Jelcz-Laskowice/Moskwa
Pasją Cezarego Rybki z Jelcza-Laskowic jest zwiedzanie świata na motocyklu. To zamiłowanie dzieli z grupą znajomych, którzy od lat mu towarzyszą w podróżach. W ciągu pięciu lat zwiedzili 25 krajów europejskich, w tym Węgry ,Turcję, Bośnię i Hercegowinę, Macedonię, Rumunię, Bułgarię, Grecję, Chorwację, Półwysep Krymski, Mołdawię i Albanię.
Ten rok był wyjątkowy, zwłaszcza dla Cezarego, który w sierpniu skończył 50 lat, więc wyprawa też musiała być wyjątkowa. O podróży do Rosji, a zwłaszcza do Moskwy, marzył od dawna. Pomysł wyjazdu do niezwykłego i kontrowersyjnego kraju narodził się rok temu, podczas wyprawy na Sycylię.
Smoleńsk i Katyń
Wyruszyli 30 lipca, w nieco zmienionym składzie. Ze starej grupy pozostali: "Waldi", czyli Waldemar Kowalczyk, "Romulus" - Roman Leonik, Michał Czekatowski i Cezary Rybka, ksywka "Rybek". Zabrakło duchowego opiekuna ekipy księdza Mariusza Leonika. Nie mógł pojechać, bo wyjazd zbiegł się w czasie z przenosinami do innej parafii - jego miejsce zajął Krzysiek.
Data dotarcia do celu była ściśle określona - 6 sierpnia. Tego dnia urodził się Cezary i chciał z tej okazji wypić szampana na placu Czerwonym.
Trzeba więc było trzymać się twardo wyznaczonego planu podróży. Pojechali przez Białoruś. Po drodze zwiedzili stolicę - Mińsk. Do granicy rosyjskiej było bez problemów, chociaż w tym wypadku trudno mówić o granicy. - Tam czegoś takiego po prostu nie ma - stwierdza Cezary. - Żadnych szlabanów, strażników, kontroli paszportowej. O tym, że to granica, mówi tylko przydrożny znak, ale można go nie zauważyć. Jedzie się jak przez jedno państwo.
Pierwsze postoje w Rosji to Katyń i Smoleńsk. Tych miejsc nie mogli pominąć. Wywołują silne emocje. Katyń wygląda jak miejsce pamięci, ale Smoleńsk mocno pobudza wyobraźnię. - To, co tam zobaczyliśmy, daje dużo do myślenia - mówi Czarek. - Rodzi wiele pytań i wątpliwości na temat przekazywanych nam informacji, ale nie chcę o tym mówić, rozdrapywać wciąż żywe rany. Mam swoje przemyślenia i nie chcę się nimi dzielić, bo po co? Ten temat wywołuje zbyt wiele kontrowersji, a ja nie chcę brać udziału w tej bezowocnej dyskusji. Nie wierzę, że coś zmieni.
Nędza i przepych
Równie emocjonalna była wizyta motocyklistów w małej wiosce, około 70 km przed wjazdem do Moskwy. Aby się napić świeżej wody i trochę odpocząć, musieli zjechać z pięknej, szerokiej, kilkupasmowej asfaltowej trasy, wiodącej do stolicy. Na trasie do pobliskiej miejscowości asfaltu nie było. Zdaniem Cezarego, trudno też było nazwać to coś drogą. Niczym nie utwardzona, pełna wybojów. Przerażający był też widok tamtejszych domów. - Wszystkie popodpierane kijami, żeby się nie zawaliły - opowiada. - Pochylone, drewniane, szare chatki, a przy nich studnie z żurawiem. Smutny widok, nie spodziewałem się aż takiej biedy. Mieszkańcy sympatyczni, ale też bardzo biedni. Żyją z tego, co sami wyhodują i aż trudno sobie wyobrazić, że 70 kilometrów dalej znajduje się jedno z najbogatszych miast Starego Kontynentu, gdzie za kilogram ziemniaków trzeba zapłacić trzy złote, gdzie znajduje się najstarsze europejskie metro i jest galeria handlowa z najdroższymi butikami w Europie.
Kolejka do Lenina
Przepych i bogactwo Moskwy zatykało im dech w piersiach. Według Cezarego, to było jak przejście ze slamsów do pałacu. Na każdym kroku słynne złote kopuły. Ogromne, bogato zdobione budowle, pomniki historycznych postaci oraz fontanny i pełno turystów, jak w większości historycznych europejskich miast. Prawie każdy chce zobaczyć mauzoleum Lenina, dlatego całymi dniami stoi tam kilometrowa kolejka. - Nam też się udało go zobaczyć - śmieje się "Rybek". - Dziwne miejsce, ale jeszcze dziwniejsze jest zachowanie miejscowej ludności. Oni go wciąż kochają, wielbią. Prawie wszyscy wchodzący płaczą, jak na pogrzebie. To chyba jedno z najlepiej strzeżonych miejsc na świecie. Nie można nic wnieść metalowego, żadnej torebki , aparatu fotograficznego, kamery, nawet telefonu komórkowego.
Dobrze strzeżony jest też plac Czerwony, mundurowi na każdym rogu. To jednak nie powstrzymało Cezarego od spełnienia urodzinowego marzenia. Otoczony wianuszkiem kolegów, usiadł na środku placu i wprost z butelki napił się szampana. Były też życzenia. Jakie? To pozostanie jego tajemnicą...
W strugach deszczu
Z Moskwy pojechali do Sankt Petersburga, by podziwiać kolejne miasto carów. Udało im się zwiedzić Pałac Zimowy, ze słynną bursztynowa komnatą, a także letni z przepięknymi ogrodami, fontannami oraz z 2588 kanałami, wpadającymi do Morza Bałtyckiego.
W drodze powrotnej zahaczyli o Tallin, Rygę i Wilno, odwiedzając Ostrą Bramę oraz miejsca pamięci Adama Mickiewicza. Mieli jednak bardzo utrudnione zadanie, ponieważ prawie przez całą drogę powrotną nieustanie padał deszcz. - Jeszcze nigdy nie złapaliśmy tyle deszczu - śmieje się jubilat. - Koszmarne przeżycie. Wszytko mieliśmy przemoknięte do ostatniej nitki, a brakowało czasu na suszenie. Nawet nie można było zapalić papierosa, bo też były przemoknięte. Mimo wszystko była to jedna z fajniejszych, chociaż i najdroższych wypraw. Wizy na Białoruś i Rosję są bardzo drogie. Pobyt w Moskwie też. Warto jednak było tam jechać. Zupełnie inna kultura, sposób życia i niezapomniane wrażenia.
W ciągu dwóch tygodni motocykliści przejechali 4.800 km, a co najważniejsze spełniło się marzenie "Rybka". Gdzie i czy pojadą za rok - jeszcze nie zdecydowali.
Wioletta Kamińska
Fot.: archiwum Cezarego Rybki
Napisz komentarz
Komentarze