władz koła miejskiego Platformy Obywatelskiej - rozmawia Monika Gałuszka-Sucharska
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze