Oława Dzień Pracownika Socjalnego
- Pracownicy socjalni obchodzą 21 listopada swoje święto?
- Raczej świętujemy we własnym gronie, integrujemy się, spędzamy czas razem.W naszym ośrodku jest 14 pracowników socjalnych, mamy swoje rejony. Dwóch pracowników działa przy realizacji projektów.
- Jak długo jest pani pracownikiem socjalnym?
- 18 lat, ale miałam przerwy. Zaczęłam w 1981 roku.
- O pracownikach socjalnych media donoszą głównie wtedy, gdy coś się stanie, a taki pracownik tego nie zauważył. Wszyscy zastanawiają się ostatnio, jak to możliwe, że pracownica nie zauważyła, że kobieta była kilka razy w ciąży, a jej dzieci znikały. Rzeczywiście jest tak, że pracownik popatrzy, czy jest posprzątane i wychodzi?
- Nie, nie! Przeprowadzany jest wywiad. Najczęściej zna się już te rodziny. Są pewne ograniczenia. Wyjście w teren jest możliwe między godzinami 9.00 a 13.00. Uniemożliwia nam to czasem kontakt z dziećmi szkolnymi. Absolutnie jednak nie tłumaczę tego przypadku. Mamy wyznaczone godziny pracy, więcej - nie mamy prawa wejść do czyjegoś domu po godz. 16.00. Musi to być wyjątkowy przypadek. Nie mamy takich uprawnień, jakie ma kurator sądowy, który może wejść do mieszkania o każdej godzinie.
- Często po tragedii okazuje się, że są protokoły, a w papierach wszystko jest w porządku. Można odnieść wrażenie, że pracownicy socjalni produkują dokumenty, a rzeczywistość jest inna. Jak można nie zauważyć, że kobieta była kilkakrotnie w ciąży?
- Też nie rozumiem, jak można było tego nie zauważyć. Przez 18 lat mojej pracy nie spotkałam się z podobnym przypadkiem, ale klienci są różni. Z opowiadań znam sytuacje podstawiania cudzych dzieci, pożyczania ich. Bardzo mnie dziwi, jeżeli nad rodziną jest kurator, mający możliwość kontaktu o każdej porze, a w sytuacjach dramatycznych całą odpowiedzialnością obarcza się pracownika socjalnego. Z drugiej strony nie umniejszam jego odpowiedzialności, bo nie wyobrażam sobie, jak to się mogło zdarzyć. Gdy wszystko jest w porządku, to nas się pomija. Najgorzej, gdy coś się wydarzy. Nie jest nam przyjemnie, jak słyszymy, że pracownik czegoś nie zauważył. Czasem boimy się wyjść w teren, musimy brać kogoś ze sobą. Są środowiska, do których nie można iść samemu - korzystamy z pomocy policji i Straży Miejskiej. Także wtedy, gdy nie wiemy, co się dzieje ze starszą, samotną osobą, nie dającą znaków życia.
- Ile rodzin ma pani pod opieką?
- W jednym rejonie jest około 2500 osób. Są różne rejony, korzystające z pomocy społecznej. Niektóre osoby mają w swoim obszarze dużo dzieci, osoby bezrobotne, albo starsze. Co jakiś czas następuje zmiana rejonu, aby nie popaść w rutynę. Lubię poznawać nowych ludzi.
- Udzielacie głównie pomocy finansowej w formie zasiłków, a co z pomocą w organizacji życia?
- Też pomagamy, nową formą jest praca asystenta rodzinnego. Są bowiem rodziny, którym trzeba pomóc, uaktywnić je. Polityka społeczna jest nastawiona na to, żeby praca socjalna była nastawiona na działanie, a nie tylko udzielanie pomocy finansowej. Chodzi o to, żeby osoby bezrobotne były zmotywowane do znalezienia pracy i usamodzielnienia się, oczywiście pod kierunkiem i przy wsparciu pracownika socjalnego.
- Bezrobocie jest główną przyczyną problemów?
- Bezrobocie, alkoholizm, niepełnosprawność. Zaobserwowałam, że kiedyś pomoc społeczna była skierowana głównie na ludzi starszych i schorowanych. To była typowa opieka. Jesteśmy wyczuleni na słowo "opieka", bo nie od tego jesteśmy. Mamy tylko wspomagać. Opiekujemy się tylko osobami, które nie mogą od siebie już niczego dać - potrzebują usług opiekuńczych, nie wypracowały emerytury, nie mają renty. Tych ostatnich osób przybywa, będziemy tworzyć "drugi ZUS". Wiele osób będzie trafiało do nas - tym bardziej, że jest przyzwolenie na pracę "na czarno". Oni nie udowodnią w ZUS, że pracowali, tylko przyjdą do nas po zasiłek. Jeżeli wiek nie pozwoli im na podjęcie pracy, zostaną naszymi klientami już do końca życia. My, pracownicy socjalni, nie mamy gotowych rozwiązań. Potrzebne jest patrzenie z obu stron. Nasi klienci głównie potrzebują środków do życia.
- Zdarza się, że rodziny nie mówią wam całej prawdy, próbują wykorzystać system i dostać pieniądze?
CZYTAJ DALEJ: [STRONA]
- Oczywiście! Nieraz zastanawiam się, czy nie wywiesić sobie identyfikatora "wydział dochodzeniowy", bo do wszystkiego muszę sama dojść.
- Mówi pani, że rośnie liczba klientów opieki społecznej. Z czego to wynika? Może czasami z niechęci do pracy?
- Są różne sytuacje. Do konieczności pomagania osobom starszym doszło bezrobocie. Z drugiej strony w wielu przypadkach praca nie jest już tak trudno osiągalna, tylko trzeba coś ze sobą zrobić. Planowane zmiany polityki społecznej mają na celu wypracowanie działań, które zmniejszą liczbę klientów opieki społecznej. Potrzebne są programy, aby człowiek ruszył z miejsca.
- Pamięta pani najtrudniejsze przypadki ze swojej pracy?
- Niektórzy klienci robią wszystko, aby zdobyć jakąś kasę i nas oszukać. Miałam osobę, która miała swoje źródło dochodu i ukrywała je. To człowiek chory psychicznie i tym tłumaczę to zachowanie. Brnie w nieskończoność, nie chce oddać pieniędzy, choć to nieduża kwota. Sądy, kolegium odwoławcze. To niekończąca się sprawa. Trudnym terenem jest Zwierzyniec, gdzie skumulowano osoby nieradzące sobie w życiu. Nie narzekałam jednak na kontakt z tymi ludźmi. Są grzeczni, rozumieją moją pracę. Podobne odczucia miałam, gdy w Jelczu-Laskowicach pracowałam "na hotelu". Wchodziłam do "czternastki", a drzwi otwierały się jakby ksiądz szedł po kolędzie. Miło wspominam pracę z tymi ludźmi, choć bywały bardzo trudne sytuacje.
- Czy jest coś takiego, jak dziedziczenie biedy, albo pewnego stylu życia?
- Często osoby, które znajdą pracę i ruszą z miejsca, są nauczone przez rodzinę łatwego zdobywania pieniędzy. Pomimo, iż nie spełniają kryteriów dochodowych, składają podanie z koncertem życzeń. Chcą zasiłku celowego, okresowego i wszystkich innych form pomocy. Mają pretensje i są przyzwyczajeni, że opieka im da. Są przymiarki do zmiany przepisów, żeby do dochodu nie wliczać otrzymywanych zasiłków, wzrośnie też kryterium dochodowe. Najbardziej cieszy, gdy bezrobotny podejmie pracę, niepełnosprawny pójdzie do szkoły, weźmie udział w projekcie. Dobrze jest pomagać.
- Czytałam informację, przygotowaną dla radnych przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Z niej wynika, że najliczniejszą grupą beneficjentów opieki społecznej są mężczyźni w wieku produkcyjnym i lekko poprodukcyjnym. Nic dziwnego, iż uważa się, że opieka daje pieniądze pijaczkom z ławek, a osoba naprawdę potrzebująca, nic nie dostaje...
- Też to widzimy i nie zawsze nam się to podoba. Trafiłam kiedyś do rodziny, w której był alkohol, w trakcie wywiadu zastałam pijane, agresywne towarzystwo. Ojciec około czterdziestki, z zasiłkami, starał się o dodatkową pomoc finansową. Odmówiłam mu. Zaskarżył tę decyzję i została uchylona. Stwierdzono, że to przypadek wymagający pomocy, bo osoba nadużywająca alkoholu jest chora i to się jej należy. Takie są przepisy. Nie tolerujemy picia alkoholu, ale pewne rozwiązania narzuca się nam odgórnie.
- Możecie skierować takiego mężczyznę na terapię?
- Oczywiście. Jadę zaraz do rodziny, gdzie matka zgłosiła problem alkoholu. Nie radzi sobie. Są takie przypadki, a najczęściej cierpią kobiety.
- Niektórzy się was boją. Myślą - przyjdzie do mieszkania i będzie szpiegowała...
- Strach jest wtedy, gdy przychodzimy sprawdzić, co się dzieje w domu, bo mamy niepokojące sygnały.
- Był taki serial o pracownikach socjalnych "Głęboka woda"? Oglądała go pani?
- Bardzo czekałam na ten film, ale się rozczarowałam.
- Pracownicy socjalni byli tak zaangażowani w pomoc, że działali w dzień i nocą, prawie nie mieli swojego życia...
- Nie mogłam tego filmu oglądać, widziałam tylko jeden odcinek. Z naszej perspektywy to wygląda zupełnie inaczej. Przesadzili, chociaż moja córka uznała, że to piękny film. My jesteśmy pomoc społeczna, a nie opieka. To naprawdę zasadnicza różnica. Dajemy pomoc, nie zapewniamy wszystkiego. Kocham pracę z ludźmi, ale mimo wszystko - to mój zawód. Chociaż prestiż naszego zawodu jest w Polsce...
- ...słaby.
- Naprawdę! Wymagania coraz większe, dokształcamy się, a wynagrodzenie - nie rośnie. Błąd tkwi chyba też w nazwie "pracownik socjalny". Ludzie kojarzą nas z usługami opiekuńczymi albo z PCK. Niektórzy dziwią się i pytają, jak ja mogę w takim zawodzie pracować? Co tu tłumaczyć? Po prostu lubię to!
Napisz komentarz
Komentarze