Oława Inicjatywa mieszkańca
Jakie są oławskie cmentarze, każdy widzi. Różne. To zapewne rzecz gustu i trudno dyskutować. Są jednak miejsca, gdzie pierwszy rzut oka narzuca skojarzenia z - delikatnie mówiąc - przypadkiem, lub - mniej delikatnie - z bałaganem. Zwłaszcza na starym cmentarzu zdarzają się nagrobki bez ładu i składu. Jedne bliżej alejki, inne dalej. Jedne bardziej wystają ponad grunt, inne mniej. Jedne dłuższe, inne krótsze. Do jednych można dojechać, do innych ciężko dojść, bo starą alejkę zlikwidowano i wypełniono innymi grobami, nie mówiąc już o braku utwardzonych ścieżek, co gazeta rokrocznie wytyka przy okazji jesiennych deszczów. Większość tych spraw to zaszłości - jeszcze z czasów, gdy cmentarzem zarządzało Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej (MPGKiM). Czy można coś zrobić, aby takie problemy więcej się nie pojawiały, także na nowym cmentarzu? - Nie ma idealnych rozwiązań - filozoficznie odpowiada burmistrz Franciszek Październik.
Praprzyczyna
Rok temu oławianin Janusz Kordys interweniował w oławskim urzędzie w sprawie nieprawidłowości na cmentarzu przy ulicy Zwierzynieckiej. Chodziło o to, że firma budowlana, stawiająca po sąsiedzku nagrobek, uszkodziła płytę na grobie. Przy okazji Kordys wytknął urzędowi, że nowy nagrobek powstał zdecydowanie wyżej niż sąsiednie, a na kwaterze grobów dziecięcych pochowano osobę dorosłą. I tak, krok po kroku, oławianin zaczął zauważać coraz więcej nieprawidłowości, gromadził dokumentację fotograficzną, szukał przepisów i przyczyn takiej sytuacji. Wyszło mu, że praprzyczyną jest transformacja ustrojowa po 1990 roku, a co za tym idzie, zmiana struktury urzędów miast i gmin oraz likwidacja podległych im podmiotów gospodarczych. W przypadku Oławy chodzi o likwidację MPGKiM, któremu poprzednio podlegały cmentarze. Ponieważ było wiele skarg na jakość pogrzebów, zarządzanie cmentarzem powierzono prywatnej firmie, wierząc, że wolny rynek usług poprawi ich jakość, a ludzie będą bardziej zadowoleni. I są, bo jakość obsługi pogrzebowej faktycznie znacznie się poprawiła. Przy tej rewolucji ustrojowej - zdaniem Kordysa - zapomniano jednak o tym, by władze miejskie miały możliwość faktycznej kontroli tego, co się dzieje na cmentarzu.
- Jest źle? To wina prywatnego zarządcy, więc idźcie do niego - słyszeli ludzie w urzędzie.
- Jest źle, nie ma alejek? Miasto nie daje na to pieniędzy, idźcie więc do urzędu - słyszeli często na cmentarzu.
A może jednak zarząd?
Zarządca gospodaruje cmentarzem zgodnie z umową, jaką zawarło z nim miasto. Często robi więcej, choć wcale nie musi, ale czuje się w obowiązku pomóc, choćby ostatnio przez użyczenie koparki przy budowie studni na nowym cmentarzu. Natomiast gdy w urzędzie słyszą skargi, często rozkładają ręce, bo przecież cmentarzem zarządza prywatna firma, która wygrała przetarg, więc co oni mogą?
Otóż mogą wiele, twierdzi pan Janusz i dowodzi tego w pismach, które śle do przewodniczącego Rady Miejskiej i do burmistrza. Bierze też udział w posiedzeniach komisji prawa i porządku publicznego RM, gdzie wyłuszcza swoje racje, bo to przecież radni rządzą miastem, to oni decydują o wszystkim, a burmistrz ma jedynie wykonywać ich postanowienia. I co? Niewiele. Do dziś nie otrzymał ani jednej satysfakcjonującej go odpowiedzi. Nic też nie zmieniono w przepisach, choć zaangażowany oławianin przygotował stosowne projekty uchwał oraz nowy regulamin cmentarza.
- Miasto trudzi się nad utrzymaniem cmentarza, ale w sytuacji, jaka istnieje około 20 lat, żadnego sensownego ruchu wykonać nie może - tłumaczy Janusz Kordys w jednym z pism. - W obecnej sytuacji właściciel cmentarza nie jest w stanie sam przed sobą się rozliczać i skontrolować ani dostrzec istniejących nieprawidłowości. Bo jest przeciążony obowiązkami, bo i bez tego ma ich wiele, a cmentarz wydaje się niczym pilnym w natłoku bieżących spraw, tym bardziej że funkcjonuje dosyć sprawny i rzutki zarządca. Jest to złe rozwiązanie. Zarządca nigdy nie zastąpi właściciela, bez kierownictwa i nadzoru wszechstronnie uprawnionego zarządu!
Bo tu jest pies - nomen omen - pogrzebany. Wszystkim wydaje się, że zarządca, który zajmuje się cmentarzem, rozwiązuje sprawę. I to wygodne rozumowanie. Ale taka sytuacja nie jest do końca zdrowa. Ludzie myślą, że skoro zarządca zarabia na cmentarzu, niech inwestuje. On jednak nie będzie inwestował w nieswoje, na dodatek najpierw musi wykonać to, do czego zobowiązał się w umowie.
- Według mnie, nie trzeba wcale powoływać nowego zarządu wyłącznie dla cmentarza - pisze Kordys. - Wystarczy poszerzyć zakres obowiązków np. zieleni miejskiej i sprawę rozwiązać.
Jego zdaniem, gdyby nawet Stanisław Jaśnikowski był takim jednoosobowym zarządem cmentarza, na pewno doskonale znalazłby się w tej nowej roli, bo "to człowiek uczciwy i gdy weźmie na siebie jakieś obowiązki, wywiąże się z nich".
Podobnie jest w Brzegu czy Wrocławiu, gdzie władze samorządowe powołały jednostki budżetowe, będące formalnie zarządem cmentarzy. Taki zarząd i u nas mógłby wpływać na gospodarkę cmentarzami. Bo przecież prawo w Polsce obowiązuje, i to czasem bardzo szczegółowe. Zgodnie z nim pomiędzy grobami powinno być zapewnione przejście o szerokości co najmniej 50 cm. Czy wszyscy tego przestrzegają? A co z ławeczkami, ogrodzeniami, nasadzeniami, wysokimi podmurówkami itp.? Dzika cmentarna dżungla. Nie ma wymogów przygotowania i zatwierdzenia projektu nagrobka i jego otoczenia, choćby w formie prostego szkicu z wymiarami. Efekty każdy widzi. Jedni mają ławeczki między grobami, inni na ścieżce, jeszcze inni w obrębie ogrodzenia, którego wcale nie powinno być. A wszystko to na własną odpowiedzialność, choć za zgodą zarządcy, od którego zależy "być albo nie być" każdej ławeczki.
Zostawmy stary
Burmistrz Oławy Franciszek Październik przyznaje, że jakiś problem jest i trzeba go rozwiązać. Zgadza się, że idealnym rozwiązaniem byłoby najpierw budowanie alejek, utwardzenie ich, potem oznaczenie kwater, a dopiero na koniec wpuszczanie tam firm pogrzebowych. Taka kolejność jednak udaje się rzadko, więc jest, jak jest. I dopiero, gdy ktoś sygnalizuje problem, trzeba myśleć o poprawkach.
- Może faktycznie jakiś bardziej szczegółowy regulamin cmentarza trzeba by wprowadzić, coś doprecyzować - mówi. Zmiany miałyby jednak dotyczyć głównie nowego cmentarza, a nie tego, co już jest na starym cmentarzu, bo byłyby problemy z dotarciem do właścicieli grobów, opłaconych dawno temu. Na uwagę, że już dziś problem z dotarciem do rodzinnych grobów mogą mieć np. inwalidzi lub matki z dzieckiem na wózku, bo alejki są tarasowane przez ławeczki lub coraz większe nagrobki, odpowiada, że gmina nie ma obowiązku zapewnienia dojazdu wózkiem do każdego grobu. - Z wózkiem nie dojedzie, ale piechotą dojdzie - mówi burmistrz i nie przyjmuje argumentu, że to jest miejsce publiczne i nikt nie ma prawa ograniczać komuś prawa do korzystania z niego.
Październik podkreśla, że nie chce awantur z mieszkańcami, którzy wydali pieniądze na nagrobki, a teraz mieliby je likwidować lub przesuwać. Tym bardziej w grę nie wchodzi odtworzenie zlikwidowanej alei cmentarnej po lewej stronie od głównego wejścia, bo to musiałoby się wiązać z ekshumacją i przeniesieniem grobów. - To jest nie do przyjęcia - mówi i tłumaczy, że groby w alejce wzięły się z czasów, gdy stary cmentarz był już zapełniony, a z nowymi miejscami były problemy. Nie wyklucza jednak, by wydział gospodarki komunalnej i mieszkaniowej wziął na siebie obowiązki zarządu, który kontrolowałby to, co od tej pory będzie powstawało na obu cmentarzach.
Stanisław Jaśnikowski, którego firma od 20 lat zarządza cmentarzem, przestrzega jednak przed zbytnim regulowaniem wszystkiego: - Mamy już przy bramie regulamin, z którego jasno wynika, że stawianie ławeczek, czy wykładanie otoczenia grobu kostką, wszyscy robią na swoją odpowiedzialność.
Byle nie skłócać
Jaśnikowski, który siedzi w tym biznesie od lat, wie, że każdą wojnę łatwo zacząć, ale trzeba ją wygrać, natomiast tu mogłoby nie być wygranych. Dlatego on przede wszystkim stara się ludzi nie skłócać. - Jeżeli jest jakiś problem, bo ktoś wszedł z kostką na inny grób, staram się to rozwiązać - mówi. - I zawsze rozwiązuję. Ingeruję tylko wtedy, gdy ktoś przyjdzie ze skargą. Gdy ludzie się dogadują, po co interweniować? Zwykle jest zgoda jednej i drugiej rodziny z sąsiadujących grobów, a jeśli nie ma, każemy rozbierać. Gdy nie ma konfliktu, ja się nie będę wtrącał. Ludzie nie boją się do mnie przychodzić, przychodzą z każdym problemem. Przez 21 lat nie było większych problemów z ławeczkami, z kostką. A że panu Kordysowi coś przeszkadza, to trudno. Argument, że cmentarz jest przestrzenią publiczną i rodziny z sąsiadujących grobów nie mogą jej nikomu ograniczać, choćby się co do tego dogadały - wbrew prawu - nie trafia do zarządcy. Jego zdaniem, skoro nie możesz przejść tędy, to pójdziesz inną drogą i jakoś dojdziesz, a wszyscy będą zadowoleni. Jaśnikowski tłumaczy, że jeśli miasto będzie kiedyś robiło alejki z prawdziwego zdarzenia, ludzie chętnie odstąpią od tej kostki przed grobami, od wyłożonych płytkami podmurówek, od ławeczek na alejkach, bo przecież nie mają ich zagwarantowanych w umowie. Według Jaśnikowskiego każda rodzina deklaruje, że jeżeli przyjdzie taka potrzeba, z demontażem nie będzie żadnych problemów. Nie ma tego jednak na piśmie. A że może być różnie, pokazuje przykład jednego z nagrobków "wrastających" w alejkę, który od dwóch lat powinien być rozebrany, ale nie jest, bo sprawa się ciągnie. Jaśnikowski przyznaje, że od miesięcy śle pisma w tej sprawie.
Co do nowych grobów na kwaterze dziecięcej, odpowiada krótko, że ta kwatera nie ma przyszłości, bo dziś nie umiera już tyle dzieci, co kiedyś. Zresztą większość tych małych grobów nie ma opiekunów. Dlatego za jakiś czas i tak trzeba będzie zapełnić tę kwaterę grobami osób dorosłych.
- Szanuję pana Kordysa i jego uwagi, ale cmentarz funkcjonuje dobrze - ocenia Jaśnikowski. - Owszem, raz na jakiś czas idiota wyrwie krzyże, ale to incydent. Generalnie większych problemów nie ma, choć nie wykluczam drobnych usterek, jak wszędzie.
Oczywiście, jeżeli miasto uzna, że coś trzeba zmienić, Jaśnikowski deklaruje, że dostosuje się do nowych ustaleń: - Jeżeli ludzie uznają, że coś trzeba poprawić, oczywiście niech wprowadzają zmiany. Nie jestem przeciwnikiem lepszego.
Zdaniem Jaśnikowskiego jest wiele ważniejszych tematów "okołocmentarnych", którymi gazeta powinna się zająć. - Piszcie o zabytkowym murze, o zabytkowej bramie - mówi. - Niech miasto da pieniądze na ich remonty. To jest ważne, a nie czepiajcie się, że groby krzywo stoją.
Ceglany mur przy wejściu faktycznie się sypie i wymaga renowacji. Podobnie ze zniszczoną poniemiecką bramą cmentarną, na której wprawne oko zauważy napisy Brieg i Breslau. Niestety, burmistrz na razie nie daje nadziei. Brama i mur będą musiały poczekać. Ważniejsze są alejki. Przyszedł na nie czas właśnie teraz, gdy miasto ukończyło bądź kończy swoje wielkie inwestycje - ratusz i basen. - Co roku chcę wstawiać do budżetu wykonanie jakiejś alejki na starym cmentarzu - deklaruje burmistrz. - Na pewno nie da się wszystkiego zrobić w jeden rok, ale w cztery lata alejki powinny być gotowe.
Ogłoszenie przy cmentarnej bramie
*
Dla Stanisława Jaśnikowskiego cmentarz to rzecz nadzwyczajna. To święta rzecz. I jeśli jakaś babcia chce sobie postawić ławeczkę, niech ona stoi, dopóki nikomu nie przeszkadza. Podobnie z kostką wokół grobu. Zarządca cmentarza wspomina Kazimierza Domańskiego, który zbudował kościół jako samowolę i jakoś nikt mu tego nie kazał rozbierać, tylko wszystko zalegalizowano. Dlatego - jego zdaniem - niech te ławeczki na razie stoją, skoro nie stanowią problemu: - Nie utrudniajmy ludziom życia w tak intymnym miejscu. Nie będę robił niczego według jakiegoś wzornika, żeby wszystko było identyczne. To nie Wembley! Dlaczego ludziom nie dać swobody? Nie widzę potrzeby jakichś bardziej restrykcyjnych przepisów.
Dla Janusza Kordysa cmentarz to także rzecz nadzwyczajna: - Pamiętamy o prezentowaniu miasta na szerokim forum, ale zapominamy, że miejsca pamięci, jakimi są cmentarze, też są wizytówką miasta. Tu często żyli i pracowali nasi przodkowie. Tu się rodziliśmy i żyliśmy dla naszego otoczenia. Tu też kiedyś pozostaniemy... Stąd też te miejsca powinny być godne obywateli swojego miasta, o co powinny dbać jego władze. W swoim i ich imieniu.
Jerzy Kamiński [email protected]
Fot.: Janusz Kordys
Napisz komentarz
Komentarze