Oława. Wielki wyczyn
Oławianin ma 33 lata, jest policjantem. Pracuje w komisariacie w Jelczu-Laskowicach. W 2011 roku podczas zajęć w szkole policyjnej w Pile dołączył do potencjalnych dawców szpiku kostnego. Postanowił, że chce komuś pomóc wygrać walkę ze śmiertelną chorobą. - Mam kolegę, który jest chory na białaczkę - mówi Krystian. - Od dawna nie może znaleźć odpowiedniego dawcy. Lekarze pobrali jego chory szpik i leczyli chemią. Później znów wszczepili. Jednak to nie przyniosło efektu. Wiem, jak trudno znaleźć dawcę, pasującego genetycznie. Znajomy wciąż czeka.
Dołączenie do bazy dawców wcale nie oznacza, że od razu znajdzie się chory, do którego szpik pasuje. Niektórzy czekają na swoją szansę kilkanaście lat. Od momentu zadeklarowania, że Krystian chce oddać szpik, minął rok. W czerwcu niespodziewanie zadzwonił telefon. Pracownica fundacji DKMS z Warszawy poinformowała, że jest osoba, do której jego szpik pasuje. - Byłem zaskoczony, bo tyle czasu nikt się nie odzywał. Zupełnie wypadło mi to z głowy. Pytali, czy nie chcę się wycofać, dali dzień do namysłu. Ale nie miałem wątpliwości.
Pomyłka
Krystian odebrał jeszcze kilka telefonów. Z kobietą z fundacji rozmawiał kilka godzin. Krok po kroku przedstawiała wszystkie "za i przeciw". To bardzo pomogło w podjęciu ostatecznej decyzji.
33-latek został skierowany do oławskiego szpitala na pobranie czterech ampułek krwi. Każda trafiła do innego szpitala w celu potwierdzenia zgodności z biorcą. Przyszły wyniki, a wraz z nimi chwila zwątpienia. Okazało się, że jest osoba, która pasuje do biorcy bardziej niż Krystian. - W dziesięciostopniowej skali uzyskałem dziewięć, ale powiadomili mnie, że ktoś ma stuprocentową zgodność. Wtedy emocje opadły i trochę żałowałem, że to nie będę ja. Po kilku dniach okazało się, że zaszła pomyłka. Cieszyłem się, że jednak mogę pomóc.
Fundacja ubezpieczyła Krystiana na 150 tysięcy euro. W klinice onkologicznej w Gliwicach przeszedł bardzo szczegółowe badania. Gdyby okazało się, że jest chory, z akcji byłyby nici.
- Badali mnie od a do z. Miałem robione usg, ekg, rtg i wiele innych. Wszystkie wyniki były dobre. Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem w stu procentach zdrowy!
Dawcą nie może zostać osoba, która ma kłopoty ze zdrowiem lub jest nałogowcem.
W bazie fundacji DKMS zarejestrowało się ponad 247 tysięcy potencjalnych dawców. 240 osób znalazło swojego genetycznego brata.
Krystian nie chciał, żeby pobierano szpik pod narkozą, operacyjnie. Wybrał metodę obiegową, bardziej czasochłonną, polegająca na uzyskaniu szpiku z krwi, a nie z biodra. - Nie mam zaufania do narkozy. Mimo, że operacja trwa tylko dwie godziny, wolałem być świadomy, położyć się na fotelu i poczekać dłużej. Jestem honorowym dawcą krwi, więc taka aparatura wcale mnie nie przeraża.
Zastrzyki w brzuch
Ostatni etap przygotowań do pobrania szpiku jest najgorszy dla tych, którzy boją się zastrzyków. W ciągu czterech dni dawca musi przyjąć dziesięć w brzuch, żeby wymusić wyjście dużej ilości szpiku do krwi.
Pobranie szpiku miało trwać pięć godzin. Krystian leżał przez ten czas bez ruchu. W ręce miał telefon i od czasu do czasu mógł wysłać esemesa. Z każdą godziną był coraz słabszy. Po zabiegu wzmocniono go kroplówkami. Jednak okazało się, że musi się poświęcić jeszcze raz. Lekarze stwierdzili, że organizm oddał jednak za mało szpiku. Krystian wrócił do hotelu, odpoczął, a następnego ranka znów się położył przy specjalnej aparaturze. Tym razem szpiku wyszło trzy razy więcej niż powinno. To kosztowało Krystiana trochę zdrowia. - Byłem bardzo wymęczony, mój organizm był w szoku, a odporność spadła do zera. To jedyny efekt uboczny, na jaki dawca musi się nastawić. Lekarze o tym uprzedzają. Czułem się, jakbym przechodził grypę. Objawy były bardzo podobne. Nic mi się nie chciało. Nawet nie byłem w nastroju, żeby z kimkolwiek się spotykać. Odczuwałem silny ból w kościach. Taki stan utrzymuje się do dwóch tygodni. Z każdym dniem objawy stopniowo ustępują i organizm regeneruje się. Teraz wszystko wróciło do normy. Czuję się tak samo jak przed zabiegiem.
Krystian bardzo chciał wiedzieć, do kogo trafi jego szpik. Zasady jednak są sztywne, dawca na początku nie może uzyskać takiej informacji. Kiedy siedział wycieńczony w szpitalnej świetlicy, zobaczył mężczyznę, który miał w ręce walizkę z niemieckimi napisami. Odczytał, że jest kurierem z Monachium. Zna język, więc zaczepił go. Okazało się, że przyleciał po szpik. Wtedy zapaliła się lampka, że chodzi o komórki Krystiana. Podpytał kuriera, dokąd trafią. Dowiedział się, że do szpitala w Austrii.
Po pewnym czasie rąbka tajemnicy uchylili lekarze. Szpik wszczepiono 66-letniej Austriaczce. Teraz pozostaje czekać. Za sto dni dawca i biorca mogą skontaktować się listownie, ale tylko przez fundację. Treść będzie ocenzurowana, by nie było tam dokładnych danych i podtekstów na temat roszczeń finansowych. Zdarzały się bowiem przypadki, gdy dawca próbował wymusić rekompensatę za uratowane życie... - Najbardziej ciekawi mnie, jak ta kobieta się czuje, czy wszystko jest w porządku. Nie mogę się doczekać pierwszego listu.
Kobiety w chustach
Czy Krystian i jego bliźniaczka genetyczna kiedykolwiek się spotkają? Prawdopodobnie za dwa lata fundacja zorganizuje spotkanie i wtedy dowie się, komu ocalił życie.
Oławianin robi wszystko, żeby zachęcić jak najwięcej osób do rejestrowania się w bazie dawców. Wielu chce to zrobić, ale nie wie, jak i na czym to polega. - Moja rodzina nie była zachwycona, kiedy dowiedziała się, że planuję oddać szpik. Bali się, że to bardzo ryzykowne, że coś mi się stanie. Dopiero kiedy pokazałem im filmiki informacyjne, wszystko wytłumaczyłem, zrozumieli i uspokoili się.
Krystian spotkał w klinice ludzi, którzy cierpią i od lat czekają na ratunek. Najgorszy był widok dzieci. W pamięci został też inny moment. Kiedy siedział w szpitalnej poczekalni, obok niego czekały kobiety zniszczone chorobą, bez włosów, z chustami na głowach. - Na korytarz wyszła pielęgniarka, wyczytała moje nazwisko i powiedziała, że jestem dawcą. One wszystkie na mnie spojrzały z taką niesamowitą iskrą w oku. Z nadzieją, że uratuję im życie.
Oławianin za swoje poświęcenie otrzymał specjalną odznakę. Mówi, że największą nagrodą jest jednak informacja od lekarzy, że na 99% jego szpik się przyjmie, a kobieta wyzdrowieje.
Fundacja pokryła wszelkie koszty dojazdów do kliniki, pobytu w hotelu, posiłki. Krystian nie musiał wydawać ani złotówki z własnej kieszeni. Jedyne, co poświęcił, to czas i dwa tygodnie złego samopoczucia. - To nic nie znaczy, gdy pomyślę, że uratowałem kogoś przed śmiercią.
*
Chorych na białaczkę przybywa każdego dnia. Dawców wciąż jest bardzo mało. Szansa na znalezienie bliźniaka genetycznego graniczy z cudem. Na stronie internetowej fundacji DKMS czytamy: 15 sierpnia, w wieku 19 lat, odeszła od nas Natalka. Bardzo dzielnie walczyła z ostrą białaczką szpikową, wspierana przez rodzinę, bliskich, przyjaciół i zupełnie obce osoby. Żadne słowa nie się wystarczające, aby wyrazić smutek... Podczas Dni Dawcy, dedykowanych Natalce, zarejestrowało się kilkuset nowych potencjalnych dawców.
Jeżeli jesteś zdrowy i nie masz nałogów, zastanów się, czy nie warto oddać cząstki siebie, by ratować innych.
Jak dołączyć do bazy dawców?
Wejdź na stronę www.dkms.pl i kliknij w zakładkę "zostań dawcą".
Tutaj krok po kroku zostaniesz pokierowany, co robić dalej.
Dawcą może być każdy zdrowy człowiek w wieku pomiędzy 18 a 55 rokiem życia. Nie może nim być uzależniony od leków, alkoholu, papierosów i narkotyków.
Na stronie znajdziesz 45 odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania. Warto przeczytasz, zanim podejmiesz decyzję. Są też opinie tych, którzy już uratowali komuś życie
Agnieszka Herba [email protected]
Reklama
Oddał cząstkę siebie. Uratował życie
Znaleźć genetycznego bliźniaka, to trafić szóstkę w totolotka. W tym przypadku nie chodzi o wygranie dużych pieniędzy, tylko życia. Krystian Okolita uratował 66-letnią kobietę
- 02.10.2012 18:08 (aktualizacja 27.09.2023 16:40)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze