Gmina Jelcz-Laskowice
O tym, że w rejonie wójcickiego boiska najprawdopodobniej niezgodnie z prawem wycięto i wyrwano z korzeniami kilkanaście dorodnych drzew, pisaliśmy pod koniec stycznia ubiegłego roku, w artykule "Pojawiasz się i znikasz..." ("GP-WO" nr 4/2011). Przypomnijmy, że nasz reporter zainteresował się tą wycinką przy okazji przeprowadzania wywiadu z byłym prezesem klubu sportowego Zalesie Wójcice. Widział wówczas, jak pocięte drzewa wywożono z boiska specjalistycznym samochodem, należącym do właścicieli pobliskiego tartaku - braci G. Potem okazało się, że większość pociętych drzew wróciła na przyboiskową działkę, skąd zabrali je już na trwałe pracownicy Zakładu Gospodarki Komunalnej. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że było to efektem prowadzonego przez policję dochodzenia, a zabrane z boiska drzewo zabezpieczono jako dowód w sprawie...
Były prezes Zalesia sugerował naszemu reporterowi, że drzewa wycięto najprawdopodobniej jeszcze w grudniu 2010. Przy okazji tej "rabunkowej wycinki" zniszczono część wiaty, osłaniającej ławki dla rezerwowych zawodników. W czasie zeznań, złożonych 17 stycznia 2011 na komisariacie jelczańskiej policji, były prezes oszacował koszt odtworzenia zniszczonej wiaty na kwotę 1.150 zł. Podał także nazwiska trzech osób, które jego zdaniem mogły mieć związek z nielegalną wycinką. Wśród nich miał być wójciki radny i przewodniczący Rady Miejskiej w Jelczu-Laskowicach Henryk Koch.
Obywatelska powinność, czyli kto sypnął?
Z policyjno-prokuratorskich i sądowych akt trudno się zorientować, kiedy dokładnie i z czyjej inicjatywy jelczańscy policjanci rozpoczęli działania. Funkcjonariusze także dokładnie tego nie pamiętają. - Być może to było po jakimś anonimowym telefonie? - próbuje sobie przypomnieć komendant Wojciech Jakubowski. Formalne wszczęcie dochodzenia nastąpiło 19 stycznia 2011, a więc w dniu, w którym do Komisariatu Policji w Jelczu-Laskowicach wpłynęło pismo Romana Litwickiego, kierownika Wydziału Architektury i Nieruchomości Urzędu Miasta i Gminy Jelcz-Laskowice. Jako odpowiedzialny za sprawy ochrony środowiska, poinformował policję, że nieznani sprawcy wycięli bez zezwolenia osiem lip i jedenaście robini akacjowych, rosnących na działce nr 182 w Wójcicach, należącej do gminy J-L. Litwicki prosił jednocześnie o ustalenie sprawców tego zdarzenia, celem ich ukarania.
Najprawdopodobniej policjanci zaczęli działać po sygnale od pragnącego zachować anonimowość mieszkańca Wójcic. To on właśnie 12 stycznia zawiadomił o wycince oławskiego starostę. Zniszczone drzewa zauważył kilka dni wcześniej, będąc na spacerze z psem w rejonie boiska sportowego. Chaotyczny i mało fachowy sposób wycięcia lub usunięcia drzew z korzeniami nawet laikowi mógł się wydać podejrzany. Wójciczanin zareagował więc po obywatelsku...
Nieregulaminowe usytuowanie
Reakcja jelczańskich policjantów, jak na nasze lokalne standardy, była dość szybka. 17 stycznia przesłuchali Daniela B., bo sądzili, że jako szef wójcickiego klubu sportowego na pewno musi coś wiedzieć o zniszczeniu drzew. B. w tym czasie nie był już jednak prezesem Zalesia, ale on właśnie kilka lat wcześniej podpisywał z ówczesnym burmistrzem Bogdanem Szczęśniakiem umowę na wydzierżawienie gruntu, na którym zlokalizowane jest boisko sportowe. Nie obejmowała ona jednak przyległych działek, na których w zwartej formie rosły drzewa. Niektóre z nich były bardzo blisko sportowej murawy, za blisko. Z tego powodu przyjeżdżający na mecze do Wójcic sędziowie często zwracali uwagę na zagrożenia dla piłkarzy, stwarzane przez nieregulaminowo usytuowane drzewa.
Latem 2010 działacze Zalesia rozpoczęli gruntowny remont boiska. Wyrównano teren, usunięto chwasty i kamienie, zasiano nową trawę, rozpoczęto budowę nowych szatni i kamiennego grilla. Przy okazji postanowiono zrobić porządek z nieregulaminowo rosnącymi drzewami.
- Na jednym z zebrań klubowych, w których uczestniczyłem jako mieszkaniec Wójcic, interesujący się sprawami sportu w swojej miejscowości, zapytano mnie, co trzeba w tej sprawie zrobić - opowiada Henryk Koch. - Odpowiedziałem, że należy wystąpić z pisemnym wnioskiem do burmistrza i uzyskać zgodę na wycinkę. To był mój jedyny związek z tą sprawą.
Zgodę miał załatwić zarząd klubu, na czele którego stał wtedy Daniel B., ale nie zdążył, bo jesienią 2010 w klubie nastąpiła rewolucja kadrowa. B. odwołano z funkcji prezesa i wybrano nowy zarząd. - Zrobiono to nielegalnie, co potwierdzili później przedstawiciele Rady Powiatowej Zrzeszenia LZS w Oławie, ale machnąłem ręką, bo nie mam zwyczaju pchać się tam, gdzie mnie nie chcą - mówi były prezes.
Trener się przyznaje
Na wspomnianym przesłuchaniu Daniel B. wskazał na nowych członków zarządu Zalesia, jako na potencjalnych sprawców wycinki drzew. Policjanci poszli tym tropem. Chociaż na początku działali trochę po omacku i bez większych sukcesów, w końcu trafili na sprawcę. Do wszystkiego przyznał się Waldemar K., mieszkaniec Wójcic i trener piłkarzy Zalesia, zatrudniony jednocześnie przez gminę Jelcz-Laskowice jako animator sportu wśród dzieci i młodzieży, pracujący na boisku "Orlik" przy Publicznej Szkole Podstawowej nr 2 w Jelczu-Laskowicach. Podczas przesłuchania zeznał, że wyciął drzewa sam, piłą spalinową, 8 stycznia 2011. Zrobił to, bo bał się, że wiosną nie będą mogły się rozpocząć rozgrywki na wójcickim boisku. Władze Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej bardzo zaostrzyły przepisy i drzewa rozmieszczone zbyt blisko murawy mogłyby uniemożliwić zdobycie licencji. Był też przekonany, że działacze poprzedniego zarządu klubu załatwili z władzami gminy zgodę na wycinkę drzew. Drewno z wyciętych lip miało być wykorzystane do budowy ławek dla kibiców, a akacje miały służyć jako opał do grilla. Waldemar K. zeznał, że po publikacji w "Gazecie Powiatowej" we wsi i w gminie zrobił się szum. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wyciął drzewa nielegalnie. Mocno się tego przestraszył. Poprosił więc kilku kolegów z klubu o pomoc w zatuszowaniu niezgodnego z prawem działania. Pocięte na kawałki akacje wywieźli razem do lasu, w stronę Dobrzynia i ukryli w zagajniku, przykrywając gałęziami. Dłużyzny, pochodzące głównie z wyciętych lip, wróciły na boisko, bo ojciec braci G. ocenił, że drewno jest złej jakości i nie będzie się nadawało do przerobienia na deski ławkowe. Waldemar K. wskazał policjantom miejsce ukrycia pociętych akacji, a w dalszym postępowaniu uzgodnił dobrowolne poddanie się karze. 30 maja 2011 oławski Sąd Rejonowy zatwierdził ustalone w prokuraturze warunki. Waldemar K. został ukarany grzywną w wysokości 800 zł oraz musiał ponieść koszty i opłaty sądowe w kwocie 170 zł. Po kilku dniach wyrok się uprawomocnił.
Zdaniem Edwarda K., skarbnika nowego zarządu Zalesia, Waldemar K. to dobry chłopak, całym sercem i duszą oddany wójcickiemu klubowi i miejscowej młodzieży. Wszystkiemu jest winien były prezes klubu, bo to on, z zemsty za odwołanie z funkcji, zrobił szum w sprawie wyciętych drzew, a sam nie jest święty.
- To bzdury! - ripostuje Daniel B. - Dziś jestem szczęśliwy, że pozbyłem się tego strupa na głowie, jakim było Zalesie. Przez osiem lat prezesowania wtopiłem w ten klub mnóstwo prywatnych pieniędzy, utrzymywałem nie tylko seniorów, ale także juniorów, a na koniec nie usłyszałem nawet prostego słowa "dziękuję".
Starostwo umarza
Niemal równolegle z postępowaniem karnym, prowadzonym przez policję i prokuraturę, w oławskim Starostwie Powiatowym toczyło się postępowanie administracyjne. Miało na celu wymierzenie gminie Jelcz-Laskowice kary pieniężnej za wycięcie drzew bez zezwolenia. Trwało niemal rok i zakończyło się wydaniem decyzji o umorzeniu postępowania. Jej autor - naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Piotr Łuciw - stwierdził, że zgodnie z art. 83 ust. 1 ustawy z 16 kwietnia 2004 o ochronie przyrody, usunięcie drzew lub krzewów z terenu nieruchomości może nastąpić po uzyskaniu zezwolenia, które w odniesieniu do nieruchomości będących własnością gminy, wydać powinien starosta. W przypadku nielegalnej wycinki, wymierza się administracyjną karę pieniężną, ale tylko na tego, kto może uzyskać zezwolenie na usunięcie drzew. - Jak wynika ze zgromadzonego materiału dowodowego w niniejszej sprawie, drzewa wycięła osoba, która nie mogła uzyskać takiego zezwolenia, ze względu na brak prawa do nieruchomości, która stanowiła własność gminy Jelcz-Laskowice - czytamy w decyzji sygnowanej przez Piotra Łuciwa. - Nie może więc ponosić odpowiedzialności administracyjnej, określonej w art. 88 ustawy o ochronie przyrody. Przedstawione stanowisko zajął między innymi Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 8 marca 2007 (II OSK 429/06).
Trener wciąż animuje
Ponieważ Starostwo nie wymierzyło karnej opłaty, nie ustaliło też jej potencjalnej wysokości. Na naszą prośbę naczelnik Łuciw wyliczył, że byłoby to ok. 403 tys. zł. Dodał, że teraz gmina Jelcz-Laskowice powinna naliczyć taką opłatę i dochodzić jej od sprawcy wycinki.
Z tą opinią nie zgadza się burmistrz Kazimierz Putyra: - Moi prawnicy ustalili, że moglibyśmy jedynie zażądać zwrotu rzeczywistej wartości wyciętych drzew, a to obliczono na zaledwie 1.108 zł. Koszty ewentualnego procesu cywilnego, a tylko w takiej formie moglibyśmy dochodzić swoich roszczeń, byłyby znacznie wyższe. Nie warto więc sobie tym głowy zawracać. To są grosze...
Zapytaliśmy Putyrę, czy nie przeszkadza mu, że osoba z wyrokiem karnym za antyekologiczne działanie, pracuje u niego jako animator sportu wśród dzieci i młodzieży? - On nie jest pracownikiem samorządowym, więc nie łamiemy prawa - tłumaczy burmistrz. - Zatrudniamy go na umowę zlecenie i płacimy mu po połowie ze Szkolnym Związkiem Sportowym. A czy ma zły wpływ na młodzież? Na tym "Orliku" on tylko furtkę zamyka i otwiera...
Waldemar K. nie chciał z nami rozmawiać o nielegalnej wycince i o swojej pracy na "Orliku". Zapytał tylko, po co to robimy i ostrzegł, że powinniśmy trzymać cały czas głowę z tyłu, bo tak jak jemu, nam też może się kiedyś coś złego przytrafić.
Krzysztof A. Trybulski
Napisz komentarz
Komentarze