- Pan pali?
- Nie.
- To może chociaż żona zawija cygara na udach, jak robią to Kubanki?
- No, może dla kogoś innego, bo jakby coś, to ja bym chyba wyczuł. Ale tak na poważnie, to nikt w rodzinie nie pali i nie palił. Raz próbowałem, ale to było przed wojskiem, trochę się zakrztusiłem i chęć palenia przeszła.
- Ale tytoniu nie brakuje...
- Nie brakuje. Obsadzam pół hektara, mamy z tego 900 kg do zdania, a wcale nie jestem jakimś dużym producentem.
- To ilu was jest w Grędzinie?
- Zostało już tylko trzech.To w sumie ok. 5 hektarów, dających rocznie ok.10 ton tytoniu. Wszyscy należymy do grupy producenckiej Związek Producentów Tytoniu w Oleśnicy.
- To niezbyt wiele, ale i tak Grędzina pozostaje zagłębiem tytoniowym powiatu oławskiego.
- Już w latach 1960-70 uprawiano tu tytoń. Wtedy było kilkunastu producentów.
- A skąd u pana pomysł, aby wejść w tytoń?
- Tata mojej żony, Alfredy, też sadził tytoń, ale to było nie w Grędzinie...
- Czyli, krótko mówiąc, żona panu kazała?
- Można tak powiedzieć, ale poważnie to chodziło przede wszystkim o opłacalność, choć na pewno trochę także o sentymenty.
- Wysoka była ta opłacalność?
- Kiedyś wystarczało obsadzić kilkanaście arów i opłacało się tak, jak dzisiaj przy hektarze. Kiedyś obliczyłem, że wtedy z hektara można było po roku kupić nowego poloneza. Teraz opłacalność spadła, lepiej obsadzać większy areał, no i należeć do grupy producenckiej, żeby nie martwić się o zbyt. W tym roku jesteśmy dodatkowo w wielkiej niewiadomej, bo ma być tzw. "dopłata jakościowa", ale na razie nikt nie wie, ile i za co.
- Generalnie to co się liczy w produkcji tytoniu?
- Wielkość liści i kolor. Barwa powinna być brązowa, wpadająca w czekoladę. Liczą się oczywiście te największe i bez przebarwień, o wilgotności do 20%. Za te najcenniejsze, pierwszej klasy, można dostać 7 zł za kg.
- Skoro z hektara średnio wychodzi ok.2 ton, to nie jest jakiś wielki zysk.
- Właśnie mówię, że opłacalność spadła. A warto wiedzieć, że przy tytoniu to trzeba cały czas pracować. Kiedyś wyliczono, że gdyby jedna osoba chciała wszystko sama robić, to przy jednym hektarze potrzeba by jej było1800 godzin, czyli ok.10 miesięcy pracy. Z jednego krzaka, który może wyrosnąć nawet ponad 2 metry (najlepsze są takie 1,5 m), robimy trzy podrywki. Pierwsza od dołu daje nam "nadspodaki", druga - "liście środkowe", a trzecia, najwyżej - "podwierzchołkowe". W sumie mamy ok.20 liści na krzaczek. Ale to nie wszystko. Wcześniej obrywamy wszystkie kwiaty, żeby cała siła rośliny poszła w liście. Jeśli przyjmiemy, że na hektarze jest 20 tys. krzaków, to naprawdę jest co robić. I to wszystko ręcznie.
- To pewnie trzeba uważać?
- Oczywiście. Tytoń jest szkodliwy dla zdrowia, to wiemy. Mało kto jednak wie, że on przedostaje się do organizmu także przez skórę. Rwiemy więc w rękawiczkach i trzeba być ubranym tak, aby nie było gołej skóry, bo może dojść do zatrucia nikotynowego. A wtedy zawroty głowy, mdłości, jakby ktoś wypalił parę papierosów jeden z drugim.
- A ten tytoń, który produkujecie, jak się nazywa?
- To odmiana "Burley", typowy tytoń papierosowy. Zdajemy go do grupy producenckiej, a ta sprzedaje dalej, ostatnio do firmy "Philip Morris" w Krakowie.
- Czyli do wiodącego światowego producenta wyrobów tytoniowych. Zatem może być tak, że paląc papierosy marlboro lub L&M, spalamy tytoń z Grędziny?
- Mogłoby tak być.
- Tytoń to strategiczny towar dla naszego państwa, objęty akcyzą. Co z tego wynika dla was?
- Wszystko musi być wcześniej zakontraktowane. A potem przyjeżdżają, sprawdzają, ile obsadzamy. Musi się zgadzać z tym, co zadeklarowaliśmy. Przedstawiciele zakładów tytoniowych przyjeżdżają nawet parę razy w sezonie, kontrolują jakość i ilość. Trzeba też mieć historię oprysków, a wszystkie środki ochrony roślin muszą być z listy, zatwierdzonej przez producenta.
- Prześledźmy drogę od nasionka do papierosa.
- Nasionko jest ważne. A wie pan, że jest mniejsze niż ziarnko maku! W jednej małej łyżeczce mieści się ok.18 tysięcy nasionek tytoniu. Gdyby je wysypać do ziemi, nawet byśmy nie zauważyli. Dlatego przy obsiewaniu często dodaje się garść piasku na łyżeczkę nasion, aby było widać, czy wysiewanie jest równomierne. Biały piasek pomaga określić, gdzie i ile się wysiewa.
- Kiedy to się dzieje?
- Wiosną. Do 15 marca, najpóźniej do "Józefa", w tunelach foliowych. Do 15 maja rozsada powinna być wysadzone w pole. Kiedyś robiliśmy to ręcznie, teraz pomaga maszyna. Odstępy miedzy krzaczkami 45-60 cm, a między rzędami 90-120 cm. Wtedy jest najlepsze światło, bo tytoń to roślina światłolubna i ciepłolubna. Dlatego najgorsze, co może nam się trafić, to wiosenne lub jesienne przymrozki. Wystarczą 2-3 stopnie mrozu i wiosną trzeba wszystko zaczynać od nowa, a jesienią już tylko spalić. Problemem może być także woda. Tytoń nie lubi być podmywany. Ma płytkie korzenie, więc trzeba podnosić rośliny, żeby w czasie ulewy woda opadała niżej.
- A jak już zerwiecie wszystkie liście?
- Nawlekamy je na drut i suszymy w drewnianych wiatach. Takie naturalne suszenie trwa ok.1,5 miesiąca i zależy od pogoda. Potem sortujemy - liść po liściu - na klasy i "balikujemy", czyli tworzymy kostki o wadze do 30 kg. I te "baliki" jadą do sprzedaży. Potem, już w zakładach, tytoń jest gotowany i traci część substancji smolistych, które są najbardziej szkodliwe dla zdrowia. Zresztą generalnie lepiej tytoń uprawiać, niż go palić bo to jednak zawsze szkodzi.
- I przy tym pozostańmy.
Reklama
Z Franciszkiem Migasem - producentem tytoniu z Grędziny - rozmawia Jerzy Kamiński
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze