W pewien piękny lipcowy dzień udałem się z dziećmi na nowy oławski basen. Po wcześniejszych medialnych informacjach o 32 tysiącach osób odwiedzających nowy obiekt w dwa tygodnie miałem obawy, że może nie uda nam się wejść, biorąc pod uwagę popołudniową porę. Pogoda przypominająca w końcu normalne polskie lato ze słońcem i temperaturą ok. 26 stopni zachęcała do odwiedzenia kąpieliska. Jakież było nasze zdumienie, kiedy okazało się, że na basenie byliśmy sami! Obsługa 5 ratowników i kilka osób z zaplecza technicznego patrzyła na nas trochę ze zdziwieniem. Po godzinie przyszło jeszcze kilka osób, ale to było wszystko tego dnia. Po krótkiej rozmowie z jednym z ratowników uzyskałem informację, że jutro basen będzie prawdopodobnie zamknięty i w kolejnych dniach raczej też - z powodu małej frekwencji. Niestety, gdy emocje już opadły i trzeba zapłacić niemałe pieniądze za wejście (ja i dwoje dzieci to 35 zł) okazało się, że przewidywania przeciwników budowy tak drogiego basenu w naszym mieście w stu procentach sprawdziły się.
Gdy coś jest za darmo lub za przysłowiową złotówkę, to oczywiście ma wzięcie. Tak było z koncertami i innymi imprezami organizowanymi licznie przez miasto w ostatnim roku wyborczym. Teraz jednak, kiedy trzeba płacić kilkadziesiąt złotych za wejście do lodowatej wody (19 stopni), to wielu chętnych nie ma. Pogoda z temperaturą 26 stopni to normalne polskie lato i na tym powinno się opierać planowanie, jaki basen letni w mieście jest potrzebny. Pamiętajmy także, że obecnie baseny stoją już w niemal każdym przydomowym ogródku czy każdej działce. Innym problemem jest też to, że obiekt ma prawie trzykrotnie mniejszą powierzchnię lustra wody niż poprzedni. Rozumiem, że tak duży basen jak poprzedni nie jest potrzebny (duże koszty utrzymania czystości wody itd.), ale to, co zrobiono, to chyba lekka przesada, co potwierdza z drugiej strony ograniczona liczba osób mogących przebywać na obiekcie i ogromne kolejki w upalne niedziele. Także w przeciętną pogodę obiekt świeci pustkami lub jest zamknięty, a gdy już wracają upały, to nie wszyscy chętni się na nim mieszczą, co nie zdarzało się nigdy na starym basenie. Moim zdaniem można było po prostu rozbudować Termy z możliwością wyjścia na zewnątrz i częścią letnią odkrytą, z podgrzewaną wodą, jak ma to miejsce we wrocławskim parku wodnym czy w innych nowoczesnych tego typu obiektach. Połowa nowego basenu to plac zabaw. Pytanie, po co, skoro obok na Miasteczku jest tego pod dostatkiem i za darmo. Innym wariantem mógł być po prostu kapitalny remont starego basenu za wiele mniejsze pieniądze, biorąc pod uwagę, że basen letni w naszych warunkach jest czynny nie więcej niż 45-50 dni w roku. Wydano prawie 30 mln zł na coś, co będzie niefunkcjonalne i trzeba to będzie utrzymywać. Stworzyliśmy sobie porównywalny proporcjonalnie problem do tego, jaki Wrocław ma z nowym stadionem. Niestety, nie pomoże tutaj nawet geniusz Prezesa Term Jakuba, który z krytego basenu wyciska co może swoim rozsądnym zarządzaniem. Teraz niestety, Zbyszku, będziesz miał twardy orzech do zgryzienia i tylko pozostaje współczuć Ci ogromnie. To kolejna nieprzemyślana inwestycja po niefunkcjonalnym parkingu przy Różanej, strefie relaksu przy Zacisznej, scenie plenerowej w parku. Na to wszystko wydano już prawie 35 mln zł. Ktoś powie, że to z dotacji unijnych - zgadza się, ale to też z naszych podatków. Za te pieniądze byłby już wiadukt lub tunel na wiecznie zakorkowanym przejeździe kolejowym przy ul. Wiejskiej (przy okazji - najnowszy pomysł usprawnienia ruchu w postaci zmiany lokalizacji przejścia i wydanie na to kolejnych 118 tys. zł nic nie da, dlaczego miasto nie wykonało do tej pory pomiaru natężenia ruchu, co jest warunkiem budowy wiaduktu lub tunelu, czy to jest takie skomplikowane?), byłby przystanek kolejowy przy osiedlu Sobieskiego i zostałoby pewnie trochę środków na tak długo wyczekiwaną obwodnicę. To są obiekty, które służyłyby nam i przyszłym pokoleniom w codziennym życiu, a nie od święta, jak te wcześniej wymienione.
Marek Drabiński
Napisz komentarz
Komentarze