Jelcz-Laskowice 25 lat miasta
- Jesteś jedną z osób ostatnio wyróżnionych honorowym medalem "Zasłużony dla Jelcza-Laskowic". Zasługa to efekt jakiegoś działania...
- Myślę, że przede wszystkim to efekt mojej działalności samorządowej. W 1978 roku pierwszy raz uzyskałem mandat radnego GRN w Laskowicach Oławskich. W 1984 również wszedłem w skład GRN. Byłem też radnym po przełomie 1989/90 - od roku 1994 do 2006, a więc w trzech kolejnych kadencjach jelczańsko-laskowickiej Rady Miejskiej.
- Mandat radnego na pewno upoważnia do pobierania diet. Dobrze wiesz, że niektórzy radni potrafią cicho przesiedzieć wszystkie sesje, ograniczając się do podnoszenia rąk w czasie głosowania. Byli też tacy, którzy nie potrafili odróżnić prostoty od prostaty...
- Zgadzam się. Moim zdaniem, w czasach PRL-u najwięcej wnosili radni, którzy byli pracownikami Jelczańskich Zakładów Samochodowych. Tak też było w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia i w pierwszej połowie pierwszej dekady tego wieku. W kadencji GRN, która rozpoczęła się w roku 1984, mandat radnego miało dziesięciu pracowników JZS. Stworzyliśmy zakładowy zespół radnych, a mnie powierzono szefowanie tej nieformalnej grupie.
- I wtedy zaczął wykluwać się pomysł utworzenia miasta?
- To była autorska propozycja całego zespołu. Ideę tę przedstawiliśmy ówczesnemu dyrektorowi JZS Janowi Dalgiewiczowi, który w pełni zaakceptował pomysł. I zaczęło się forsowania tematu na forum GRN. Był dobry układ - przewodniczącym GRN był Zbigniew Jankowski, I sekretarzem Komitetu Gminnego PZPR Franciszek Put, a jego zastępcą Stanisław Grzesik - wszyscy wywodzili się z "Jelcza". To ułatwiało porozumienie. W sprawę bardzo zaangażowała się też ówczesna naczelnik gminy Maria Jaworska.
- Aktywnie uczestniczyłeś w procesie tworzenia miasta...
- Pierwsze "schody" zaczęły się w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Trzeba było uzyskać pozytywną opinię tego organu. Ówczesny I sekretarz Zdzisław Balicki decyzję uzależnił od wyników referendum. Przeprowadzono je w osiedlach spółdzielczych oraz w "hotelowym". Zdecydowana większość mieszkańców opowiedziała się za takim rozwiązaniem. Oczywiście, ówczesne głosowanie miało charakter opinii, nie było to referendum, z którego wyniku dziś wynikają określone konsekwencje prawne. Przeprowadzono też spotkania konsultacyjne w Jelczu i Laskowicach, a także na "starym osiedlu". Prawie wszyscy mieszkańcy obu wsi byli na "nie", a na "starym osiedlu" głosy się podzieliły po połowie. GRN powołała zespół ds. nadania praw miejskich, któremu szefowałem jako wiceprzewodniczący ds. samorządu mieszkańców. Zbieraliśmy opinie z miejscowości, które prawa miejskie uzyskały kilka lat wcześniej. Wszędzie przekonywano nas, że sprawę warto doprowadzić do końca, że jest to korzystne dla mieszkańców. Radzono nam też, jak przeprowadzić cały proces. W tych spotkaniach, oprócz mnie, uczestniczyli: dyrektor OBR Henryk Orzechowski, dyrektor JZS ds. pracowniczych Jan Dubielak i mecenas Zygmunt Wolf. Zbieraliśmy materiały, by przekonać radnych. Ostatecznie utworzenie miasta przeforsowano na forum GRN tylko trzema głosami.
- Można to uznać za "powiew" demokracji...
- Decyzja o utworzeniu miasta na pewno nie była narzucona arbitralnie, mimo że pomysł urodził się w "Jelczu", który wtedy decydował o wszystkich najważniejszych sprawach, dotyczących gminy.
- Nie miałeś wątpliwości, czy utworzenie miasta ma sens?
- Byłem pewny, że prędzej czy później to nastąpi. Z perspektywy 25 lat widać, że miałem rację. Opinię tę teraz podziela zdecydowana większość mieszkańców J-L. Przyznaję, że na początku władze gminy obiecywały poprawę życia w różnych dziedzinach, może czasem na wyrost. Teraz można powiedzieć, że niemal wszystko zostało spełnione.
- Przyczyniły się do tego zmiany po przełomie 1989-1990...
- Na pewno. Wprowadzenie gospodarki wolnorynkowej stworzyło nowe możliwości funkcjonowania oraz rozwoju miasta i gminy. Powstało wiele nowych placówek handlowych i usługowych, a także zakładów produkcyjnych. Mamy prężną strefę ekonomiczną. O tym nie decydował "Jelcz" czy GS. Jest to efekt odpowiedniej polityki gospodarczej, prowadzonej przez władze miasta oraz swobodnego angażowania się mieszkańców. Nie ma już "Jelcza", dającego pracę dziesięciu tysiącom ludzi, a mimo to mamy najniższy wskaźnik bezrobocia w województwie dolnośląskim.
- Gdy w 1978 roku pierwszy raz odbierałeś mandat radnego, miałeś 27 lat. Co sprawiło, że w tak młodym wieku zostałeś zauważony?
- Pracę w "Jelczu" zaczynałem jako tokarz. Potem byłem mistrzem, pełniłem też funkcje kierownicze. To mi nie wystarczało, odczuwałem potrzebę działania. Wstąpiłem więc do ZSMP. Również w tej organizacji dość szybko zacząłem pełnić funkcje kierownicze. Najpierw byłem przewodniczącym zakładowego koła, w końcu przewodniczącym Zarządu Fabrycznego ZSMP. Chyba moja działalność w tej organizacji młodzieżowej była widoczna, bo - przy ustalaniu listy Frontu Jedności Narodu - zaproponowano mi start w wyborach.
- Czy wstępując do ZSMP, kierowałeś się pobudkami ideologicznymi? Wtedy mówiono, że ZSMP jest "przedszkolem" PZPR...
- To nie była kwestia ideologii. Gdyby w "Jelczu" nie było ZSMP, a np. Związek Młodzieży Wiejskiej, to na pewno wstąpiłbym do ZMW. Odczuwałem potrzebę działania i wiedziałem, że w pojedynkę niewiele można osiągnąć. Liczba osób uczestniczących w tworzeniu miasta J-L jest najlepszym uzasadnieniem tej tezy. Chcę też podkreślić, że u nas w "Jelczu" ZSMP nie był zależny od PZPR. Odbywały się wspólne posiedzenia, ale młodzieżowcy uczestniczyli w nich jako równoprawni partnerzy. Nie wszyscy członkowie ZSMP wstępowali do partii. W "niepartyjnym" jelczańskim samorządzie pracowniczym i jelczańskiej "Solidarności" było sporo osób z przeszłością zetesempowską. Po zamachu na papieża Jana Pawła II jelczański ZSMP przesłał arcybiskupowi Henrykowi Gulbinowiczowi wyrazy żalu, bez jakiegokolwiek uzgadniania tego z kimkolwiek. Metropolita wrocławski podziękował za wyrazy współczucia i przekazał członkom jelczańskiego ZSMP "pozdrowienia w Chrystusie". Nie wszystkim to się spodobało!
- Swoją społeczną działalność kontynuowałeś w PZPR...
- Nadal odczuwałem potrzebę działania, a po ukończeniu 35. roku życia nie mogłem się już udzielać w ZSMP. W zakładowej organizacji partyjnej pełniłem funkcję sekretarza ds. propagandy. Kontynuacja działalności w PZPR była moim wyborem, nikt mnie do tego nie zmuszał. Nie kierowałem się ideologiami marksizmu, leninizmu, czy czegoś tam jeszcze.
- Na ostatnich jubileuszowej uroczystości wręczono 25 honorowych medali "Zasłużony dla Jelcza-Laskowic". Nie wydaje ci się, że na liście odznaczonych powinno znaleźć się więcej osób?
- Na pewno tak. Nie wiem, według jakiego klucza ustalano tę listę. Ale jestem przekonany, że powinien znaleźć się na niej Franciszek Put. To, że kiedyś był I sekretarzem Komitetu Gminnego PZPR, wcale go nie dyskredytuje. Był i jest bardzo porządnym człowiekiem. Ten trochę ortodoksyjny działacz ponad 25 lat temu bardzo angażował się w sprawę uzyskania praw miejskich, wiele kwestii załatwił w ówczesnej Radzie Państwa. Należałoby też wyróżnić dyrektora OBR Henryka Orzechowskiego. Trzeba też pamiętać, że do roku 1990 w powiecie oławskim jedyną oficjalną lokalną gazetą był "Głos Jelcza". Było to pismo zakładowe, ale na jego łamach wiele miejsca poświęcano sprawom gminy Laskowice Oławskie, przemianowanej w 1987 na gminę Jelcz-Laskowice. O jej sprawach pisał głównie Michał Szczupak. Jego teksty były krytyczne, ale zarazem konstruktywne. Myślę, że Michała również należałoby uhonorować. Dobrze byłoby, żebyś przypomniał sylwetkę tego nietuzinkowego dziennikarza.
Nasunęły mi się te trzy nazwiska, na pewno można byłoby wymienić więcej osób godnych uhonorowania. Na uroczystej sesji burmistrz Kazimierz Putyra zapewnił, że w bieżącym jubileuszowym roku można jeszcze wnioskować o wyróżnienie honorowym medalem "Zasłużony dla Jelcza-Laskowic"osób oraz organizacji, które wniosły coś konkretnego na etapie tworzenia miasta J-L lub przyczyniły się do jego rozwoju.
- Skoro wspomniałeś o nieistniejącym "Głosie Jelcza", zapytam o nieistniejący "Jelcz". Czy twoim zdaniem były szanse na kontynuację działalności tej fabryki?
- W układzie właścicielskim, który wytworzył się w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku, "Jelcz" nie miał szans. Trzeba było trzymać się "Volvo". Ta firma wciąż działa przy ul. Mydlanej we Wrocławiu, a Sobiesław Zasada jest w Monaco. Alternatywą było nawiązanie współpracy z firmą MAN, która swego czasu była zainteresowana produkcją swoich pojazdów w "Jelczu". Dobrze, że żyje spółka "Jelcz-Komponenty". Także cieszy rozwój miasta Jelcz-Laskowice, które nie powstałoby bez Jelczańskich Zakładów Samochodowych.
Reklama
Z Witem Suchym, radnym Gminnej Rady Narodowej w Laskowicach Oławskich, a jednocześnie jedną z osób, które przyczyniły się do powstania miasta Jelcz-Laskowice - rozmawia Jerzy Smyk
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze